EA Originals to program, który swego czasu przywrócił mi wiarę w Electronic Arts i jego politykę. Sea of Solitude to kolejna gra wydana w jego ramach.
Jeśli sądzicie, że Electronic Arts to bezduszna korporacja, która za wszelką cenę i idąc po linii najmniejszego oporu chce się dobrać do waszych kart kredytowych... cóż, macie sporo argumentów na potwierdzenie tej opinii. Jednak jakiś czas temu "Elektronicy" dali nam także powód do tego, by sądzić, że nie wszystko stracone. Chodzi mi o program EA Originals, czyli program, w ramach którego EA zdecydowało się wspierać niezależnych, zdolnych deweloperów, wspierając ich w procesie tworzenia, a następnie wydając ich dzieła. W ten oto sposób na świat trafiły bardzo udane Fe i A Way Out, a ostatnio Sea of Solitude. Czy najnowsza gra jest równie warta uwagi, co poprzednie?
W Sea of Solitude wcielamy się w dziewczynę imieniem Kay, która budzi się pewnego dnia w ciele potwora i przenosi się do swojego świata, ale zalanego w dużym stopniu przez wodę. Co stało się z nią i z miejscami, które znała? Odpowiedź na te pytania (oraz szereg innych) będziecie się starali odnaleźć podczas kilkugodzinnej przygody, która poprowadzi was m.in. przez targowisko, na które Kay chodziła razem ze swoim ojcem, czy przez szkołę, do której uczęszczał jej brat. Sporo czasu spędzimy także na łódce, którą bohaterka porusza się między lokacjami.
Sea of Solitude to - wbrew temu, co może wam się zacząć wydawać podczas oglądania screenów (pełno tutaj jaskrawych kolorów) - gra bardzo dojrzała. Jej autorzy skupili się na takich zagadnieniach, jak samotność i różne jej skutki, niezrozumiałe dla dziecka kłótnie rodziców czy problemy rodzeństwa, które często są lekceważone i zamiatane pod dywan. Podczas rozgrywki otrzymacie kilka życiowych wskazówek, które być może wam się przydadzą, a być może nie, ale z pewnością warto się przy nich na chwilę zatrzymać i porozmyślać. Sea of Solitude to bardzo mądra gra, która porusza niezwykle istotne problemy, często pomijane w codziennym życiu (w końcu najważniejsze to iść do pracy, zarobić pieniądze, kupić nowy samochód...). Jednak nie da się ukryć, że to, jak bardzo będziecie w stanie to docenić, będzie zależało od waszego charakteru i przeszłych doświadczeń. Jeśli nigdy nie zetknęliście się z poruszonymi tutaj zagadnieniami, możliwe, że będziecie wobec nich dość obojętni. Ale oby nie!
Sea of Solitude to elektroniczne dzieło o artystycznym zacięciu i artystycznie wykonane. Pierwsze skrzypce - tuż obok historii - gra w nim eksploracja. Na każdym kroku odkrywamy w nim zupełnie nowe miejsca, przedstawione przy użyciu ekspresyjnych, surrealistycznych, onirycznych form. Autorzy doskonale bawią się motywem wody, która stanowi metaforę uczuć, jak również kolorami, które potrafią zmieniać się gwałtowanie i w efektowny sposób, podkreślając charakter sytuacji. Osiągnięty efekt jest znakomity, ale na pewno nie byłoby to możliwe, gdyby nie udźwiękowienie, a w szczególności muzyka, która potrafi podkręcić emocje - zarówno te dobre, jak i złe. Choć nie mogę też napisać ani jednego złego słowa o voice actingu. Zaangażowani aktorzy odegrali swoje role wzorowo.
Żebyście jednak nie myśleli, że Sea of Solitude to typowa "chodzonka", w której tylko eksplorujemy, oglądamy i słuchamy, muszę dodać, że w grze występują także elementy zręcznościowo-platformowe. Czasem musimy trochę poskakać, innym razem zmierzyć się z jakimś przeciwnikiem. Nic wymyślnego, skomplikowanego ani trudnego, ale wszystkie te sekwencje umiejętnie wkomponowano w całą resztę. Są też znajdźki - mewy i listy w butelce - dzięki którym możemy dowiedzieć się nieco więcej o sytuacji. Jedyne, czego mi zabrakło, to ciekawe łamigłówki. Autorzy mieli w tym względzie spore pole do popisu, ale zupełnie go zbagatelizowali. A mogliby w ten sposób nie tylko zwiększyć atrakcyjność gry, ale i wydłużyć całą przygodę o godzinę-dwie.
Nie sposób jednak na Sea of Solitude narzekać, bo to naprawdę udana przygoda - świetnie zaprojektowana, bardzo mądra i skłaniająca do refleksji. Owszem, krótki czas rozgrywki (około pięciu godzin) czy brak zagadek (o które aż się tutaj prosi) należy w mojej opinii zaliczyć do minusów, ale to chyba wszystkie, jakie jestem w stanie wymienić.