Songs of Conquest – recenzja. Wymagająca, ale satysfakcjonująca podróż

Pierwsze skojarzenie po zobaczeniu Songs of Conquest? Oczywiście, Heroes of Might & Magic. Czy produkcja studia Lavapotion ma szansę zostać duchowym spadkobiercą kultowych Hirołsów?

Songs Of Conquest to strategia, która szybko zdobyła moje serce swoim wyjątkowym stylem (pixel art zawsze w modzie!) i bogatym światem fantasy. Po dwóch latach w fazie wczesnego dostępu tytuł ten otrzymał w końcu pełną wersję. Od samego początku było widać, że gra ma solidne fundamenty. Teraz - po tym, jak dodano do niej nową zawartość oraz szereg ulepszeń - stała się jeszcze lepsza. Prawie każdy element dopracowano, dzięki czemu zabawa stała się jeszcze bardziej wciągająca.

Pełna wersja Songs Of Conquest wprowadza dwie nowe kampanie fabularne, co daje nam w sumie cztery długie i złożone kampanie - po jednej na każdą frakcję. Dodano także różnorodne tryby potyczek, w tym mapy generowane losowo oraz opcję zwycięstwa przez odnalezienie określonego obiektu. 

Reklama

Każda z czterech dostępnych stron konfliktu w Songs of Conquest ma unikalny zestaw jednostek, które pozwalają na stosowanie różnorodnych strategii. Arleon to królestwo ludzi składające się z łuczników i rycerzy. Barolnia Loth to kultyści kierujący armiami nieumarłych. Baria skupia się na gromadzeniu bogactwa i na stosowaniu broni palnej. Z kolei Rana to jaszczuroludzie wspierani przez olbrzymie robale. Choć nie każda jednostka jest niezbędna, odpowiednie połączenie kluczowych typów jednostek z odpowiednim bohaterem może przesądzić o zwycięstwie. Ponadto każda strona konfliktu ma swoją unikalną historię i charakter.

Songs of Conquest pozwala nam pokierować bohaterami, określanymi mianem powierników, którzy przemierzają duży świat, gromadząc zasoby, tworząc armie i prowadząc je do bitwy. Poprzez zasoby rozumiem surowce, punkty doświadczenia oraz artefakty wzmacniające powierników. Jednym z filarów gameplayu są potyczki rozgrywane w turach i na heksagonalnej siatce. Czyli jak w Hirołsach. Starcia bywają naprawdę wymagające - aby zwyciężać, musimy wytężać szare komórki i wykonywać przemyślane ruchy.

Bohaterowie nie walczą bezpośrednio, lecz rzucają zaklęcia oparte na szkołach magii. Do ich stosowania wymagana jest esencja, którą generują jednostki występujące w naszej armii. To też wymaga pomyślunku. Umiejętności powierników wpływają na całą armię. Można specjalizować ich w różnych dziedzinach - od magii, przez ataki wręcz, po ekonomię. Mimo że niektóre umiejętności są mniej przydatne, ogólna strategia i taktyka sprawiają, że nauka gry jest satysfakcjonująca. A to, że każda rozgrywka jest unikalna, powoduje, że trudno się znudzić.

Co ważne, twórcy udostępnili narzędzie do edycji, dzięki któremu możemy możemy cieszyć się kampaniami i mapami stworzonymi przez innych graczy. Twórcy cały czas wspierają społeczność, więc Songs of Conquest ma szansę przetrwać dużo dłużej niż kilka miesięcy po premierze.

Songs Of Conquest ma także kilka słabych stron. Nie przypadła mi do gustu losowość w systemie awansowania powierników. W efekcie otrzymywałem czasem mniej przydatne, niepożądane umiejętności. To frustrujące, szczególnie podczas długich kampanii. Mechanika zarządzanie miastami i budynkami jest stosunkowo prosta; autorzy mogliby ją bardziej rozwinąć. W interfejsie gry przydałoby się trochę szlifów, aby stał się bardziej intuicyjny, zwłaszcza podczas zarządzania dużą liczbą jednostek i zasobów. Historie opowiedziane w poszczególnych kampaniach mogłyby być bardziej rozbudowane.

Songs Of Conquest zasługuje na uwagę każdego miłośnika strategii. Autorzy czerpali inspiracje z Heroes of Might & Magic, ale dodali też sporo nowych, w większości udanych rozwiązań. Gameplay jest wymagający, satysfakcjonujący i długo się nie nudzi. A edytor, który pozwala tworzyć własne treści, powinien znacząco wydłużyć żywotność gry.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy