The Suicide of Rachel Foster - recenzja

The Suicide of Rachel Foster /materiały prasowe

​Lubicie ciekawe, tajemnicze opowieści, a przy tym nie przeszkadza wam, że gra jest bardziej "symulatorem chodzenia" niż grą? Poznajcie bliżej The Suicide of Rachel Foster.

Oczywiście tzw. symulatory chodzenia to nic nowego. Gry, których twórcy skoncentrowali się na opowiadaniu ciekawych historii czy budowaniu gęstej atmosfery, marginalizując rolę samej rozgrywki, zaczęły zdobywać popularność już lata temu (mówi się, że wszystko zaczęło się od Dear Esther, ale z pewnością nie była to pierwsza produkcja tego typu). Obecnie każdego roku pojawia się przynajmniej kilka, które warto polecić. Wymieniając te wydane w 2020, na pewno nie będzie można pominąć The Suicide of Rachel Foster.

Gra opowiada tragiczną historię, która wydarzyła się w 1982 roku w hrabstwie Lewis and Clark. Wówczas posiadający żonę i dziecko Leonard McGrath wdał się w romans z córką miejscowego pastora, tytułową Rachel Foster. Dziewczyna miała wówczas zaledwie 16 lat, a co gorsza, jej znajomość z McGrathem poskutkowała zajściem w ciążę. Biedaczka, spodziewając się tego, jak jej życie potoczy się dalej, postanowiła gwałtownie je zakończyć, skacząc z urwiska.

Reklama

Nasza przygoda rozpoczyna się dziesięć lat później, kiedy to córka McGratha, Nicole, przybywa do zamkniętego, rodzinnego hotelu. Po śmierci ojca dziewczyna ma się zająć sfinalizowaniem sprzedaży nieruchomości oraz zabraniem ostatnich osobistych rzeczy. Niestety ma pecha, bo intensywne opady śniegu odcinają ją od świata zewnętrznego i zmuszają do pozostania w hotelu przez dziewięć dni. W tym czasie będziemy jej towarzyszyć, poznając rozmaite wydarzenia z przeszłości.

Cała rozgrywka to tak naprawdę chodzenie, eksplorowanie hotelu, prowadzenie rozmów (Rachel dzięki walkie-talkie ma kontakt z Irvingiem, pracownikiem Federalnej Agencji Zarządzania Kryzysowego) oraz wysłuchiwanie przemyśleń głównej bohaterki. The Suicide of Rachel Foster trudno byłoby nawet nazwać przygodówką, bo nie ma w niej zbierania przedmiotów czy rozwiązywania łamigłówek. To - jako się już rzekło - symulator chodzenia, z wszystkimi dobrodziejstwami i przywarami tego gatunku. Przedstawiona opowieść jest w pełni liniowa i prowadzi nas do jednego, ustalonego zakończenia. Wybory dotyczące dialogów, dokonywane od czasu do czasu przez gracza, niczego nie zmieniają.

Jednak podczas rozgrywki w The Suicide of Rachel Foster nie sposób się nudzić. Opowieść jest interesująca i podtrzymuje zaciekawienie aż do samego finału, każdego dnia mamy odmienne zadanie do wykonania, a po hotelu możemy się poruszać dość swobodnie. Sam budynek został zaprojektowany wręcz wzorowo - zarówno pod względem rozkładu pomieszczeń czy wyglądu poszczególnych lokacji. Jest to miejsce nie tylko różnorodne, ale i rozległe, więc samo przemierzanie go zajmie wam sporo czasu. Z kolei na przejście całej gry będziecie potrzebowali trzech-czterech godzin.

The Suicide of Rachel Foster wypada bardzo dobrze i pod względem grafiki, i pod względem udźwiękowienia. Nieważne, do której części hotelu trafiamy, w każdej jest co podziwiać. Wszędzie jest pełno szczegółów, a także miłej dla oka gry świateł i cieni. Klimat jest bardzo umiejętnie budowany za sprawą realistycznych, tajemniczych dźwięków, a aktorzy podkładający głosy pod Rachel i Irvinga spisali się na medal. Zdecydowanie polecam grać na słuchawkach!

Można narzekać, że The Suicide of Rachel Foster jest krótka. Nie każdemu będzie się podobać, że tak naprawdę mało tutaj gry w grze. Jednak każdy miłośnik interesujących i tajemniczych historii oraz symulatorów chodzenia powinien być z niej zadowolony. Nie brakuje w niej niczego, co ważne w tego typu produkcjach.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama