Smoke and Sacrifice - recenzja

Smoke and Sacrifice /materiały prasowe

​Smoke and Sacrifice trafiło w ubiegłym roku na pecety. Pomimo, że nie odniosło sukcesu (wręcz przeciwnie, zdobyło dość przeciętne opinie), jego autorzy zdecydowali się przenieść je na konsole.

Niedawno w nasze ręce (a dokładnie - do skrzynek e-mailowych) trafił klucz na grę w wersji na PlayStation 4. Nie mogliśmy tego pozostawić bez reakcji, tym bardziej, że nie poświęciliśmy Smoke and Sacrifice uwagi, gdy do sprzedaży trafiła edycja pecetowa. Zainstalowaliśmy go na redakcyjnej konsoli, licząc na oryginalną, klimatyczną i wciągającą historię. To - obok specyficznej, rysunkowej grafiki - jeden z dwóch elementów, które wydawały nam się najciekawsze w produkcji studia Curve Digital.

W Smoke and Sacrifice trafiamy do opanowanego przez mróz świata i poznajemy Sachi, dziewczynę, która kryje się przed zamarznięciem w pewnej wiosce. Jej mieszkańcy żyją dzięki Słonecznemu Drzewu, chroniącemu ich przed zimnem. Jednak wokół owego drzewa powstał kult przeprowadzający regularnie drastyczny rytuał. W jego ramach zostaje poświęcone pierworodne dziecko. W zamian za to mieszkańcy mogą liczyć, że nic złego im się nie stanie. Poświęceni zostają wszyscy chłopcy. Jedną z ofiar tej tradycji była także Sachi, która musiała oddać swojego syna Lio miejscowym kapłanom. Jednak pewnego dnia w wiosce pojawia się tajemniczy wędrowiec, który oferuje bohaterce poznanie prawdy i pomoc w odnalezieniu pierworodnego. Kobieta przystaje na tę propozycję. Teraz czeka ją wyprawa przez mroczny i pełen niebezpieczeństw świat.

Reklama

Przyznacie, że po przeczytaniu powyższego wstępu do fabuły Smoke and Sacrifice trudno nie być zainteresowanym tym, jak potoczą się dalsze losy Sachi. Niestety, Curve Digital nie wykorzystało potencjału drzemiącego w zarysie fabuły i poprowadzili go dalej tak, jakby w połowie prac nad grą (albo jeszcze wcześniej) zabrakło im środków na scenarzystę. Ciąg dalszy został poprowadzony niedbale, nieumiejętnie podsycając przedstawioną na początku tajemnicę, a dialogi, które powinny być mocną stroną, okazały się zdawkowe i przeciętne.

No, ale może najsilniejszą stroną Smoke and Sacrifice nie jest fabuła, tylko sama rozgrywka? Przyjrzyjmy się jej bliżej. Mamy tutaj do czynienia z połączeniem elementów survivalowo-craftingowych - i to na nich opiera się prawie cała mechanika. Przemierzając świat (w którym musimy nieustannie chronić się przed utratą świadomości, dbając o ciągły dostęp do światła), zbieramy różnego rodzaju surowce, które służą nam do tworzenia niezbędnych przedmiotów. Żeby móc je wytwarzać, musimy posiadać nie tylko półprodukty, ale również receptury. Te zdobywamy, pokonując przeciwników czy wykonując zadania. Nie liczcie na bardziej pomysłowe questy - praktycznie wszystkie skupiają się na stworzeniu czegoś albo znalezieniu kogoś, od kogo otrzymamy niezbędną recepturę.

Początkowo nie mieliśmy z tym problemu. Ochoczo biegaliśmy za kolejnymi surowcami i tworzyliśmy coraz to nowe przedmioty. Jednak z czasem ciągłe zbieractwo zaczęło nas zwyczajnie nudzić. Tym bardziej, że w którymś momencie przestawaliśmy przy tym zwiedzać nowe lokacje, tylko byliśmy zmuszani do wracania do tych, które zdążyliśmy już poznać. Mieliśmy nadzieję, że autorzy przygotowali coś, co nas zaskoczy i pozwoli utrzymać zainteresowanie dalszą rozgrywką, ale nic takiego nas nie spotkało.

Na dłuższą metę nie wystarczyła także dość przyjemna, hack & slashowa walka (w której możemy wykorzystywać zarówno broń białą, jak i dystansową), przypominająca klasykę (pod)gatunku. Pozwólmy sobie porównać Smoke and Sacrifice do gry, która powinna być dla niej wzorem - do Diablo. O ile w kultowej produkcji Blizzardu liczyć na to, że pokonując wrogów, zdobywamy coraz ciekawsze wyposażenie (nigdy nie wiadomo, co wypadnie - czy przedmiot zwykły, rzadki, a może legendarny) oraz rozwijamy naszą postać (w "trójce" ten aspekt został uproszczony, ale nie zniknął), o tyle w dziele Curve Digital zbieramy w ten sposób tylko kolejne surowce do craftingu i nie rozwijamy naszej bohaterki (ponieważ autorzy nie pomyśleli o systemie rozwoju). W związku z tym walka często nie ma sensu. Skoro nie zdobędziemy dzięki temu ciekawych przedmiotów ani doświadczenia, a do tego będziemy ryzykować utratą zdrowia i zużywać sprzęt, to jeśli tylko jest możliwość jej pominięcia, lepiej to zrobić.

Jednym z elementów Smoke and Sacrifice, do których nie możemy się przyczepić, jest oprawa graficzna. Nie jest to może coś, co rzuca na kolana (nie spodziewaliśmy się, w końcu to produkcja niezależna), ale z pewnością potrafi uradować oko. Połączenie płaskich, rysowanych obiektów z trójwymiarowymi (i do tego dość różnorodnymi) tłami wypadło bardzo dobrze. Curve Digital pokazało innym niezależnym deweloperom, jak stworzyć bardzo ładną grę, nie mogąc sobie pozwolić na nowoczesne rozwiązania.

Smoke and Sacrifice nie jest grą złą (choć mogliście tak pomyśleć, czytając recenzję). Nasze rozczarowanie wynika przede wszystkim z tego, że nastawialiśmy się na ciekawiej poprowadzoną historię oraz bardziej różnorodną rozgrywkę. Jeżeli jednak ktoś lubi crafting i lubi survival, a do tego ceni sobie mroczne klimaty, powinien być z produkcji Curve Digital zadowolony. Jest to gra pod wieloma względami nieźle wykonana, choć bez niespodzianek i polotu (nie licząc grafiki). Ale z pewnością nie jest zła.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy