Shenmue 3 to jedna z najdziwniejszych gier tego roku. Z jednej strony - brzydka i przestarzała, a z drugiej - cudowna i oryginalna.
Wydaje mi się, że współcześni gracze, wychowani na ostatnich generacjach konsol, nie będą w ogóle zainteresowani Shenmue 3. To nie jest gra skierowana do nich. No, chyba że któryś z nastolatków zechciałby zobaczyć, jak grało się w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Shenmue to legendarna seria w wykonaniu Yu Suzukiego, której początki sięgają 1999 roku i konsoli Dreamcast. Gracze pokochali ją za fabułę, postacie, a także szereg nowinek, takich jak cykl dnia i nocy, dynamiczne zmiany pogodowe, minigry bądź interaktywne elementy, jak maszyny z napojami czy maskotkami. Shenmue położyła fundamenty pod wiele przyszłych przebojów, takich jak chociażby cykl Yakuza.
Wydawało się, że jest zarazem rozdziałem zamkniętym i że już nigdy nie poznamy dalszych losów Ryo Hazukiego. Suzuki wielokrotnie próbował wskrzesić swoje dawne dzieło, ale bezskutecznie. Aż w końcu wystartował z kampanią na Kickstarterze i... gracze oszaleli! Ostatecznie udało się zebrać 6,3 miliona dolarów od prawie 70 tys. osób. Szybko stało się jasne, że Shenmue nareszcie powraca!
Shenmue 3 to bezpośrednia kontynuacja drugiej części serii. Gra opowiada ciąg dalszy historii Ryo Hazukiego, który wraz z ukochaną Shenhuą trafia do jej rodzinnej wioski. To tutaj ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na zadawane od dawna pytania. Młodzieniec w dalszym ciągu żywi nadzieję, że uda mu się dopaść dawnego wroga, Lan Di. Historia rozwija się - podobnie jak w poprzedniczkach - bardzo powoli, wręcz ospale. Gracz ma dużo czasu, by zaprzyjaźnić się z bohaterami, wczuć się w klimat, oddać się pobocznym zajęciom. Sporą jego część spędzamy na rozmawianiu z NPC-ami, szukaniu poszlak i próbach odnalezienia odpowiedzi. Jednak tych jest cały czas mniej niż pytań. Ktoś, kto grał w poprzednie odsłony, powie: "klasyka".
I właśnie słowo "klasyka" jest najbardziej trafionym określeniem definiującym Shenmue 3. Yu Suzuki nie starał się w żaden sposób rewolucjonizować czy unowocześniać swojego dawnego pomysłu. Gra jest pełna rozwiązań, na które dziś wielu z was popatrzy z politowaniem, ale które inni - ci, którzy z łezką w oku wspominają poprzednie części - uznają za cudownie rozczulające. Prawie wszystko wygląda tutaj tak, jakby zatrzymało się w czasie. Nie tylko archaiczne mechanizmy, ale nawet dialogi, które brzmią niczym napisane na kolanie przez niezbyt lotnego scenarzystę. Jednak, uwierzcie mi, to wszystko ma swój urok.
Shenmue 3 łączy w sobie różne elementy. Poza tak standardowymi czynnościami, jak eksploracja, dialogi czy walka, znalazło się w niej miejsce także dla bardziej nieszablonowych, jak np. zbieranie kapsułek z kolekcjonerskimi figurkami. Te pojawiły się już wcześniej, ale wówczas służyły tylko jako ozdoba. A teraz możemy je sprzedawać w lombardzie, by zdobyte pieniądze wydać na bardziej pożyteczne rzeczy - jedzenie czy książki. Zarabiać można także na inne sposoby, np. łowiąc ryby czy rąbiąc drewno. Jest też opcja dla ryzykantów - hazard.
Jak dużo mówi o Shenmue 3 fakt, że największy postęp dokonał się w nim w warstwie graficznej, która... i tak wygląda jak rodem z początku wieku. Od strony estetycznej można ją uznać za urokliwą (jeszcze bardziej urokliwie robi się, gdy z głośników zaczyna dobiegać przyjemna, relaksująca muzyka), ale od technicznej to już po prostu przestarzały gniot. Modele postaci są kanciaste, ich mimika jest niemal nieobecna, animacjom brakuje płynności, a otoczenie czasem jest zbyt sterylne, a czasem zbyt szczegółowe. Podsumowując, użyjmy więc określenia "urokliwy gniot".
Shenmue 3 to wycieczka nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Nie sądzę, że którykolwiek współczesny gracz będzie w stanie zaprzyjaźnić się z archaiczną rozgrywką i oprawą, ale jeśli tylko mu się to uda, nowe dzieło Yu Suzukiego odwdzięczy mu się niesamowitym klimatem, barwnymi postaciami czy wciągającą fabułą. Natomiast fanom poprzednich części w ogóle nie trzeba go reklamować. Jeśli jesteś jednym z nich, śmiało dodaj do oceny jedno oczko.