Sports Story - recenzja - kolejny hit twórców jednej z najlepszych gier na Switcha?

​Przy Golf Story bawiłem się tak dobrze, że po Sports Story sięgnąłem bez zastanowienia zaraz po premierze. Nie popełniajcie tego błędu!

Studio Sidebar Games stworzyło Golf Story, które wielu posiadaczy Switcha uważa za jedną z najlepszych gier w historii tej konsoli. Na wieść o tym, że zespół pracuje nad sequelem, zatytułowanym Sports Story, była niemałym powodem do radości. Chyba nikt nie spodziewał się, że na końcu tej drogi spotka nas tak duże rozczarowanie.

W Sports Story, podobnie jak w poprzedniczce, przenosimy się w miejsce opanowane przez sport. Jednak - jak pewnie się domyślacie - nie chodzi tym razem o jedną dyscyplinę, a o cały ich zbiór. Na wyspie, na którą trafiamy, gra się w siatkówkę,  piłkę nożną, krykieta, baseball, tenisa, jeździ się na niej na rowerach, łowi się ryby... Można powiedzieć: raj dla wszystkich lubiących ruch i aktywności na świeżym powietrzu. I - przynajmniej teoretycznie - raj dla każdego, kto zakochał się w Golf Story. Na pierwszy rzut oka nowa gra ma w sobie tyle samo uroku.

Reklama

Całość okraszono dużą dawką poczucia humoru. Największe jego stężenie występuje w dialogach, które - podobnie jak poprzednio - potrafią rozbawić. Autorzy puścili wodze fantazji, wprowadzając do gry wątki związane choćby z gangsterami czy piratami. Niestety, nie łączą się one ze sobą nawzajem, przez co otrzymujemy tak na dobrą sprawę fabularny miszmasz. Odnoszę też wrażenie, że tak duże zróżnicowanie doprowadziło do tego, że żaden z wątków ani żadna z napotkanych postaci nie jest warta zapamiętania.

Jednak największy problem Sports Story to nie miszmasz fabularny, tylko... miszmasz gameplayowy. Gra rzuca nas od dyscypliny do dyscypliny, nie pozwalając spędzić z nimi dostatecznie dużo czasu. Ot, uczymy się nowych zasad, aby po paru chwilach rozpocząć naukę czegoś nowego. Poza tym nie wszystkie dyscypliny są w równym stopniu dopracowane i zabawne. W tenisa, siatkówkę czy golfa grałem z przyjemnością, ale piłkę nożną, baseball czy jazdę na BMX-ie najchętniej bym pominął. Nie mogę się natomiast przyczepić do questów, które wykonujemy w przerwach między uprawianiem sportu. To równie przyjemne zadania, jak te, które zaserwowano w Golf Story.

Grę trapią niezrozumiałe dla mnie problemy techniczne. Czas reakcji i precyzja mają przeważnie kluczowe znaczenie w sporcie. Nie inaczej jest w Sports Story. Tak więc niedopuszczalne było dla mnie to, że popełniałem błędy spowodowane występującym co jakiś czas stutteringiem czy lagowaniem. Liczba klatek na sekundę nie jest stabilna nawet podczas przemierzania świata. A mówimy przecież o dwuwymiarowej grze, w której królują sprite'y. Zdarza się także, iż Sports Story wyrzuci nas do pulpitu konsoli albo zablokuje się w jakiś fragmencie zabawy.

Sports Story to nie jest gra zła. To gra zepsuta przez zbyt duże ambicje twórców oraz niedopracowaną warstwę techniczną. Nowa produkcja Sidebar Games ma w sobie dużo uroku, poczucie humoru, przyjemną dla oka oprawę (jeśli ktoś lubi sprite'y, rzecz jasna) czy sporo przyjemnych dyscyplin sportu. Jednak byłaby znacznie lepsza, gdyby usunąć z niej mniej zabawne części, popracować nad fabułą, naprawić błędy i poprawić optymalizację.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy