Session: Skate Sim - recenzja - tylko dla najbardziej zagorzałych fanów deski?
Nie interesuję się jazdą na deskorolce. W prawdziwym życiu nigdy na żadnej nawet nie stałem.
Ale przy wydanym niedawno Tony Hawk's Pro Skater 1+2 (podobnie jak przy pierwszych odsłonach tego cyklu) bawiłem się świetnie. Czy Session: Skate Sim wciągnął mnie w równym stopniu? Niestety, dość szybko okazało się, że to nie jest gra ani dla mnie, ani dla nikogo, kto nie uznaje się za zapalonego miłośnika jazdy na desce. Odbiłem się od ściany zbudowanej z wysokiego poziomu trudności oraz oczekiwań nadludzkiej precyzji. W przeciwieństwie do Tony Hawk's Pro Skater 1+2, z Session: Skate Sim nie byłem w stanie czerpać przyjemności.
O dziwo, nie miałem większego problemu z przestawieniem się na nietypowe sterowanie. W Session: Skate Sim za pomocą drążków sterujemy odrębnie lewą i prawą nogą (sic!), triggerów używamy do zmiany kierunku (sic!!), a żeby się odepchnąć, naciskamy X (grę testowałem na PC, ale z podpiętym DualSense'm). Przez to nowatorskie podejście trudno mi było na początku zrobić cokolwiek sensownego, ale gdy już przyzwyczaiłem się do nietypowego rozkładu przycisków, doszedłem do wniosku, że wcale nie jest takie złe. Przeciwnie, okazuje się dosyć naturalne i pozwala na naprawdę sporo.
Pomimo tego, że w końcu nauczyłem się w miarę ogarniać jazdę na desce, Session: Skate Sim wymagał ode mnie tak dużej precyzji, że nie byłem w stanie czerpać przyjemności z pokonywania kolejnych misji. Co prawda autorzy przygotowali aż cztery poziomy trudności (osoby przyzwyczajone do arcade'owej jazdy niech nawet nie próbują wchodzić na którykolwiek powyżej pierwszego), ale to nic. Gra i tak będzie od was wymagać perfekcjonizmu, co na dłuższą metę spodoba się chyba tylko najzagorzalszym miłośnikom jazdy na desce. Przeciętny Kowalski, który po prostu chciałby trochę poszaleć, będzie tu zaliczał glebę zdecydowanie zbyt częs
Chyba że szczęścia wystarczy wam swobodna jazda po jednym z trzech dostępnych obszarów: Nowym Jorku, San Francisco oraz Filadelfii. Plansze są rozległe, zawierają szereg popularnych w świecie skaterów miejscówek, skrywają sporo wyzwań, ale... są tak opustoszałe, że można odnieść wrażenie, jakbyśmy trafili do świata po apokalipsie. Naprawdę, nie dało się dodać choć niewielkiego ruchu ulicznego?to.
W Session: Skate Sim znalazło się też miejsce dla fabuły. Historia zaczyna się w momencie, w którym wracamy do świata deskorolek po kontuzji. Wprowadza nas do niego na nowo dawny znajomy. Później spotykamy też znanych skaterów, którzy stawiają przed nami różne cele. Pojawiają się nawet dialogi. Niestety, czasem trudno się zorientować, co tak naprawdę mamy zrobić. A gdy już nam się to uda, to lepiej nie zapomnieć, co mieliśmy zrobić, bo gra nie pozwala przypomnieć sobie instruktażu.
Wykonując zadania, w tym także wyzwania dzienne, tygodniowe i historyczne, zdobywamy reputację oraz pieniądze, dzięki którym zdobywamy nowe elementy zarówno ubioru, jak i deskorolki. Za ofertę wewnętrznego sklepu muszę pochwalić twórców. W grze znalazły się setki koszulek, bluz, spodni, czapek, blatów, kółek... O ile nowe ciuchy dają nam tylko modny wygląd, o tyle modyfikacja deskorolki może przełożyć się na lepsze prowadzenie, wysokość skoków czy prezycję trików. Opcji rozwoju jest mrowie.
Session: Skate Sim wygląda całkiem nieźle, ale nie nastawiajcie się na next-genowy poziom. Pomimo tego byłbym zadowolony, gdyby nie wspomniane wcześniej opustoszałe ulice. I gdyby nie różnego rodzaju błędy i glicze, które po tak długim okresie produkcji (gra powstawała od 2015 roku) nie powinny mieć miejsca. O muzyce nie ma się co rozpisywać, bo jest do bólu przeciętny. Nie wzbudził we mnie żadnych emocji.
Session: Skate Sim to symulacja jazdy na deskorolce stworzona z myślą o najzagorzalszych skaterach. Ale i ci będą narzekać na niezrozumiałe cele zadań, opustoszałe ulice czy występujące dosyć często błędy i glicze. Kanadyjskie studio Crea-ture stworzyło przeciętną grę, z której trudno mi było czerpać przyjemność.