Submerged - recenzja

Submerged zapowiadało się dość obiecująco. Co z niego ostatecznie wyszło? Niestety, nic dobrego...

Submerged to jedna z tych gier, w których zapominamy o strzelaniu, dowodzeniu wojskami i robieniu kariery sportowej na ekranie monitora/telewizora, a skupiamy się na historii, wzruszających momentach oraz relaksującej rozgrywce. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce produkcja studia Uppercut Games może i wzruszająca jest (aż do przesady!), ale relaksująca już niezbyt. Autorzy pomysł mieli nie najgorszy, ale realizacja wyszła naprawdę kiepsko.

W Submerged mamy dwójkę głównych bohaterów - dziewczynkę imieniem Miku oraz jej braciszka. Podczas zabawy kierujemy tą pierwszą, której zadaniem jest pomóc temu drugiemu w przetrwaniu. A łatwo nie jest, bo wygląda na to, że świat, w którym dzieci żyją, został zalany. Gra rozpoczyna się od momentu, w którym nasza dwójka przypływa łodzią rybacką do zatopionego w dużej mierze miasta.

Reklama

Na miejscu próżno szukać dorosłych, którzy mogliby pomóc chłopcu (inne żyjące istoty spotykamy dopiero później), więc cały trud i odpowiedzialność za chłopca spoczywa na barkach Miku. Podczas zabawy dowiadujemy się więcej zarówno na temat dwójki bohaterów, jak i samego miasta. Historia jest momentami wzruszająca, wręcz ckliwa, ale czy ciekawa? Nie powiedzielibyśmy.

Na czym polega rozgrywka w Submerged? Otóż poruszamy się po zatopionym mieście wspomnianą łodzią rybacką i szukamy zapasów, które rozrzucono na dachy miejscowych hoteli. Jak więc pewnie się domyślacie, na drodze do celu czeka nas całkiem sporo wspinaczki. Owszem, Submerged wypełnione jest wspinaniem się po budynkach. I to - w porównaniu do pływania łodzią, które jest DOSYĆ strawne - jest istną męką.

Jest to czynność kompletnie nieangażująca, wręcz nudna, brzydko animowana, a do tego zajmująca naprawdę dużo czasu. Ponadto nie wymaga ona od nas praktycznie żadnych umiejętności (mamy wrażenie, że poradziłby sobie z nią nawet przeciętnie rozgarnięty pies, gdyby tylko miał na to ochotę). Podczas wspinaczki podążamy ściśle wytyczoną ścieżką, a jeśli postawimy krok nie tak jak trzeba, to... nic się nie dzieje! Wchodząc po ścianie budynku, nawet nie można spaść!

Autorzy zaplanowali sobie, że Submerged będzie grą nieliniową. Jednak wygląda na to, że ci, którzy to wymyślili, powinno dokładnie przestudiować w słowniku definicję słowa "nieliniowość". Dlaczego? Ano, dlatego, że w Submerged, owszem, możemy poruszać na pokładzie łodzi w miarę swobodnie, lecz już kolejność przechodzenia misji/dobierania hoteli do wspinaczki nie ma najmniejszego znaczenia. Jeśli Miku potrzebuje właśnie zdobyć przedmiot X, to przedmiot X znajdzie na dachu kolejnego budynku, na który zdecydujemy się wejść. W tej grze po prostu nie da się popełnić błędu. Czy w związku z tym jest to w ogóle gra?

Submerged nie urzeka też oprawą. Co prawda niektóre widoki mogą się podobać, ale jednak całokształt wypada naprawdę blado. Grając, mieliśmy momentami wrażenie, jakbyśmy cofnęli się do lat dziewięćdziesiątych. Sztucznie wyglądające modele postaci, lokacje pozbawione szczegółów, bardzo słaba jakość tekstur... Można by tak jeszcze wymieniać, ale nie ma to sensu.

Wystarczy napisać wprost - Submerged to pod względem technologicznym gra z poprzedniej epoki. Lepiej miała szansę wypaść ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada sam Jeff van Dyck, który otrzymał nagrodę BAFTA za soundtrack do Shogun: Total War. Jednak jego melancholijna muzyka, którą stworzył dla Submerged, może tak samo wzruszać, jak i irytować. Ale to może dlatego, że panowie z Uppercut Games po prostu przesadzili z ckliwością.

Submerged to gra, w której nic nie poszło tak, jak powinno. Scenariusz, rozgrywka, świat, grafika, muzyka - każdy z tych elementów wypadł w produkcji Uppercut Games niezwykle słabo. To niespotykana sytuacja, żeby mieć taki problem ze znalezieniem choć jednej zalety w przechodzonej grze. W końcu znaleźliśmy chyba tylko jeden. Od biedy ścieżkę dźwiękową można uznać za nie najgorszą. No, ale jak to świadczy o Submerged...?

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama