Shadwen - recenzja
Po świetnym Trine studio Frozenbyte wydało na świat Shadwen. Tym razem nie poszło niestety tak dobrze...
Fiński zespół, odpowiedzialny za serię platformówek Trine, podjęło się tym razem znacznie trudniejszego zadania. Postanowił bowiem połączyć w swojej nowej produkcji - Shadwen - trzecioosobową zręcznościówkę, skradankę oraz grę logiczną. Pomysł oczywiście jak najbardziej szczytny, ale przy jego realizacji mogliby zawieść najlepsi. No i Frozenbyte także nie podołało, wypuszczając ze swoich komputerów naprawdę mizerny twór. No, ale ma on też swoje zalety, więc pozwólcie, że napiszemy o Shadwen nieco więcej.
W nowej grze Frozenbyte wcielamy się w tytułową skrytobójczynię. Historia rozpoczyna się w momencie, kiedy wykonuje ona zadanie zabicia panującego króla. Jednak na swojej drodze do siedziby władcy napotyka na sierotę imieniem Lily, która po tym, jak zostaje przez Shadwen uratowana, przyłącza się do niej. Od tego momentu protagonistka za każdym razem, gdy przychodzi je zabijać, zastanawia się dwa razy, czy chce, aby dziewczynka na to patrzyła (jednak to, jaką decyzję ostatecznie podejmiemy, nie ma niestety żadnego wpływu na rozgrywkę). Początek fabuły jest może i oryginalny, ale ciąg dalszy okazuje się po prostu mierny. Historia nie wciąga, nie zaskakuje, a słuchane raz na czas dialogi okazują się krótkie i banalne. Szkoda.
Przejdźmy może do rozgrywki. Ta polega w Shadwen na przekradaniu się przez kolejne poziomy, na których musimy omijać strażników, a także dbać o to, aby przeprowadzić bezpiecznie do celu naszą towarzyszkę. Warto nadmienić, że ta porusza się tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzy. Ta koncepcja to jeden z najciekawszych pomysłów Frozenbyte, a jednocześnie... jedna z najbardziej drażniących mechanik, z jaką mieliśmy ostatnimi czasy do czynienia. Lily częstokroć nie rusza się ze swojej kryjówki, pomimo że strażnik, który znajduje się w pobliżu, jest na tyle daleko od niej, że nie ma szans, aby ją dostrzegł. Poza tym dziewczynka jest nader bojaźliwa, więc nieraz zawraca, chociaż nie ma ku temu większych powodów. Jej zachowania są źródłem narastającej nieustannie irytacji. Cały czas musimy stawać na głowie, aby oczyścić jej drogę do celu tak dokładnie, że... aż odechciewa się grać.
Do odwracania uwagi oraz eliminowania strażników wykorzystujemy gadżety, takie jak wyrzutnia liny, bomby czy miny. Robienie z ich użytku daje sporo frajdy, ale - z drugiej strony - sztuczna inteligencja jest w Shadwen tak słaba, że często zastanawiamy się, czy udało nam się dlatego, iż jesteśmy dobrzy, czy dlatego, iż komputer znowu dał ciała. Czasem jednak i nam zdarzają się wpadki, a wtedy możemy skorzystać z możliwości cofania czasu. W ogóle z czasem związana jest kolejna oryginalna mechanika (choć znana z polskiej gry Superhot). Otóż zatrzymuje się on wtedy, gdy my się zatrzymujemy, a rusza dopiero wtedy, gdy i Shadwen się poruszy. To pozwala nam obserwować w spokoju ścieżki, którymi podążają strażnicy, oraz planować kolejne ruchy. Jednak musimy się przy tym wykazać naprawdę dużym zapasem cierpliwości. W Shadwen obserwowania, czekania i planowania jest dużo... naprawdę dużo... za dużo...
Pod względem technicznym mamy do czynienia z produkcją co najwyżej niezłą. Shadwen charakteryzuje się wyjątkowo ciemną grafiką, co okazało się dla twórców wyjątkowo wygodne, bo mogli oni w ten sposób ukryć wiele niedostatków i za pomocą samego oświetlenia oraz cieniowania ucieszyć oko gracza. O udźwiękowieniu praktycznie nie ma co pisać - zarówno o muzyce, jak i o odgłosach czy o wspomnianych, ubogich dialogach. Cała ta warstwa wypada w Shadwen bardzo przeciętnie.
Odnosimy wrażenie, że Frozenbyte, przygotowując koncepcję Shadwen, zawiesiło sobie poprzeczkę zbyt wysoko. Zamiast postawić na stosunkowo prostą mechanikę, tak jak w przypadku Trine, poszło kilka kroków dalej, próbując wymieszać dwa-trzy gatunki w jednym i realizując przy tym kilka nieszablonowych pomysłów, które okazały się dla niej gwoździem do trumny. Gra nie jest najgorsza - miłośnicy skradanek oraz wyzwań znajdą w niej coś dla siebie - ale dużo jej brakuje do satysfakcjonującego poziomu, oj dużo...