The King of Fighters XV - recenzja

​The King of Fighters to seria, której większość młodych graczy nie będzie kojarzyć. Ale teraz wszyscy oni mają dobrą okazję, aby się z nią zapoznać.

King of Fighters to marka wywodząca się jeszcze z czasów, w których w domach grywało się na NES-ie, Atari czy Amidze, a po dodatkową porcję wrażeń szło się do salonu z automatami. W tych miejscach królowały m.in. produkcje firmy SNK. Metal Slug, Samurai Shodown, Fatal Fury, Sengoku, Super Sidekicks i w końcu także The King of Fighters - to wszystko przeboje z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, w które nie zagralibyśmy, gdyby nie SNK. Co ciekawe, ten japoński producent i wydawca wciąż nieźle sobie radzi, wypuszczając regularnie kolejne odsłony swoich dawnych szlagierów. Jednym z nich jest The King of Fighters XV. Czy bijatyka w starym, dobrym stylu ma szansę przebić się na współczesnym rynku?

Reklama

Jeśli nigdy (albo dawno) nie graliście w The King of Fighters, przygodę z piętnastą odsłoną radzę rozpocząć od samouczka. Opanujecie dzięki nim nie tylko podstawowe ruchy, ale także oryginalne mechanizmy z MAX Mode na czele (dodajmy, że tym razem podzielono go na Raw MAX i Quick MAX). Gdy już nauczycie się walczyć (przynajmniej w tym podstawowym zakresie), czeka na was szereg trybów, z których na pierwszy szereg wybija się fabuła. Poza tym możecie stoczyć luźny pojedynek ze sztuczną inteligencją, a także, rzecz jasna, wziąć udział w zmaganiach online. Warto przy tej okazji docenić twórców, bo w module sieciowym zawarli wszystko, co można by sobie zamarzyć - mecze rankingowe, sporą liczbę ustawień, możliwość oglądania walk innych graczy...

The King of Fighters XV opiera się, podobnie jak poprzedniczki, na potyczkach pomiędzy trzyosobowymi zespołami. Swoją trójkę składamy, wybierając spośród aż 39 grywalnych postaci. Co więcej, 12 kolejnych twórcy dodadzą po premierze, w formie DLC. Nie zabrakło ani kultowych dla serii bohaterów, ani debiutantów, takich jak Isla, Dolores czy Krohnen. Projekty wojowników są naprawdę dobre i pozwalają w mgnieniu oka ocenić, z kim mamy do czynienia. Jedne postacie to powolni siłacze, inne wyróżniają się zwinnością i szybkością, jeszcze inne starają się wyważyć jedno i drugie... Oczywiście każdy śmiałek dysponuje własnym wachlarzem ciosów. Sprawdzenie ich wszystkich po kolei i zapoznanie się z charakterystyką oraz możliwościami powinno być tradycyjnie pierwszą czynnością po uruchomieniu gry.

Członkowie każdej trójki biorą udział w walkach po kolei. Nie wspierają się w żaden sposób. Po prostu gdy jedna z nich przegra, na plac boju wkracza kolejna. Przegrywa ta drużyna, która jako pierwsza straci wszystkich wojowników. Proste. Niezbyt skomplikowana jest także mechanika walki. System opiera się na wyprowadzaniu ciosów rękami i nogami za pomocą czterech podstawowych przycisków na padzie. Oczywiście pomimo tej prostoty kombinacji jest całe mnóstwo i opanowanie każdej postaci zajmie wam sporo czasu. Autorzy wprowadzili ponownie mechanikę Rush Mode, która wywołała sporo kontrowersji w poprzedniej odsłonie. Pozwala ona wyprowadzić zabójczego combosa za pomocą zaledwie jednego przycisku. Wymaga tylko podejścia do przeciwnika na odpowiedni dystans.

Starzy wyjadacze każą popukać się do głowy, z kolei świeżacy powinni się ucieszyć, że ktoś o nich pomyślał. Ważnym elementem systemu walki w The King of Fighters XV są także mechaniki nazwane Max Mode i Quick Max Mode. Po naładowaniu paska znajdującego się u dołu ekranu możemy wyprowadzać dodatkowe, specjalne ciosy. Z kolei zupełną nowością jest Shatter Strike, czyli technika pozwalająca sparować atak i wyprowadzić kontrę, która ogłusza na chwilę rywala. To kolejna rzecz, którą powinniście opanować zaraz po rozpoczęciu przygody z bijatyką SNK Playmore.

The King of Fighters XV jest nieco bardziej przystępne dla nowicjuszy (chyba przede wszystkim z myślą o nich wprowadzono Rush Mode), ale to nie znaczy, że twórcy zerwali z rodowodem tej serii. To w dalszym ciągu bijatyka skierowana do zagorzałych miłośników gatunku, tych pamiętających jeszcze czasy jego świetności. Ci nie zwrócą nawet uwagi na to, że The King of Fighters XV wygląda dość przeciętnie. Ani na to, że fabuła pozostawia sporo do życzenia. Skupią się przede wszystkim na emocjonującym i dopracowanym systemie walki. I na tych blisko czterdziestu postaciach do sprawdzenia i opanowania.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy