The Inquisitor - recenzja. To nie jest (niestety) nowy Wiedźmin

Mordimer Madderdin wraca do akcji. Tym razem nie na kartach powieści, a na ekranach komputerów i konsol.

Gdy polskie studio ogłasza grę opartą na podstawie polskiej literatury (w szczególności fantasy), w mojej głowie momentalnie pojawia się - przyznaję, nader optymistyczna - wizja powtórki z Wiedźmina. Marzy mi się kolejny wielki sukces rodzimej twórczości - zarówno literackiej, jak i growej. Okazja ku temu pojawiła się przy okazji produkcji zespołu The Dust, zatytułowanej The Inquisitor. Jeśli tytuł kojarzy wam się z prozą Jacka Piekary, kojarzy się całkiem słusznie. To adaptacja serii książek "Ja, Inkwizytor".

Reklama

Ci, którzy mieli z nią do czynienia, wiedzą, ale dla tych, którzy nie znają, parę słów wprowadzenia. "Ja, Inkwizytor" to cykl przedstawiający alternatywną wizję przyszłości, w której Jezus Chrystus nie dokonał żywota na krzyżu, lecz zszedł z niego, aby rozprawić się z wrogami i podbić Imperium Rzymskie. Półtora tysiąclecia później Kościół rządzi twardą (i splamioną krwią) ręką, a powołani przezeń inkwizytorzy strzegą czystości wiary. Jednym z nich jest główny bohater, Mordimer Madderdin.

To w niego wcielamy się w The Inquisitor. Gra rozpoczyna się w momencie, gdy Święte Oficjum wysyła nas do miasta Koenigstein, w którym aż roi się od grzeszników. Naszym zadaniem będzie rozwikłanie tajemnicy pewnego morderstwa, a przy okazji rozprawienie się z innowiercami. Niebawem okaże się też, że światu grozi niebezpieczeństwo rodem z innego świata. Przedstawiona historia, osadzona w arcyciekawym uniwersum stworzonym przez Piekarę, zachęca do gry.

Zabawa w The Inquisitor łączy elementy detektywistyczne z akcją i eksploracją w świecie przypominającym mroczną wersję średniowiecza. Wcielając się w Mordimera, zbieramy wskazówki, przesłuchujemy świadków i analizujemy sceny zbrodni, często wykorzystując do tego specjalne zdolności protagonisty. Początkowo wydaje się, że wszystko jest na swoim miejscu i że przed nami interesująca przygoda. Wkrótce okazuje się jednak, że nie do końca.

Po obiecującym początku The Inquisitor napotyka na przeszkody, przez które trudno mówić o w pełni wykorzystanym potencjale. Gra z założenia miała być otwartą, detektywistyczną przygodą, a w praktyce okazuje się liniowa. Nie stanowi też większego wyzwania. Wystarczy nakazać Mordimerowi, aby się pomodlił, a natychmiastowo otrzymujemy wskazówkę dotyczącą kluczowych elementów. To, co powinno być tylko wsparciem, ogranicza odkrywanie i potrzebę samodzielnego myślenia do minimum.

Interakcje z postaciami i wybory dokonywane podczas dialogów oraz przesłuchań wydają się obiecujące, ale konsekwencje naszych decyzji przeważnie łatwo przewidzieć. The Inquisitor sugeruje, że wybory gracza mają wpływ na rozwój fabuły, ale jeśli podejdziecie do gry dwukrotnie, podejmując odmienne decyzje, zauważycie, że różnice w rozwoju wypadków są marginalne. Generalnie cały czas miałem wrażenie, że twórcy prowadzą mnie za rękę.

W The Inquisitor jest też walka, ale jej mechanika pozostawia wiele do życzenia. Teoretyczna różnorodność taktyk i manewrów w praktyce sprowadza się do kilku skutecznych schematów, co sprawia, że pojedynki nie są ani wyzwaniem, ani szczególnie satysfakcjonującym elementem gry. To problem, który dotyka wielu aspektów The Inquisitor - pomysły, które na papierze wydają się intrygujące, tracą przez kiepskie wykonanie.

Urozmaiceniem rozgrywki miały być wizyty w astralnej płaszczyźnie - Nieświecie. Początkowo podkreślają atmosferę tajemniczości, ale z czasem stają się powtarzalne. Mechanika unikania wzroku latającego oka, Murka, i poszukiwanie fragmentów wizji mogłyby się sprawdzić, ale przewidywalność przeciwników i prostota rozwiązań szybko psują wrażenia i z tego elementu gameplayu.

Poza wymienionymi niedociągnięciami The Inquisitor ma też swoje mocne strony. Historia i świat przedstawiony w grze bez wątpienia intrygują. Kierunek artystyczny i atmosfera średniowiecznego miasta są przekonujące, a momenty, takie jak konfrontacja z morderczym błaznem, pokazują, jak dużo potencjału tkwi w tej produkcji. Podobać mogą się także ciekawie zarysowane postacie. Widać, że autorzy oparli swoje dzieło na solidnym fundamencie, jakim jest książkowy pierwowzór. To zdecydowanie ułatwiło stworzenie przekonującego świata oraz napisanie ciekawej historii.

The Inquisitor to gra o niezrealizowanym potencjale. Interesujący świat, mroczny klimat i obiecująca fabuła nie mogą rozwinąć skrzydeł, bo podcina je wykonanie większości mechanik funkcjonujących w rozgrywce. Produkcja The Dust może zainteresować niektórych graczy - szczególnie tych, których wciągnął książkowy oryginał - ale ma zdecydowanie za mało do zaoferowania, aby marzyć o większym sukcesie.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy