The Last of Us 2 - recenzja

The Last of Us 2 /materiały prasowe

The Last of Us 2 to gra ze wszech miar genialna. Byłbym skłonny się założyć, że w nic lepszego (nie licząc Cyberpunka 2077) w tym roku nie zagramy.

Pamiętam, jak na koniec epoki PlayStation 3 wszyscy zachwycaliśmy się God of War 3 - tym, jak wyglądało, ale i tym, ile frajdy dostarczało i jak bardzo było dopracowane. Tak jak wtedy nie mogliśmy wyjść z podziwu, ogrywając kolejną część przygód Kratosa, tak teraz będziemy się żegnać z PlayStation 4, przeżywając ciąg dalszy historii Ellie. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego, ile pracy Naughty Dog włożyło w to, by The Last of Us 2 stało się tym, czym jest.

Nie zamierzam rozpisywać się zbytnio o fabule, bo ryzyko, że napisałbym zbyt wiele, jest całkiem spore. A nie chcę psuć nikomu ani odrobiny z poznawania i przeżywania tego dzieła (używam tego określenia z całą jego mocą). Wystarczy wam wiedzieć, że gra przedstawia ciąg dalszy historii Ellie, ale wbrew temu, co można było sądzić, śledząc przedpremierowe doniesienia, nie jest to jedyna postać, w którą się wcielamy. Opowieść wciąga od pierwszej chwili i nie pozwala się nudzić aż do samego końca. Przeciwnie, świetnie trzyma w napięciu, wzbudza emocje (raczej smutek i przygnębienie niż radość, ale tego się chyba spodziewaliście) i nie pozwala się zbyt szybko rozszyfrować. Co więcej, jest długa. Jak na liniową, zrealizowaną z takim rozmachem i dopracowaną w każdym calu grę, 25-30 godzin to według mnie świetny wynik. A później warto zabawić się jeszcze raz, w trybie New Game +, i poszukać wszystkich poukrywanych przez twórców smaczków.

Reklama

Pod względem rozgrywki The Last of Us 2 nie zaskakuje pomysłami, za to zaskakuje wykonaniem. Naughty Dog ponownie wymieszało eksplorację, skradanie się, walkę (zarówno wręcz, jak i przy użyciu broni palnej) oraz rozwój postaci, ale zrobiło to w sposób perfekcyjny. Proporcje między poszczególnymi częściami składowymi zostały wymierzone z aptekarską dokładnością. Nie sposób poczuć i niedosyt, i przesyt. A wszelkie "urozmaicacze" wprowadzone przez twórców spełniają swoją funkcję wyśmienicie.

Nowości, rzecz jasna, także nie mogło zabraknąć. Poza nowymi postaciami, o których już wspomniałem, mamy oczywiście zupełnie nowe lokacje (prezentowane przed premierą fragmenty Seattle w stanie Waszyngton to nie wszystko, co przygotowano), a także nieznane wcześniej rodzaje przeciwników. Nowe rodzaje zombie wymuszają na nas opracowanie nowych taktyk. Jednak są głupie (jak to zombie), czego nie można powiedzieć o ludzkich wrogach. Ci potrafią się świetnie organizować i prowadzić skuteczne poszukiwania, wykorzystując do tego psy tropiące. Adrenalina zaczyna momentami wręcz buzować we krwi. The Last of Us 2 to nie gra akcji, o czym warto pamiętać. To survival, w którym lepiej skradać się, uciekać i zabijać po cichu niż walczyć. No, może nie na najniższym poziomie trudności, dlatego sugeruję wybór tych wyższych.

Wszystkie lokacje bez wyjątku zostały fantastycznie wykonane. Nie chodzi mi tylko o level design, który wypada chyba jeszcze lepiej niż w części pierwszej (wydawać by się mogło, że to niemożliwe, a jednak), ale także o atmosferę, która wręcz wychodzi z ekranu i spowija nas niemal na każdym kroku. Autentyczność i realność świata, do którego trafiamy, są po prostu porażające. Autorzy wyczyniają cuda, wykorzystując do tego obraz i dźwięk. Za ich pomocą budują niesamowitą wizję apokalipsy - momentami przerażającą, momentami drastyczną, momentami straszną i wywołującą ciarki, a momentami dającą promyczek nadziei.

A jeśli idzie o techniczną stronę, to jestem niemal pewien, że niczego ładniejszego na tej generacji konsol już nie zobaczymy. No, może Cyberpunk 2077 będzie robił większe wrażenie, ale nie sądzę, bo przy otwartej konstrukcji świata trudno będzie wywołać aż taki opad szczęki, do jakiego dochodzi podczas podziwiania The Last of Us 2. I pomyśleć, że wystarczyło do tego PlayStation 4 w zwykłej odmianie. Musiałem się jedynie pogodzić z okazjonalnymi spadkami płynności. No, ale coś za coś.

The Last of Us 2 to gra ze wszech miar genialna. Jej zalety można wymieniać i wymieniać (co też czynię poniżej, w plusach), ale i tak trudno oddać słowami cały jej kunszt. Naughty Dog po raz kolejny pokazało, że potrafi tworzyć wirtualne przygody, o których rozmawia się nie tylko na lata przed premierą, ale i wiele lat po niej. Z chęcią zagram w jej remaster na PlayStation 5, gdy tylko się ukaże. Choć nie sądzę, że przeżyję go bardziej, bo to nie (tylko) w grafice tkwi maestria The Last of Us 2. Tkwi... w zasadzie w każdym jej aspekcie.

Artur

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy