Song of the Deep - recenzja

​Studio Insomniac Games zachwyciło nas już niejedną grą. Czy zachwyci także wydaną niedawno Song of the Deep?

Insomniac Games od lat współpracuje z koncernem Sony, dla którego stworzyło (z myślą o konsolach PlayStation, rzecz jasna) tak znane i lubiane serie, jak Ratchet & Clank, Spyro The Dragon czy Resistance. Jednak kooperacja z japońskim gigantem to nie jedyny filar działalności amerykańskiej firmy. Mieszczące się w Kalifornii studio od kilku lat tworzy także między innymi produkcje niezależne. Jedną z nich jest Song of the Deep - dwuwymiarowa zręcznościówka, wzorowana na popularnej Metroidvanii.

W nowej grze Insomniac Games poznajemy historię Merryn, której ojciec wyruszył pewnego dnia na połów i z niego nie wrócił. Dziewczyna postanowiła zbudować łódź podwodną i wyruszyć na jego poszukiwania. Tak rozpoczyna się dość urokliwa historia, której dalszy ciąg został przedstawiony w baśniowy sposób - dzięki przerywnikom filmowym oraz nieprzedstawionej bliżej narratorce.

Reklama

Podwodny świat, który przemierzamy, przypomina to, czego Merryn słuchała od ojca od maleńkości. Jest kolorowy, bajkowy, po prostu śliczny. Nawet jeśli nie kupicie Song of the Deep, to chociaż pooglądajcie ją na screenach, a najlepiej obejrzyjcie gameplaye.

Świat przygotowany przez twórców Song of the Deep przemierzamy cały czas na pokładzie wspomnianej łodzi podwodnej. Jest on w dużej mierze otwarty, nie jesteśmy prowadzeni za rączkę ani zmuszani do obierania określonego kierunku. Choć nie wszystkie miejsca są dostępne od samego początku - do jednego nie dotrzemy, bo przejście do niego jest zamknięte, innego strzeże zbyt silny dla nas na dany moment przeciwnik...

Podwodne uniwersum jest pełne niebezpieczeństw, z którymi musimy sobie radzić - meduz, ryb czy morskich stworów. Na starcie możemy (czy też wręcz musimy) pomagać sobie specjalnym pazurem, a później otrzymujemy dostęp do jeszcze ciekawszych gadżetów, takich jak sonar czy torpedy różnego rodzaju, za pomocą których możemy zarówno pozbywać się przeciwników, jak i rozwalać ściany. Rozwój łodzi podwodnej to jeden z lepszych elementów najnowszej produkcji Insomniac Games.

Pierwsze godziny spędzone z Song of the Deep urzekają. Cały czas cieszymy oko projektami lokacji, czerpiemy satysfakcję z poznawania gry. Jednak od pewnego momentu zaczyna się spadek zainteresowania. Autorom niestety zabrakło pomysłów na urozmaicenie dalszego ciągu rozgrywki, a jej mechanika nie jest aż tak dobra, aby wciągnąć nas na dłuższy czas bez wartości dodanych (nie licząc świetnej grafiki, którą za wartość dodaną powinno się uznać bez wątpienia).

Cała podwodna przygoda nie trwa długo (zaledwie sześć-siedem godzin), więc tym bardziej jesteśmy zaskoczeni i rozczarowani, że ludziom z Insomniac Games nie udało się jej w większym stopniu wypełnić atrakcjami. Ponadto irytować może nierówny poziom trudności - starcia z przeciwnikami są łatwiejsze niż można by oczekiwać, za to niektóre łamigłówki potrafiły nastręczyć nam niemałych problemów.

Cieszymy się, że Insomniac Games postanowiło zainwestować w rozwój gier niezależnych, ale nawet tak zdolnym zespołom nie wszystko i nie zawsze się udaje (choć coś nam mówi, że kolejna produkcja tego typu w wykonaniu tego studia okaże się o wiele, wiele lepsza!). Song of the Deep to produkcja niezwykle urocza, przykuwająca wzrok, ale jednocześnie nierówna i od pewnego momentu nużąca. To sprawia, że trudno byłoby wystawić jej wyższą ocenę niż...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama