Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin - recenzja

​Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin to spin-off popularnej serii japońskich RPG-ów, który w praktyce okazuje się tylko poniekąd udanym, casualowym soulslite'em.

Square Enix tym razem dało się popisać zespołowi Team Ninja (seria NiOh) i opowiedzieć historię nawiązującą do wydarzeń z pierwszej części serii. W Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin poznajemy trójkę mężczyzn, którzy określają siebie jako Wojownicy Światła. Aby dowieść, że nimi są, muszą pokonać Chaos (swoją drogą, antagonistę znanego z "jedynki"). Jack, Jed i Ash wyruszają więc w świat, przygotowani na stoczenie setek starć z niebezpiecznymi stworami.

Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin opowiada infantylną, ale całkiem interesującą historię. Jednak twórcy nie popisali się, nakreślając postać głównego bohatera - Jacka. Zastanawiam się także, dlaczego zmarginalizowali motywacje wspomnianej trójki wojowników. Gra rozpoczyna się w momencie, w którym przybywają na audiencję u króla, powtarzając jak mantrę, że muszą pokonać Chaos. I to wszystko. Niedługo potem rozpoczynają swoją misję, ale dowiadujemy się o nich zdecydowanie mniej, niż byśmy chcieli. I niż - moim zdaniem - powinniśmy wiedzieć w każdym szanującym się RPG-u. Nawet jeśli to RPG akcji.

Reklama

Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin to spin-off, który pod względem rozgrywki robi skok w bok względem ostatnich, kanonicznych odsłon serii. Centralnym punktem w grze jest mapa, na której wybieramy kolejne misje. Te przypominają etapy z Dark Souls czy Bloodborne, ale w bardziej casualowym wydaniu (w każdej chwili można też podnieść albo dodatkowo obniżyć poziom trudności). Przemierzamy je, wywijając mieczem na lewo i prawo, okładając przeciwników pięściami oraz rzucając zaklęcia. Co jakiś czas docieramy do punktu, w którym możemy zapisać postępy i odnowić liczbę posiadanych mikstur leczących, ale za każdym razem wiąże się to z respawnem wszystkich stworów.

Starcia są przyjemne, widowiskowe i wymagające. Team Ninja opracowało złożony system, którego opanowanie może wam zająć dłuższą chwilę. Przyznam, że już podczas pierwszej godziny z padem w dłoniach na ekranie wyświetliło mi się tyle samouczków, że zostałem wręcz przytłoczony. Jednak z czasem cieszyłem się coraz bardziej zarówno walką (w którą wpleciono parę naprawdę fajnie działających mechanizmów), jak i rozwojem postaci. Te nie tylko zdobywają coraz lepszą broń i elementy pancerza, ale także stają się coraz potężniejsze w swoich klasach, wśród których mamy wojownika czy maga. Co więcej, można się rozwijać równolegle w więcej niż jednej klasie i swobodnie - nawet w trakcie starcia - je zmieniać. Czeka was sporo zabawy w dobieranie jak najlepszych przedmiotów i umiejętności (rozlokowanych na dobrze pomyślanym drzewku). Chyba że pójdziecie na łatwiznę i skorzystacie z opcji "optymalizuj wyposażenie jednym kliknięciem".

Lokacje, do których trafiamy, zostały ładnie zaprojektowane, a miłośnicy Final Fantasy odnajdą w nich sporo nawiązań do innych gier z serii. Jednak konstrukcyjnie stanowią uproszczony schemat znany z Dark Souls. Gra daje pewną swobodę, ale i tak cały czas idziemy niemal jak po sznurku. A jeśli chcemy się cofnąć (na przykład żeby trochę poekspić), wystarczy, że znajdziemy skrót w postaci drzwi czy drabiny. Oczekiwałbym od projektantów nieco więcej inwencji i pomysłowości.

Podobnie jak od osób odpowiedzialnych za oprawę audiowizualną oczekiwałbym bardziej next-genowych doświadczeń. Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin nie wygląda źle, ale twórcy najwyraźniej mieli mocno ograniczony budżet. Gra wygląda wyraźnie gorzej, niż wydany w ubiegłym roku Final Fantasy 7 Remake Intergrade. To chyba pierwszy raz, kiedy, bawiąc się na PlayStation 5, zdecydowałem się na tryb zoptymalizowany pod jakość, a nie pod liczbę klatek na sekundę. W tym drugim szata wizualna jest rozmazana, a stałe 60 FPS-ów i tak nie jest standardem. Do tego dochodzi kiepska obróbka dźwięku, która powoduje, że czasem dialogi są zbyt ciche, a muzyka zbyt głośna. Standardowo, jak w każdej produkcji Square Enix, nie możecie liczyć też na tłumaczenie tekstów na język polski.

Stranger of Paradise: Final Fantasy Origin to gra skierowana niemal wyłącznie do miłośników tej serii. Tej grupie może się spodobać nawet pomimo swoich słabszych stron, których ma - niestety - kilka. Grało mi się w nią przyjemnie, ale zdecydowanie wolałbym spożytkować ten czas na zabawę w Elden Ring czy Dying Light 2.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy