Starfield - recenzja. Nowy rozdział w historii Xboksa?
Xbox Series X|S otrzymał w końcu wyjątkowy tytuł na wyłączność, na który wszyscy czekaliśmy od premiery tej konsoli. Starfield to przebój, który może stać się prawdziwym system sellerem. Chociaż do ideału trochę mu brakuje...
Starfield, najnowszy tytuł od Bethesda Game Studios, to nie tylko krok milowy dla samej firmy, ale również przełomowy moment dla Xboksa jako platformy. Konsola Microsoftu w końcu otrzymała przebój, który może napędzić jej sprzedaż i którego mogą pozazdrościć ci, którzy zdecydowali się na PlayStation 5 (okej, okej, wiem, że można kupić i posiadać dwie, a nawet trzy konsole). Przynajmniej tak to wygląda w teorii. A w praktyce? Cóż, Starfield to świetna gra, ale nie aż tak świetna, jak nam wszystkim się marzyło.
Akcja w Starfieldzie rozgrywa się w roku 2330, w epoce kosmicznej kolonizacji. Ludzie zdołali osiedlić się w wielu układach planetarnych, jednak są dalecy od stania się władcami galaktyki. Najdalsze skolonizowane systemy są oddalone o około 50 lat świetlnych od Układu Słonecznego, nazywanego tu Sol. Nasza podróż rozpoczyna się w czasie delikatnej równowagi, która nastała po Wojnie Kolonii. To właśnie w tym konflikcie militarnej kolizji między Zjednoczonymi Koloniami a Kolektywem Wolnych Gwiazd rozstrzygnęło się, kto będzie dyktował warunki w Zamieszkanym Systemach. Zjednoczone Kolonie, zwycięskie w tej wojnie, stały się dominującą siłą, zarówno na polu bitwy, jak i w arenie politycznej.
Wcielając się w jednego z ostatnich kosmicznych odkrywców, mamy możliwość wyboru początkowej frakcji. Ale niezależnie od tego, do której frakcji się przyłączymy, w miarę rozwoju fabuły natkniemy się na tajemnicze artefakty, które mogą zawierać odpowiedzi na "najważniejsze pytanie ludzkości". Opowieść jest wyrazista, z jasno zarysowanym początkiem i końcem. A to, co wydarzy się pomiędzy jednym a drugim, zależy - podobnie jak w innych grach Bethesdy - w dużym stopniu od naszych decyzji.
Świat Starfielda jest kolosem w kontekście możliwości eksploracji. Mamy do dyspozycji około 1000 planet rozlokowanych w 100 różnych systemach, co stanowi niebywałą skalę nawet dla najbardziej wymagających miłośników kosmicznych opowieści. Co ciekawe, twórcy poszli na kompromis między automatami a ręcznym kreśleniem świata - znaczna część planet jest generowana proceduralnie, ale jednocześnie autorzy twierdzą, że nigdy wcześniej nie stworzyli tak dużej ilości ręcznie zaprojektowanej zawartości.
Choć trudno to zmierzyć i potwierdzić, bo świat rzeczywiście jest olbrzymi, najprawdopodobniej nie mijają się z prawdą. Poza niekończącymi się pustkowiami kosmosu czy surowcowymi złomowiskami znajdujemy w Starfieldzie również światy tętniące życiem, osady, setki zadań do wykonania i NPC-ów do bliższego poznania. Od dzikich, nieskalanych krajobrazów po skolonizowane metropolie, Starfield obiecuje nam różnorodność na skalę galaktyczną.
Jeśli chodzi o eksplorację, Starfield czerpie inspiracje z No Man's Sky, oferując ogromny, częściowo generowany proceduralnie wszechświat do zbadania. Jednak w porównaniu z tytułami takimi jak No Man's Sky czy Elite Dangerous podróżowanie wypada dosyć blado. Gra nie oferuje takiego samego poziomu bogactwa detali czy podobnej różnorodności. Zamiast dynamicznych lądowań na planetach i wciągającego po uszy odkrywania, mamy tu do czynienia głównie z szybkimi podróżami i cutscenkami, które zastępują te elementy. Jeśli oczekiwaliście, że sama eksploracja w Starfield zachwyci was na tyle, że stanie się wręcz "grą w grze", możecie być rozczarowani.
Zadania w Starfieldzie prawie nigdy nie są zwykłym "przynieś, zanieś, pozamiataj". Nawet jeśli z wierzchu jakiś quest wydaje się prosty, nieco głębiej prawdopodobnie skrywa niespodzianki. Questy, podobnie jak środowisko, są zaprojektowane z myślą o różnorodności — od standardowych misji typu "idź, zabij, przynieś" po złożone zagadki i wyjątkowe wydarzenia, które mogą wpłynąć na całe układy planetarne. Ponadto zadania często zawierają elementy, które zaskakują czy prowokują do myślenia (w ogóle Bethesda wplotła do gry sporo kosmicznej filozofii).
Postacie, które spotkamy, nie są jednowymiarowymi statystami - mają swoje historie, motywacje i często skrywają tajemnice, które możemy odkryć w trakcie wykonywania zleceń. Opcje dialogowe są rozbudowane i pozwalają na różne podejścia do rozwiązania problemów. To z kolei prowadzi do różnorakich zakończeń i ścieżek narracyjnych. W Starfieldzie każda interakcja z NPC-em to nie tylko kolejny krok w realizacji zadania, ale część większej, znacznie bardziej złożonej układanki.
Starfield często daje nam możliwość pokojowego rozwiązywania spraw, ale nie brakuje także chwil, w których sięgamy po broń - czy to gdy jesteśmy na nogach, czy to wtedy, gdy zasiadamy w kokpicie naszego statku. Walka to kosmiczna akcja w najlepszym wydaniu, która zaskakuje płynnością i daje dużo frajdy. Nie tylko umiejętnie splata elementy różnych gatunków, ale czyni to w taki sposób, że gra sprawia wrażenie rasowej produkcji FPS.
Strzelaniny w kosmosie nie są może tak widowiskowe, że czujemy się, jakbyśmy byli w środku filmu "Star Wars", ale dostarczają sporo przyjemności i satysfakcji. Mają w sobie także pierwiastek taktyczny, wszak ciągle musimy mieć na uwadze przenoszenie mocy pomiędzy poszczególnymi podzespołami statku, takimi jak lasery, rakiety, silniki czy osłony.
Starfield zawiera bogaty system rozwoju, który obejmuje nie tylko wyposażenie i umiejętności naszego bohatera (swoją drogą, tworzonego przez nas własnoręcznie na samym początku), ale także posiadany przez nas statek kosmiczny, mieszkanie czy bazy budowane na różnych planetach. To prawdziwy kolos, który w pewnym momencie może was przerosnąć. Chociaż prawdopodobnie i tak więcej czasu spędzicie na zarządzaniu... ekwipunkiem. Bethesda dalej przesadza z ilością dostępnych przedmiotów i koniecznością ciągłego żonglowania nimi, tak aby nie przesadzić z obciążeniem.
Starfield stanowi znaczący krok naprzód w rozwoju silnika graficznego Bethesdy. Gra przeważnie wygląda świetnie, zachwycając rozmachem i bogactwem szczegółów. A dlaczego piszę "przeważnie"? Ano, na przykład dlatego, że o ile postacie pierwszo- i drugoplanowe prezentują się wzorowo, o tyle przypadkowi przechodnie nie różnią się zbytnio od tych ze "Skyrima na modach". Ale i dlatego, że niektóre lokacje są zaskakująco przeciętne w porównaniu do innych. Albo wręcz brzydkie. Nie mogłem uwierzyć, gdy po bardzo ładnych, początkowych lokacjach trafiłem do Nowej Atlantydy. Metropolia okazała się tak sterylna, sztuczna i płaska, jakby wycięto ją z innej gry.
Starfielda ogrywałem na Xboksie Series X. Jeśli czytaliście wiadomości o grze przed premierą, powinniście wiedzieć, że Bethesda zdecydowała o ustanowieniu limitu 30 klatek na sekundę, bez możliwości przełączenia się na tryb wydajnościowy. Z początku byłem tym faktem strasznie poirytowany ("dlaczego nie można było osiągnąć chociaż tych 40 FPS-ów?!"), ale później przyzwyczaiłem się i doceniłem optymalizację. Gra już dwa tygodnie przed premierą działała bardzo stabilnie. Częściej narzekałem na glicze typu przechodząca przez ścianę czy zaklinowana w drzwiach postać.
Udźwiękowienie w Starfieldzie stoi na kosmicznie wysokim poziomie. Ścieżka dźwiękowa nie tylko podkreśla kluczowe momenty fabularne, ale również intensyfikuje odczucia podczas eksploracji czy walki. Aktorzy wcielający się w poszczególne postacie spisali się na medal. Odgłosy pojazdów kosmicznych, karabinów laserowych czy dobiegające do nas z otoczenia na poszczególnych planetach są barwne, autentyczne i znakomicie współgrają z szatą wizualną. Zastosowane efekty akustyczne, takie jak echa w jaskiniach czy odgłosy w przestrzeni kosmicznej, pozwalają w mgnieniu... ucha zatopić się w świecie gry. Starannie zaprojektowany dźwięk odgrywa w Starfieldzie istotną rolę. Koniecznie grajcie na dobrych słuchawkach!
Starfield to bardzo dobre RPG, które powinno zachwycić miłośników gatunku oraz twórczości Bethesdy, a także graczy żądnych wielkiej kosmicznej przygody (nie jesteście rozpieszczani, oj, nie jesteście). Prawie na każdym kroku pozytywnie zaskakuje, a jej skala zrobi wrażenie nawet na najbardziej wybrednych graczach. Choć nie wszystko udało się tak, jak nam się marzyło od samego początku, Starfield może być prawdziwym przełomem dla Xboksa i punktem zwrotnym dla Bethesdy. Jeśli Microsoft dostarczy posiadaczom swojej konsoli więcej takich szlagierów, konkurencja z Sony nabierze kolorytu.