Polskie studio Tate Multimedia wpadło na ciekawy pomysł. Otóż wyobraźcie sobie platformówkę, w której cały czas spędzacie... na motocyklu.
Być może kojarzycie serię gier o Kangurku Kao. Swego czasu - na początku tego wieku - cieszyła się sporą popularnością wśród młodszych graczy, ale nie tylko. Za cyklem tym stało studio znane wówczas pod nazwą Tate Interactive, a obecnie - Tate Multimedia. Od tamtej pory cały czas prężnie działało, ale nie było o nim zbyt głośno (chyba, że ktoś słyszał o serii zatytułowanej My Horse & Me). Nie spodziewamy się, żeby zmieniło się to jakoś wyraźnie po premierze Steel Rats, ale na pewno jest to tytuł, obok którego miłośnicy gatunku nie powinni przejść obojętnie.
W Steel Rats wcielamy się w członka tytułowego gangu motocyklowego, który na samym początku przygody musi odszukać swoich współtowarzyszy. W dalszej części motocykliści będą musieli wspólnymi siłami stawić czoła robotom zagrażającym miastu, w którym toczy się akcja gry - Coastal City. Choć w pierwszych chwilach może się wydawać, że mamy do czynienia z tytułem, w którym fabuła pełni dość istotną rolę, to jednak dość szybko okazuje się, że twórcy potraktowali ją po macoszemu. Owszem, nikt, kto kupuje platformówkę, nie spodziewa się, że pozna w niej fascynującą opowieść, ale można było postarać się choć trochę bardziej i udowodnić, że także w tym gatunku można zaserwować wciągającą historię.
Tym niemniej musimy pochwalić różne klimatyczne, rysunkowo-tekstowe wstawki, dzięki którym możemy się dowiedzieć trochę więcej o członkach gangu czy wydarzeniach w świecie gry. W ogóle twórcom udało się stworzyć w Steel Rats ciekawą - trochę mroczną, trochę brudną - atmosferę, którą można poczuć praktycznie na każdym kroku. Było to możliwe w dużym stopniu dzięki bardzo dobrym projektom lokacji oraz postaci (robotów) oraz wzorowemu udźwiękowieniu. W grze możemy usłyszeć ścieżkę dźwiękową skomponowaną przez Arkadiusza Reikowskiego, z którego twórczością mogliśmy się zapoznać do tej pory m.in. Seven: The Days Long Gone, Observerze, Layers of Fear czy Husk.
Wierzcie lub nie, ale pomimo, że bohaterowie Steel Rats nie zsiadają prawie nigdy ze swoich motocykli, mówimy o platformówce - częściowo klasycznej, a częściowo jednak mocno urozmaiconej przez twórców. Jest tutaj sporo fragmentów zręcznościowych, podczas których musimy np. kogoś ścigać albo przed kimś uciekać, a także - oczywiście - starć ze wspomnianymi robotami (nie zabrakło także pojedynków z bossami). Choć mechanika jest raczej prosta, to nie sposób się nudzić, bo na każdym z etapów czeka na nas coś innego.
Pewnym urozmaiceniem jest też to, że poszczególni członkowie gangu, pomiędzy którymi możemy się swobodnie przełączać, posiadają odmienne, specjalne zdolności. Każdy z nich ma również specjalny atak, który przydaje się podczas walki. Ponadto, siedząc na motocyklu (nie ma możliwości z niego zejść), możemy strzelać do wrogów, a także wykorzystywać przednie koło niczym... piłę mechaniczną, przydatną nie tylko podczas walki, ale także podczas przemierzania etapów (można przy jej użyciu np. przepiłować jakąś przeszkodę na pół).
Steel Rats posiada dość przystępny poziom trudności, dzięki czemu mogą w nią śmiało grać zarówno młodsi (i mniej doświadczeni), jak i starsi (i zaprawieni) w bojach gracze. Ukończenie całej przygody to kwestia dwóch-trzech wieczorów - to niedługo, ale za to całość jest mocno urozmaicona i nie pozwala się nudzić ani przez chwilę. Nie narzekamy więc na objętość, ale za to musimy wypomnieć twórcom nie do końca intuicyjne sterowanie, przez które dość regularnie popełnialiśmy błędy (czasem kosztowne).
Lubimy platformówki, które pozwalają odprężyć się po ciężkim dniu w pracy. Steel Rats z pewnością można w ten sposób określić, choć nie jest to do końca lekka gra, o czym przekonaliście się, czytając akapit o nieco ciężkim klimacie. Autorom można zarzucić kilka rzeczy (myślimy teraz przede wszystkim o przeciętnej fabule i niedopracowanym sterowaniu), ale pomimo tego ogólny odbiór jest pozytywny. To był naprawdę przyjemnie spędzony weekend!