The Flame in the Flood - recenzja

Kiedyś pracowali nad Halo i nad BioShockiem, teraz wydali na świat The Flame in the Flood. Co to takiego?

Studio The Molasses Flood, złożone z twórców, którzy zdobywali doświadczenie, pracując w zespołach Irrational, Harmonix oraz Bungie, postanowili opracować grę z kategorii "survival". The Flame in the Flood nie jest jednak wysokobudżetową produkcją, a tworem niezależnym, ufundowanym w dużej mierze przez samych graczy, za pośrednictwem Kickstartera. Przez pewien czas tytuł znajdował się w fazie wczesnego dostępu, a niedawno do sprzedaży trafiła jego pełna wersja. Jak prezentuje się w akcji?

The Flame in the Flood rzuca nas do bliżej nieokreślonego, opuszczonego miasteczka, położonego gdzieś w Ameryce. Główną bohaterką gry jest dziewczyna imieniem (pseudonimem?) Scout, która podróżuje po tych nieprzyjaznych terenach wraz ze swoim psem - Aesopem. Akcję ukazano w rzucie izometrycznym, w dwuwymiarowej, ręcznie rysowanej oprawie. Podczas zabawy kierujemy wyłącznie Scout, a Aesopem steruje sztuczna inteligencja. Piesek biega wokół nas, podskakuje, poszczekuje, zbiera to, co znajdzie, oraz wskazuje kierunek. Nie musimy dbać o jego stan zdrowia, nie musimy go karmić ani poić.

Reklama

Sprawa ma się inaczej z główną bohaterką. Scout może zgłodnieć, zachorować, a także po prostu się przemęczyć. Cały czas musimy dbać o to, aby miała co jeść, czy pilnować, aby nie doznała problemów żołądkowych, pijąc zanieczyszczoną wodę. A propos wody, to dookoła jest jej ogrom, ponieważ centralnym punktem planszy jest rzeka, po której pływamy tratwą, ale zanim weźmiemy ją do ust, warto ją przefiltrować. Oczywiście to nie koniec niebezpieczeństw czyhających na Scout. W okolicy grasuje dzika zwierzyna - dziki, wilki czy węże - którą musimy odstraszać, wykorzystując ogień.

Co się tyczy ognia, to ważnym elementem rozgrywki są ogniska. Zapalamy je po to, aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, ale także po to, aby stworzyć przy nim przedmioty oraz upiec upolowaną uprzednio zwierzynę. To jednak jeszcze nie koniec naszych zadań. W The Flame in the Flood musimy także dbać o wspomnianą wcześniej tratwę. Jeśli obijemy się porządnie o skały, prawdopodobnie utoniemy, natomiast już niewielkie otarcia wystarczą, aby musieć udać się do specjalnego doku, w którym można dokonać niezbędnych napraw. To ciekawa innowacja - niewielka, ale jednak.

The Flame in the Flood - w przeciwieństwie do innych gier traktujących o survivalu - posiada nie tylko tryb wolnej zabawy, ale także kampanię fabularną. Szkoda jednak, że Molasses Flood zrealizowało ją na szybko, nie poświęcając zbyt dużo czasu na opracowanie historii. Ta jest po prostu mało interesująca i nie zachęca zbytnio do tego, aby grać dalej. Gdyby kampania potrafiła wciągnąć, The Flame in the Flood byłoby znacznie mocniejszą konkurencją dla takich survivalowych produkcji, jak Don't Starve. Szkoda, że autorzy nie skupili się na niej w większym stopniu.

Grafika opracowana przez Molasses Flood na potrzeby The Flame in the Flood jest tak urokliwa, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Akcja gry osadzona jest w nieprzyjemnym, pełnym niebezpieczeństw otoczeniu, ale oprawa świetnie z nią kontrastuje. Otoczenie jest kolorowe, narysowane w kreskówkowym stylu. Postacie - w szczególności pieska Aesopa - łatwo polubić, także właśnie ze względu na inych wygląd. Część wizualną świetnie uzupełnia udźwiękowienie, któremu nie brakuje niczego.

The Flame in the Flood to bardzo dobra gra, które brakuje tylko jednego - innowacji. Wprowadzenie tratwy to trochę zbyt mało. A kampania fabularna? Właśnie ona mogłaby być tym, co sprawiłoby, że gracze kupowaliby The Flame in the Flood zamiast Don't Starve czy innych wiodących tytułów o survivalu. No, ale mimo tego warto zwrócić uwagę na produkcję Molasses Flood. Przygoda Scout i Aesopa potrafi wciągnąć!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama