Ravenswatch – recenzja. Brutalny świat baśni w klimatycznym roguelike’u

Wyobraź sobie świat, w którym baśnie, które znasz z dzieciństwa, zamieniają się w mroczne, brutalne koszmary. W Ravenswatch to właśnie te opowieści, pełne magii i grozy, stają się polem bitwy w formule dynamicznego roguelike'a.

Ravenswatch od pierwszych chwil wciąga klimatem i unikalnym podejściem do znanych baśniowych postaci. Gra przenosi nas do mrocznego świata Reverie, w którym koszmary przejmują kontrolę nad rzeczywistością, a naszym zadaniem jest ich eliminacja. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że mamy do czynienia z typowym przedstawicielem gatunku, ale Ravenswatch szybko udowadnia, że ma do zaoferowania coś więcej. To mieszanka klasycznych mechanik roguelike z wyrazistymi bohaterami i nietypowymi rozwiązaniami.

Największą siłą Ravenswatch jest jego różnorodność. Gra daje nam możliwość wcielenia się w znane postacie z baśni i folkloru - od Czerwonego Kapturka (tu pod postacią Scarlet), przez Trzy Świnki, aż po Sindbada Żeglarza. I nie są to jedynie kosmetyczne wybory. Każdy bohater różni się od siebie nie tylko wyglądem, ale przede wszystkim stylem gry i unikalnymi umiejętnościami. Scarlet, mistrzyni walki na krótkim dystansie, używa dwóch ostrzy, z których jednym buduje punkty combo, by potem zadać potężny cios specjalny. Nocą zamienia się jednak w wilkołaka, całkowicie zmieniając swój styl walki na bardziej brutalny i bezpośredni. To tylko jeden z paru naprawdę barwnych, ciekawych przykładów.

Reklama

Mechanika walki również zasługuje na pochwały. Passtech Games świetnie balansuje między akcją a strategicznym planowaniem. Każda postać ma zestaw unikalnych umiejętności, z których musimy korzystać w przemyślany sposób, ze względu na czas ich odnowienia. Przywodzi to na myśl takie tytuły, jak Hades czy Diablo, w których zarządzanie umiejętnościami jest kluczem do przetrwania. Walki są dynamiczne i pełne emocji, a różnorodność postaci sprawia, że każda rozgrywka to odmienne wyzwania. 

W Ravenswatch istnieje także system rozwoju postaci. Wraz ze zdobywaniem punktów doświadczenia odblokowujemy modyfikacje umiejętności, dzięki czemu z czasem coraz bardziej dostosowujemy styl gry do naszych preferencji. Do tego dochodzą zasoby, które można wykorzystać u Sandmana do zakupu ulepszeń. Eksploracja jest więc nie tylko przyjemna, ale też opłacalna. Nie mogłem się nią znudzić. To zapewne także zasługa liczb, które robią wrażenie. W Ravenswatch czekają na nas między innymi: przeciwników, przeszło 200 talentów, 50 magicznych przedmiotów...

Jednym z najbardziej unikalnych elementów Ravenswatch jest mechanika dnia i nocy. Każdy poziom ma ograniczony czas, przez który możemy eksplorować mapę i walczyć z potworami, by zdobywać ulepszenia i doświadczenie. Po jego upływie musimy zmierzyć się z bossem danego obszaru. Cykl dnia i nocy wprowadza dodatkowe emocje, ale także interesujące zmiany w mechanice walki. Na przykład Scarlet nocą zamienia się w wilkołaka i tym samym jej styl walki zmienia się z szybkiego i zręcznego na brutalny i bezpośredni. Także inne postacie zyskują nowe zdolności po zapadnięciu zmroku. Zasady gry zmieniają się więc dość istotnie, gdy nadchodzi noc.

Decyzje podejmowane w trakcie eksploracji mają więc realne konsekwencje. Czy lepiej skupić się na walce z potworami, by zdobyć doświadczenie, czy może szybciej eksplorować, by znaleźć lepsze ulepszenia? Każda z tych decyzji ma wpływ na dalszy przebieg. Ravenswatch wymaga nie tylko zręczności, ale i strategicznego myślenia.

Na eksplorację każdego obszaru mamy 18 minut, które zostają podzielone na cztery dni i cztery noce. Gdy ten czas upłynie, czeka nas konfrontacja z bossem. Oryginalne podejście, którego brakuje w wielu dzisiejszych grach. A plansze są oczywiście proceduralnie generowane, jak na roguelike'a przystało.

Ravenswatch ma też swoje wady. Choć gra oferuje tryb dla jednego gracza, momentami daje się wyczuć, że jest zdecydowanie bardziej zoptymalizowana pod kątem kooperacji. Grając solo, zwłaszcza na późniejszych poziomach, napotykamy na przeciwników, którzy stają się znacznie trudniejsi do pokonania. Bossowie i minibossowie mogą być prawdziwym wyzwaniem, czasem wręcz frustrująco trudnym. W kooperacji problem ten jest znacznie mniej odczuwalny. Tak więc osoby preferujące samotną rozgrywkę mogą niekiedy odczuć, że Ravenswatch nie jest idealnie zbalansowane. Uważam też, że gra byłaby jeszcze bardziej wciągająca, gdyby twórcy rozbudowali chociaż trochę bardziej fabułę. Potencjał w tym obszarze był ogromny.

Ravenswatch odznacza się świetną oprawą wizualną. Gra stawia na cel-shading, dzięki czemu wygląda jak interaktywna komiksowa opowieść. Kolorowa stylistyka bohaterów i przeciwników kontrastuje z mrocznym, gotyckim klimatem - w efekcie tworzy to unikalną atmosferę. Dzięki temu gra zyskuje niepowtarzalny styl, który wyróżnia ją na tle innych tytułów z tego gatunku. Do tego dochodzi doskonała ścieżka dźwiękowa. Każdy bohater ma swoje własne motywy muzyczne, które rozbrzmiewają podczas walki. Muzyka jest intensywna i podkreśla mroczne klimaty świata Reverie.

Ravenswatch nie jest rewolucją w gatunku roguelike, ale z pewnością wyróżnia się na tle konkurencji. Świetnie zaprojektowani bohaterowie, różnorodna mechanika walki oraz unikalny system dnia i nocy sprawiają, że gra przyciąga na długie godziny. Mimo pewnych problemów z balansem w trybie solo, Ravenswatch zadowoli zarówno fanów gatunku, jak i osoby szukające czegoś świeżego i oryginalnego.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy