Red Dead Redemption 2 przedstawiło nam kampanię dla pojedynczego gracza na kilkadziesiąt godzin. Jednak to dopiero przystawka do tego, co Rockstar przygotowało (i dalej przygotowuje) w module Red Dead Online.
Ten znajduje się dopiero w fazie bety, ale oczywiście nie omieszkaliśmy go przetestować, gdy tylko się pojawiło. I co możemy powiedzieć po spędzeniu z nim kilku wieczorów? Cóż, mamy mieszane uczucia. W multiplayerowym trybie Red Dead Redemption 2 drzemie ogromny potencjał, ale póki co nie jest on wykorzystany nawet w połowie, a do tego popsuty przez kilka rozwiązań. Owszem, można się tutaj dobrze bawić, ale można też trochę powkurzać.
Przygodę z Red Dead Online zaczynamy od stworzenia naszej postaci. Jest to jedna z przyjemniejszych rzeczy, jakie na nas czekają. Rockstar oddało w ręce graczy edytor bogaty w opcje - nie tylko oczywiste, ale także takie, których się nie spodziewaliśmy, a które dają nam możliwość wykreowania prawdziwego zbira. Możemy zdecydować nie tylko o budowie ciała, oczach, brwiach, nosie i ustach, ale także o tym, czy nasz bohater (lub bohaterka, bo grać możemy także kobietą) będzie miał proste uszy oraz pełne uzębienie, a może będzie skrzywionym i bezzębnym brzydalem. W każdym razie - o wiele łatwiej jest tutaj stworzyć postać brzydką niż piękną. I o to chodziło!
Gdy już stworzymy naszą postać, trafiamy do świata gry, w którym to zostajemy wprowadzeni w wątek fabularny. Nasz bohater (lub bohaterka) zostaje wkręcony w zabójstwo, którego nie popełnił, ale na szczęście trafia się ktoś, kto postanawia go uratować przed zawiśnięciem. Okazuje się, że z naszym tajemniczym wybawicielem mamy wspólnego wroga, któremu trzeba będzie stawić czoła. I tak oto zaczynamy naszą przygodę w otwartym świecie, w którym czekają na nas zadania do wykonania, aktywności typu PvP, a także możliwość gry kooperacyjnej. Wydaje się, że jest tego naprawdę sporo, ale...
No właśnie, przejdźmy do "ale". Red Dead Redemption 2 zachwyciło nas krajobrazami i światem, który tętnił życiem, zachęcało do eksploracji i nie pozwalało się oderwać od każdego kolejnego zadania. W Red Dead Online jest trochę inaczej. Świat stał się bardziej opustoszały, eksploracja przestała mieć sens (zadania od nieznajomych i tak są od razu zaznaczone na mapie), a napotykane postacie (kierowane przez innych graczy) zaczęły do nas strzelać bez pytania. Stracić życie jest tutaj bardzo, bardzo łatwo. Owszem, w GTA Online także nie trzeba się specjalnie starać, aby "zarobić kulkę", ale tam można szybko wrócić do zabawy (wystarczy wsiąść w pierwszą lepszą furę i pojechać, gdzie się chce), a tutaj wszystko zajmuje więcej czasu (podróże konne wymagają go zdecydowanie więcej). Powolniejsza i bardziej survivalowa rozgrywka, która była strzałem w dziesiątkę w kampanii fabularnej, okazała się kulą u nogi dla modułu sieciowego.
Jednak to nie koniec problemów, które odnotowaliśmy, grając w Red Dead Online po ukończeniu historii Arthura Morgana. Kolejnym jest grind, na który Rockstar nastawił się tak ewidentnie, że mógłby napisać wprost i na samym wstępie: "przygotowaliśmy dla was fajną, choć jeszcze niedopracowaną grę, ale liczymy na wasze pieniądze... dużo pieniędzy". Takie postawienie sprawy byłoby uczciwe. Odpalając Red Dead Online, przygotujcie się na to, że będziecie musieli płacić za wszystko. Nie tylko za broń czy konia, ale również za jedzenie czy możliwość odbycia szybkiej podróży (która jest wręcz koniecznością, jeśli nie chcemy się natknąć na kolejnych graczy, którzy strzelą nam w głowę, gdy tylko zobaczą na horyzoncie). Nastawcie się, że wasza rozgrywka będzie w dużej mierze nastawiona na ciułanie - zarówno dolarów, jak i złota (te pierwsze są standardową walutą, a drugie pełni rolę waluty premium).
Ale czy Red Dead Online w formie przedstawionej w ramach bety jest całkowitym niewypałem? Ano, nie. Podczas testów najwięcej przyjemności czerpaliśmy z przemierzania świata wraz z grupką innych (co szczególnie istotne - przyjaźnie nastawionych) graczy. W ramach kooperacji mamy do przejścia zupełnie nową kampanię fabularną, która potrafi zaintrygować. A już na pewno potrafi dostarczyć sporo emocji, jeśli dobierzemy się w zgraną paczkę. Gra daje nam też możliwość - wzorem GTA Online - tworzenia własnych band, mogących liczyć do siedmiu osób. Z innymi graczami możemy także budować obozy. Pewną rozrywką i sposobem na zarobek jest także napadanie na innych graczy, ale tylko tych, którzy w danej chwili wykonują jakąś misję - wówczas można przejąć ich nagrodę. Natomiast w trybie swobodnym nie ma to sensu. A mimo to jest tu na porządku dziennym i utrudnia zabawę.
Doceniamy to, czym jest Red Dead Online i już teraz, ale przede wszystkim liczymy na to, czym może być. Ubolewamy nad kwestiami, które w nim kuleją (przede wszystkim mamy na myśli ogromny chaos panujący na mapie, strzelających do siebie bez opamiętania i sensu graczy, a także zdecydowanie przesadzony grind), ale mamy nadzieję, że Rockstar wsłucha się w głosy graczy i za kilka miesięcy będziemy już mogli oddać się w całości sieciowej przygodzie na (już nie tak) Dzikim Zachodzie. W końcu do tego służy beta, prawda?