Spider-Man: Turf Wars - recenzja

Spider-man: Turf Wars /materiały prasowe

​Pierwsze DLC do świetnego Spider-Mana udowodniło, że cyfrowym Nowym Jorku jest jeszcze sporo do zrobienia. Turf Wars, drugi z trzech planowanych dodatków, dokłada Pajączkowi całą masę zmartwień i każe zastanowić się nabywcom, ile są w stanie zapłacić za więcej tego samego.

Nie ma co ukrywać, że wspomniane już The Heist, pierwsze rozszerzenie do hitu Insomniac Games, było lepsze, świeższe i po prostu ciekawsze. Wzięte "na warsztat" wojny gangów są - zgodnie z gwiezdnowojenną tradycją - najmroczniejszym rozdziałem trylogii City That Never Sleeps. I wcale nie chodzi tu o samą historię przejęcia Wielkiego Jabłka przez Hammerheada. W czasie gonitwy za łotrem i jego lubującymi się w broni palnej sługusami prawie nie zobaczymy górującego nad Manhattanem słońca. Nawet sam Parker, który w podstawce "wypluwował" żarty równie często, co pajęcze sieci, wydaje się być poważniejszy.

Reklama

Zamglone i deszczowe miasto stanie się więc polem dla klasycznej bitwy dobrzy kontra źli. Po naszej stronie stanie dobrze znana Yuri Watanabe i - często tylko przez telefon - Miles Morales. Do kapitan nowojorskiej policji należą najlepsze kwestie i czuć, że scenarzystom zależało, by jeszcze lepiej zarysować jej postać. To wirtualna kreacja, którą zdecydowanie najlepiej ogląda się na ekranie.

Kogo zobaczymy po drugiej stronie barykady? Szykujcie się na nowy rodzaj przeciwników, którzy skutecznie utrudnią wam wyprowadzanie nauczonych na pamięć kombinacji w czasie walk na pięści. Hammerhead nie oszczędzał na zawodnikach, którzy są w stanie prawie dosłownie rozdeptać pająka...

Turf Wars z pewnością najbardziej przypadnie do gustu tym, którzy wręcz uwielbiają sprawdzać swój refleks. Liczba dodatkowych wyzwań zadowoli każdego miłośnika gimnastyki palców i... niemiłosiernie wkurzy tych rzucających padem na widok planszy "Try Again". O ile dotarcie do napisów końcowych rozszerzenia (i obowiązkowej sceny zaraz po nich) zajmie jakieś półtorej do dwóch godzin grania, tak ukończenie DLC na 100 proc. to zabawa na przynajmniej kilka naprawdę długich wieczorów.

Kryjówki zbirów do "oczyszczenia", zadania od złowieszczego streamera, przestępstwa do zatrzymania. To tylko niektóre z atrakcji czekających na nas w dodatku. Zaznaczę jednak, że żadne z nich nie wywraca do góry nogami założeń rządzących rozgrywką - we wszystko już graliście. W tym miejscu muszę jednak pochwalić twórców, że dla najbardziej wytrwałych przygotowali świetne nagrody w postaci cell-shadingowych, wyjętych prosto z kreskówek, kostiumów dla Spider-Mana. Uwierzcie - będziecie chcieli je zdobyć!

Angielskie słówko "okay" wymyślono blisko dwieście lat temu chyba po to, by można było podsumować nim twory takie jak Turf Wars. Drugie DLC nie robi niczego źle, ale nie jest przy tym w żadnym aspekcie wybitne. Za "okay" cenę (33 złote) dostajemy "okay" historię na "okay" porcję grania w ulubiony tytuł. Czy dla was jest to "okay" musicie odpowiedzieć sobie już sami...

Michał Ostasz

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy