Synth Riders - recenzja
Jeśli lubicie gry rytmiczne i macie PlayStation Move'a, wręcz musicie sięgnąć po Synth Riders. No, jest jeszcze jeden warunek.
To aktualnie jedna z ciekawszych VR-owych propozycji stworzonych z myślą o tanecznych pląsach przed telewizorem - czy to samotnych, czy w towarzystwie rodziny bądź znajomych, na przykład podczas domówki. Jedną z jej niewątpliwych zalet są zasady, które bardzo łatwo zrozumieć i opanować. Chwytamy za kontrolery PlayStation Move, stajemy przed ekranem i zaczynamy poruszać nimi tak, by dopasować ich pozycję względem kul pojawiających się na ekranie - niebieskiej oraz różowej. Poza nimi występują jeszcze kule pomarańczowe oraz zielone. Te pierwsze wymagają od nas wykonywania ruchów przy złączonych dłoniach, a te drugie musimy dotknąć, a następnie wykonać cały segment danym kontrolerem. Gwarantuję wam, że o wiele łatwiej zrozumieć mechanikę podczas grania niż czytając o niej. A gdy tylko opanujecie zasady, zacznie się właściwa - bardzo przyjemna i pozwalająca trochę (a nawet bardziej niż trochę) się poruszać - zabawa.
Synth Riders posiada kilka trybów rozgrywki. W jednym z nich otrzymujemy tym więcej punktów, im bliżej środka kuli trafimy kontrolerem. W innym musimy w nie uderzać jak najmocniej, co sprawia, że gra zamienia się niemal w walkę bokserską z cieniem. Jest też moduł imprezowy, w którym przekazujemy sobie nawzajem gogle po każdej próbie, kibicując sobie nawzajem albo - wręcz przeciwnie - ostro ze sobą rywalizując. Niezależnie od tego, czy bawimy się sami, czy z kimś, zbieranie punktów uzależnia. Wręcz z każdym kolejnym podejściem czujemy się coraz lepsi i chcemy zawieszać sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Na szczęście twórcy przygotowali aż pięć poziomów trudności, więc wejście na szczyt zajmie nam dłuższą chwilę.
Synth Riders posiada też bogate możliwości personalizacji. Możemy zdecydować, do których utworów chcemy się ruszać na określonych planszach. Możemy decydować o częstotliwości występowania przeszkód czy tworzyć własne playlisty. Możemy nawet zmienić barwę podświetlenia kontrolerów (do wyboru cała paleta RGB) i ustawić siłę ich wibracji. Widać, że twórcy - pomimo prostoty rozgrywki - nie poszli po linii najmniejszego oporu, tylko starali się dostarczyć produkt jak najbardziej kompletny i różnorodny.
Zróżnicowania brakuje tylko w jednym elemencie, i to niestety bardzo istotnym. To wspomniany przeze mnie na wstępie warunek, od którego zależy, czy Synth Riders to propozycja dla was. Mam na myśli ścieżkę dźwiękową, która - zresztą zgodnie z tytułem gry - wypełniona jest w całości utworami w rytmie electro oraz synth. To będzie oczywiście duża zaleta dla wszystkich miłośników elektronicznego brzmienia, ale zarazem olbrzymia wada dla tych, którzy mają alergię na tego rodzaju muzykę. Synth Riders byłoby o wiele ciekawszą propozycją, gdyby twórcy zawarli w niej bardziej różnorodny soundtrack.
Jednym z ważniejszych aspektów każdej gry rytmicznej jest właściwe odwzorowanie naszych ruchów na ekranie. O wiele łatwiej osiągnąć cel, tworząc produkcję, w której steruje się padem, ale trudniej, gdy opracowuje się tytuł stricte VR-owy. Na szczęście w Synth Riders odwzorowanie ruchów wypada perfekcyjnie. Chyba ani raz nie zdarzyła mi się pomyłka wynikająca z błędu gry. Zawsze gdy tylko coś zrobiłem nie tak, była to moja wina i zarazem motywacja do tego, by bardziej się postarać.
Synth Riders to specyficzna propozycja. Nie tylko ze względu na swój VR-owy charakter, ale także na reprezentowany gatunek i wykorzystaną ścieżkę dźwiękową. Jeżeli jednak szukacie motywacji do tego, by trochę się poruszać, a muzykę elektroniczną co najmniej akceptujecie, koniecznie zainteresujcie się tą pozycją. Powinny się nią zainteresować także osoby chcące trochę schudnąć albo poprawić ogólną formę. Synth Riders doskonale sprawdza się jako program treningowy. Skacząc i machając przed ekranem, można się naprawdę porządnie spocić.