SOMA - recenzja

Studio Frictional Games zaserwowało nam kolejny survival horror. Czy tak dobry, jak poprzednie?

Po kilku częściach Penumbry oraz Amnesii panowie z Frictional przygotowali coś zupełnie nowego - SOMĘ. To kolejny survival horror z prawdziwego zdarzenia w portfolio tego zespołu. Nie chwytamy w nim za broń, a zamiast tego skupiamy się na eksploracji, przeżyciu oraz odkrywaniu licznych zakamarków fabuły. To dokładnie to, czego oczekuje się po grze, która ma przede wszystkim straszyć. Tylko czy SOMA rzeczywiście straszy? Od początku...

W SOMIE wcielamy się w niejakiego Simona. To młody mieszkaniec Toronto, który ostatnio przeżył niemałą traumę. W wypadku zginęła jego druga połówka, a on sam doznał poważnych obrażeń mózgu. Jest umówiony na badanie z młodym doktorem, który ma mu pomóc w dojściu do zdrowia - zarówno fizycznego, jak i mentalnego. Jednak kilka chwil później historia się urywa i... Simon budzi się w niewielkim, zaciemnionym i chłodnym pomieszczeniu. Szybko okazuje się, że znalazł się - nie wiadomo, w jakich okolicznościach - na pokładzie podwodnej stacji badawczej PATHOS-2, położonej gdzieś na dnie Atlantyku. Z pewnością nie jest to miejsce, w którym chciałoby się spędzić wakacje...

Reklama

Scenariusz SOMY jest jednym z jej głównych atutów. Co prawda pierwsze chwile spędzone z grą wypełnione są różnymi zgranymi kliszami (opuszczona stacja badawcza, buntujące się maszyny, dziwne istoty kryjące się w cieniu... dobrze, tyle wystarczy!), ale później przestaje to mieć znaczenie. Fabuła potrafi zaskoczyć i cały czas się rozkręca, ale nie robi tego zbyt szybko - przez kilka godzin nie odkrywa przed nami wszystkim swoich tajemnic. Autorzy poruszają w SOMIE głębokie tematy, związane z człowieczeństwem i sensem naszego istnienia. Nie brakuje tutaj chwili na refleksję.

PATHOS-2 to świetnie zaprojektowana lokacja. Wszędzie panuje tutaj półmrok, więc nigdy nie mamy pewności, co czai się za rogiem. Tu i ówdzie napotykamy ślady przeszłych wydarzeń, choć przez długi czas nie mamy pojęcia, co się tutaj stało. Nie zdradzimy chyba zbyt wiele, jeśli napiszemy, że na pokładzie stacji spotykamy także kilka rodzajów stworów. Różnią się one między sobą nie tylko wyglądem, ale też zachowaniem, więc spotkanie z każdym z nich wymaga nieco innego podejścia (ciekawe są na przykład kreatury, które widzą nas tylko wtedy, kiedy na nie patrzymy). No i odpowiedź na być może najważniejsze pytanie dotyczące klimatu - SOMA nie jest najstraszniejszym survival horrorem, w jaki graliśmy. Nie jest tak straszna, jak chociażby Amnesia, ale ciężkiej, odczuwalnej atmosfery nie sposób jej odmówić.

Wydarzenia w SOMIE śledzimy z perspektywy pierwszej osoby. Rozgrywka polega na przemierzaniu kolejnych części PATHOS-2, przeszukiwaniu pomieszczeń, korzystaniu z komputerów, czytaniu i odsłuchiwaniu dzienników czy wiadomości, zdobywaniu przedmiotów, odblokowywaniu przejść do następnych lokacji... Jak widzicie, Frictional Games postawiło na sprawdzone mechanizmy i nie zrewolucjonizowało gatunku w żadnym, nawet wąskim zakresie. Czy to źle? Według nas, ta konwencja, którą autorzy SOMY przedstawili już w Penumbrze, sprawdza się w survival horrorach doskonale i być może lepiej pozostać jej wiernym.

Atmosferę horroru podkreśla także udźwiękowienie. Wszystkie dźwięki słyszane w SOMIE zostały umiejętnie nagrane i dobrane. Strasznie brzmią odgłosy robotów, które opanowały PATHOS-2, a także kreatur, dobiegające gdzieś z oddali. Grafiką produkcja Frictional Games nie zaskakuje. Jak już wspomnieliśmy, lokacje zostały bardzo dobrze zaprojektowane, ale jeśli mowa o technologii, to żadnych niespodzianek nie ma. SOMA wygląda dobrze... i tyle.

Niektórzy być może oczekiwali od SOMY czegoś więcej - większej interaktywności, więcej strachu czy jakichś nowości, które odświeżyłyby konwencję znaną z Penumbry i Amnesii. Tymczasem Frictional Games postanowiło na sprawdzone rozwiązania i... naszym zdaniem nie wyszło na tym źle. Ba, SOMA to bardzo dobry survival horror, który może nie sprawi, że włosy staną wam dęba, ale na pewno zaciekawi przedstawioną historią i cały czas będzie podtrzymywać uczucie niepokoju oraz osamotnienia. I nie skończy się po jednym wieczorze. To przygoda na około dziesięć godzin. Warto? Zdecydowanie!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: SOMA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy