The Blackout Club - recenzja

The Blackout Club /materiały prasowe

​Czyżby po sukcesie serialu "Stranger Things" modne stały się horrory, w których główne role odgrywają nastolatkowie? The Blackout Club trochę jakby to sugerowało.

Oczywiście motyw nastolatków walczących ze złymi siłami nie pojawił się po raz pierwszy (ani nawet drugi czy dziesiąty) w "Stranger Things", ale to właśnie ten serial Netfliksa przypomniał wszystkim, jak bardzo wdzięczna (dla twórców) i lubiana (przez odbiorców) jest to tematyka. W przeszłości zachwycaliśmy się m.in. książką "To", opowiadaniem "Dzieci kukurydzy" czy filmem "Krzyk", a teraz miałem nadzieję, że zachwycę się i The Blackout Club - grą stworzoną przez studio Question LLC, która...

... opowiada historię grupy nastolatków zamieszkujących w niewielkim miasteczku. Nie jest to jednak zwyczajne miasteczko. Od pewnego czasu jego mieszkańcy każdej nocy zaczynają lunatykować, a gdy budzą się rano, nie mają pojęcia, co robili przez poprzednie kilka godzin. Bohaterowie opowiedzianej historii wybudzają się w samym środku snu, będąc w różnych miejscach i nie pamiętają, jak się w nich znaleźli. W końcu trafiają na trop, który prowadzi do zatrważającej tajemnicy, którą skrywa ich rodzinne miasteczko. Udaje im się odnaleźć tunele, w których dzieją się niestworzone rzeczy. Postanawiają powiedzieć o tym dorosłym, ale nikt nie chce im uwierzyć - ani rodzice, ani policja. Decydują się więc założyć tytułowy klub, którego celem staje się odnalezienie niepodważalnych dowodów, które otworzą wszystkim oczy, oraz rozwiązanie sprawy.

Reklama

Przygodę z The Blackout Club rozpoczynamy od dosyć długiego wprowadzenia, podczas którego dowiadujemy się trochę o sterowaniu czy o tym, jak działają poszczególne przedmioty czy przeciwnicy. To wszystko o tyle istotne, że The Blackout Club to gra kooperacyjna (online), więc gdy połączymy się z innymi graczami, warto od razu wiedzieć wszystko, co istotne. Po ukończeniu samouczka trafiamy do bazy bohaterów, założonej w jednym ze starych, opuszczonych wagonów. To tutaj możemy zdecydować o wyglądzie naszej postaci. Na dalszych etapach będziemy ją tutaj dalej modyfikować - nie tylko w zakresie wizerunku, ale również posiadanych umiejętności.

Baza nastolatków pełni funkcję lobby, w którym dobieramy się z innymi graczami do wspólnej zabawy. Po tym, jak wybierzemy misję, czekamy na uzupełnienie składu. Możemy także dołączyć do istniejącego już pokoju. Jest też opcja rozgrywki solo, ale nie da się ukryć, że The Blackout Club najwięcej frajdy dostarcza, gdy gramy z innymi żywymi osobami. No, ale jeśli wolicie pobawić się sami, to taka możliwość też jest i należy za nią pochwalić twórców.

Akcja The Blackout Club toczy się w nocy. Każda rozpoczęta misja jest inna od poprzedniej, a to dzięki temu, że plansze są zawsze w pewnym stopniu generowane. Główne lokacje się nie zmieniają, ale przedmioty czy przeciwnicy każdorazowo się zmieniają. Ewoluują także nasze cele, ale one akurat wraz z naszym - i naszej postaci - poziomem zaawansowania. Polegają one m.in. na pozyskiwaniu różnego rodzaju dowodów, które będą potrzebne bohaterom do ujawnienia tego, co tak naprawdę dzieje się w miasteczku, ale nie tylko.

Na drodze do celu staje kilka rodzajów przeciwników. Należą do nich m.in. rodzice czy sleeperzy, którzy nie mogą nas zobaczyć, ale za to są w stanie usłyszeć najcichszy szelest. Są też lucidy, które mają znakomity wzrok, a do tego są wyposażone w latarkę. Najciekawszy jest natomiast shape - to niewidzialny stwór, który ostrzy sobie zęby na najmniej ostrożnego z naszej czteroosobowej ekipy. Gdy tylko się pojawia, momentalnie zaczynamy się stresować. Należy wówczas jak najszybciej uciekać albo się gdzieś schować i poinformować naszych kompanów, gdzie jest i na kogo poluje. A gdy kogoś dopadnie, podbiec do nieszczęśnika i go wybudzić. Współpraca to bardzo istotny element rozgrywki w The Blackout Club.

Podobnie jak skradanie, które wymaga wyostrzenia wszelkich zmysłów. Nie tylko ze względu na opisanych powyżej przeciwników, ale także na rozmaite pułapki, takie jak chociażby drony, które włączą alarm, gdy tylko nas wykryją. Na szczęście i my dysponujemy gadżetami. Co prawda, nie możemy używać broni, ale za to możemy wykorzystać petardy, haki wspinaczkowe, a nawet piankę do golenia (która amortyzuje upadki albo ogranicza skuteczność drona). Gracze mogą wykorzystać naprawdę sporo sposobów na przechytrzenie przeciwników i na osiągnięcie wyznaczonego celu. Najważniejsza jest pomysłowość, ostrożność i współpraca. Jeśli tylko traficie na ekipę, która będzie potrafiła kooperować, powinniście się świetnie bawić.

The Blackout Club to jedna z ciekawszych kooperacyjnych gier, w jakie grałem w ostatnich latach. Nie jest to horror z prawdziwego zdarzenia, ale produkcja Question LLC potrafi skutecznie podnieść poziom adrenaliny w organizmie. W zasadzie robiła to przy każdym moim podejściu do niej. A czy gra ma jakieś wady? Owszem, ma. Przede wszystkim to, że po jakimś czasie staje się powtarzalna (przydałoby się więcej urozmaiceń w rozgrywce), oraz to, że wymusza na nas dość męczący na dłuższą metę grind. Ale to i tak bardzo udana, survivalowa skradanka.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy