The Devil in Me - recenzja - kolejna odsłona serii The Dark Pictures. Czy udana?

​Herman Webster Mudgett zabił nawet do dwustu osób, które zdecydowały się odwiedzić jego hotel. Szaleniec nie żyje od ponad wieku, ale znalazł naśladowcę...

The Dark Pictures to seria horrorów na PC i konsole, w której twórcy (studio Supermassive Games) opowiadają mrożące krew w żyłach historie, inspirowane czy to prawdziwymi wydarzeniami (jak procesy czarownic w Salem), czy miejskimi legendami (jak ta o statku widmo SS Ourang Medan). The Devil in Me to ostatnia część antologii. Czy stanowi udane pożegnanie? Miłośnicy slasherów powinni być więcej niż zadowoleni.

Wspomniany na wstępie Herman Webster Mudgett to pierwszy seryjny morderca w historii Stanów Zjednoczonych. Mężczyzna wybudował w Chicago hotel, do którego trafiali głównie turyści odwiedzający wystawę Columbian Expedition. Pechowcy wkrótce po przekroczeniu drzwi orientowali się, że nie trafili do przytulnego ośrodka, tylko do miejsca kaźni. Mudgett w swoim obiekcie przygotował liczne niespodzianki: drzwi prowadzące donikąd, pokoje bez okien, zapadnie, komory gazowe czy lampy lutownicze służące do podpalania ofiar. Ściany były solidnie wygłuszone, a każda próba ucieczki kończyła się szybkim zaalarmowaniem samego właściciela.

Reklama

Nie sposób było doliczyć się ostatecznej liczby ofiar szaleńca. Mówi się, że mógł zabić nawet do dwustu osób. Więcej źródeł twierdzi, że było ich około setki. Sam Mudgett przyznał się do 27 zabójstw (choć później odwołał zeznania, twierdząc, że został opętany przez szatana). Oficjalnie potwierdzono raptem dziewięć. Na karę śmierci skazano go... tylko za jedno. W los nieszczęśników, którzy trafili do labiryntu Mudgetta, możemy wczuć się, grając w The Devil in Me.

Gra przedstawia historię grupy filmowej, zajmującej się produkcją dokumentów, która pewnego dnia otrzymuje tajemniczy telefon. Jegomość przedstawiający się nazwiskiem Du'Met zaprasza szefa ekipy na swoją wyspę. Twierdzi, że wiernie zrekonstruował na niej hotel Mudgetta. Przez telefon nie może jednak powiedzieć nic więcej. W otoczce wielkiej tajemnicy piątka dokumentalistów trafia w końcu do nowego Zamku Mordu. Wszak domyślacie się pewnie, że na miejscu na grupkę bohaterów nie czeka nic przyjemnego. Całkiem prawdopodobne, że wszyscy zginą.

To, kto ostatecznie przeżyje, a kto poniesie śmierć, zależy - podobnie jak w poprzednich odsłonach The Dark Pictures - od naszych decyzji oraz od naszego refleksu (podczas pojawiających się od czasu do czasu quick time eventów). Autorzy przygotowali szereg zakończeń. Wątpię, aby komukolwiek chciało się przechodzić grę więcej niż raz, aby zobaczyć odmienne rozwiązanie, ale zawsze można wrócić tylko do niektórych fragmentów, by sprawdzić, jakie będą skutki innych wyborów niż te, których dokonaliśmy za pierwszym razem.

The Devil in Me zaczyna się od scen rozgrywających się w oryginalnym Zamku Mordu, pod koniec dziewiętnastego wieku. Jest to fragment zaskakujący przestarzałą grafiką, która na szczęście poprawia się na późniejszych etapach (choć miejscami znów zalicza wyraźne spadki). Autorzy wykonali świetną pracę, projektując lokacje oraz bawiąc się światłem i cieniem. Świetne wrażenie robi także mimika twarzy, ale nie będzie to żadnym zaskoczeniem dla tych, którzy grali w poprzednie tytuły od Supermassive Games.

The Devil in Me wprowadza parę nowinek. Przede wszystkim gra jest mniej korytarzowa od swoich poprzedniczek (w szczególności od House of Ashes). W części lokacji otrzymujemy nieco więcej swobody. Postacie otrzymały ponadto repertuar nowych ruchów. Mogą biegać (choć robią to w dość zabawny sposób), wspinać się, kucać, przechodzić po wąskich przedmiotach (balansując przy tym), przesuwać obiekty czy przeciskać się przez szczeliny. To dobre (nomen omen) posunięcie. Poza tym, że twórcy nadmiernie wyeksploatowali nowinkę w postaci wspinaczki. Zabawnie wygląda, gdy bohaterowie raz za razem pomagają sobie nawzajem wspiąć się na jakiś obiekt, wykonując przy tym zawsze te same ruchy.

Kolejną nowinką jest ekwipunek. Każda postać zdobywa przedmioty, których później może użyć w określonych sytuacjach. Jedna z postaci nosi przy sobie wizytówkę, której może użyć do otwierania zamków, druga inhalator, dzięki któremu może zapanować nad atakami astmy, trzecia latarkę... To także dobry ruch ze strony twórców.

Więcej zabawy, niż w poprzednich odsłonach, będą miały osoby lubujące się w szukaniu znajdziek. Tym razem twórcy poukrywali skrzętnie obole (starożytne monety, jakby ktoś nie wiedział), dzięki którym odblokowujemy dioramy w sekcji z dodatkami. Warto rozglądać się też za tym, co zwykle, czyli przedmiotami wywołującymi wizje czy różnego rodzaju tekstami.

The Devil in Me to kolejna udana odsłona The Dark Pictures, która przypadnie do gustu miłośnikom tego cyklu. Autorów trzeba pochwalić za - niewielki, bo niewielki, ale jednak - powiew świeżości w postaci nowych ruchów oraz ekwipunku. Do plusów należy też zaliczyć fabułę, klimat oraz projekty lokacji. A trudno wskazać ważniejsze elementy w horrorze, prawda?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: The Devil in Me | Supermassive Games
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy