Re-Legion - recenzja

Re-Legion /materiały prasowe

​W czasach, gdy o RTS-ach wielu graczy zdążyło zapomnieć, pojawia się Re-Legion. W czasach, gdy społeczeństwo zostaje schwytane w szpony technokratów, pojawia się ktoś, kto postanawia poderwać ludzi do walki.

Re-Legion to propozycja ze wszech miar interesująca. Po pierwsze - mówimy o strategii czasu rzeczywistego, a więc o reprezentantce zapomnianego, a uwielbianego niegdyś gatunku. Po drugie - jej akcja rozgrywa się w cyberpunkowej, dystopicznej rzeczywistości, w której do walki z technokratami staje religijny kult. Po trzecie - autorzy wprowadzili w niej kilka ciekawych mechanik, które nie kojarzą nam się z niczym innym. No i po czwarte (to jako bonus niemający wpływu na ocenę) - odpowiada za nią warszawskie studio Ice Code Games. Grzechem (sic) byłoby nie spróbować!

Reklama

W Re-Legion przenosimy się do 2184 roku, aby poznać wizję świata, w którym rządzą korporacje i nowoczesne technologie, a społeczność żyje w otępieniu, pracując i zaspokajając swoje potrzeby w najprostsze możliwe sposoby (najczęściej, odurzając się narkotykami i alkoholem). Jednak w końcu na horyzoncie pojawia się silny przywódca, który postanawia poprowadzić ludzi do walki. To Elion, prorok, pod którego skrzydłami powstaje rosnąca w siłę sekta. Niestety, nie wszystko przebiega zgodnie z planem i ostatecznie, zamiast do wolności i zbawienia, prowadzi swoich podopiecznych do wojny z innowiercami. W kolejnych misjach poznajemy ciąg dalszy historii Eliona, która bez dwóch zdań potrafi zaintrygować. Scenarzystom udało się zarysować ciekawą wizję przyszłości, a i sama postać głównego bohatera wypada naprawdę dobrze.

Przygodę z Re-Legion rozpoczynamy od wprowadzenia i samouczka, który wprowadza nas w mechanikę gry. A jest się z czym zapoznawać, bo produkcja Ice Code Games nie jest klonem popularnych RTS-ów (jak Command & Conquer, StarCraft czy Age of Empires). Autorzy zastosowali ciekawe rozwiązania, z którymi dotychczas nie spotkaliśmy się chyba nigdzie indziej. Przede wszystkim chodzi o sposób pozyskiwania wojsk do walki z wrogiem. Nie robimy tego poprzez szkolenie w koszarach czy za pośrednictwem transportów przybywających z orbity (jak w innych "erteesach"), ale poprzez... nawracanie obywateli. Wystarczy znaleźć ich, podejść bliżej i spędzić chwilę, przemawiając.

Poprzez nawracanie ofiar technokratycznej wizji świata budujemy naszą siłę. Nowi członkowie sekty zdobywają dla nas pieniądze, dzięki którym możemy kupować ulepszenia, i modlą się, odblokowując specjalne umiejętności. Z kolei nasze terytorium rozszerzamy, hakując budynki oraz tablice reklamowe, a także tocząc walki z jednostkami wrogami (w tym z innowiercami). Wprowadzono także system dogmatów, w ramach którego decydujemy o unikalnych właściwościach naszych kultystów (choć w rzeczywistości ma on niewielki wpływ na rozgrywkę). Jak więc widzicie, w Re-Legion upchnięto kilka innowacyjnych pomysłów. I można by z nich złożyć naprawdę udanego RTS-a, gdyby nie to, że...

... zawiodło wykonanie. Nie całościowo (absolutnie nie, Re-Legion posiada szereg zalet, których nie sposób mu odmówić), ale w sporej części niestety tak. Pierwszą rzeczą, która przeszkadza w czerpaniu przyjemności z rozgrywki, jest sterowanie. Choć akcja gry toczy się niekiedy w błyskawicznym tempie, autorzy nie dali nam możliwości dostosowania skrótów klawiszowych do naszych przyzwyczajeń, a te, które sami zaproponowali, są niewystarczające i dalekie od optymalnych. W związku z tym musimy cały czas dużo klikać myszką, a przy takiej dynamice i sporym oddaleniu od jednostek bardzo łatwo o pomyłkę, która może nas słono kosztować. A może warto było rozważyć wprowadzenie aktywnej pauzy?

Problemów Re-Legion ma znacznie więcej. Kolejną dużą bolączką jest sztuczna inteligencja, przez którą musimy ciągle pilnować wszystkich naszych jednostek, nawet podczas najprostszych czynności. Zawodzi nawet taka podstawa, jak wyszukiwanie trasy, przez co nasi podkomendni nie potrafią znaleźć nawet nie tyle najkrótszej, co jakiejkolwiek rozsądnej ścieżki do celu. Często wpadają oni także na wrogów, nie bacząc na to, że jest ich kilka razy więcej i w starciu z nimi nie mają żadnych szans. Zdarza się również, że jednostki... w ogóle nie słuchają naszych poleceń.

W Re-Legion bez liku jest także typowych bugów - nie tylko drobnych, ale również poważnych. Zdarzyło nam się na przykład, że podczas cutscenki gra się zawiesiła i musieliśmy powtarzać ostatni fragment misji. A ponieważ nie ma tutaj funkcji automatycznego zapisu, trzeba pamiętać o tym, by co chwilę dokonywać go samodzielnie. Błędów napotkaliśmy więcej (czasem nie uruchomił się jakiś skrypt, czasem jakaś jednostka się przyblokowała), ale gdybyśmy chcieli wypisać je wszystkie, prawdopodobnie byśmy cię zanudzili, drogi czytelniku (poza tym nie wszystkie z nich są odczuwalne/istotne).

Re-Legion został opatrzony całkiem przyjemną oprawą audiowizualną. Na pochwały zasługuje przede wszystkim ścieżka dźwiękowa, pełniąca bardzo ważną rolę w budowaniu klimatu. Co do grafiki - technicznie mamy do czynienia z co najwyżej niezłym wykonaniem, ale zastosowany przez twórców styl graficzny naprawdę może się podobać. Jest to całkiem udana wizja cyberpunkowej przyszłości.

Re-Legion może się pochwalić kilkoma ciekawymi pomysłami, ale niestety giną one dość szybko pod stertą błędów, dodatkowo przyćmione nieumiejętną realizacją. Spodobał nam się klimat, świeże podejście do "erteesowej" mechaniki czy oprawa audiowizualna (szczególnie ścieżka dźwiękowa), ale powodów do narzekania mieliśmy niestety o wiele więcej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama