Prodeus - recenzja - obowiązkowa pozycja każdego fana klasycznych strzelanek FPS
Wymień najlepsze strzelanki z lat dziewięćdziesiątych. Wolfenstein, Quake, Doom, Prodeus... A nie, czekaj!
Prodeus to gra, która ukazała się ledwie kilka dni temu, ale nieświadomy tego obserwator mógłby (i pewnie by to zrobił) pomyśleć, że to produkcja wywodząca się z końca ubiegłego wieku. Autorzy tej strzelanki wykonali świetną robotę, oddając ducha tamtego okresu, ale i tworząc gameplay, który nawiązuje do klasyki, jednocześnie przystając do współczesnych standardów. A to wszystko jakieś trzy dekady po czasach, do których nawiązuje.
O fabule Prodeusa nie ma co pisać, bo praktycznie jej nie ma. Wcielamy się w kosmicznego marine, który utkwił na bogatej w surowce asteroidzie. Nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że na miejscu dochodzi do starcia dwóch wrogich stron - jednej reprezentującej porządek, drugiej stojącej po stronie chaosu. Główny bohater nie opowiada się jednak po żadnej z nich, tylko po prostu wycina wszystkich w pień. To wszystko. Autorzy nie silili się na nic wielkiego bo byli w pełni świadomi, że gracze, którzy sięgną po ich dzieło, zrobią to wyłącznie dla gameplayu. A jest po co sięgać.
Zasady zabawy w Prodeusa są proste niczym... strzelanki z lat dziewięćdziesiątych. Ot, trafiamy na planszę pełną żądnych naszej krwi potworów i naszym celem jest przebicie się przez tę chmarę. Już w pierwszej chwili zauważamy silne inspiracje Doomem. Przebój id Software przypomina zarówno lokacja (wyglądająca jak marsjańska baza), jak i przeciwnicy (zombie, kakodemony czy impy mają swoich odpowiedników) czy typy broni (począwszy od strzelby aż po karabin plazmowy). Czy to wada? Absolutnie nie!
Przenieść kluczowe elementy z Dooma do nowej gry to wcale nie takie trudne zadanie. O wiele trudniejsze jest połączenie ich wszystkich w całość tak, by nie dało się oderwać dłoni od klawiatury i myszy. A zespołowi Bounding Box Software sztuka ta udała się wyśmienicie. Projekty poziomów są fantastyczne - pełne korytarzy, skrótów czy ukrytych pomieszczeń. Do tych już ukończonych chce się wracać. Super, że możemy to zrobić z poziomu "mapy świata".
Samo strzelanie daje mnóstwo frajdy. Rozgrywka jest szybka, dynamiczna i wymagająca - czyli dokładnie taka, jaka powinna być. Przednie wrażenia z oddawania kolejnych salw w stronę wrogów to zasługa nie tylko samej mechaniki, ale także oddanego w nasze ręce arsenału. Z każdej giwery strzela się odmiennie, ale tak samo przyjemnie. Pistolet, minigun, strzelba, wyrzutnia rakiet, granatnik, karabin plazmowy... W tej grze warto przetestować absolutnie każdą broń. A jest co sprawdzać, bo wszystkie giwery mają nie jeden, a dwa tryby strzału.
Przejście Prodeusa powinno wam zająć 12-13 godzin. Ale całkiem prawdopodobne, że będziecie chcieli cofać się do wcześniejszych etapów, by odkryć wszystkie sekrety. A nawet jeśli nie, nie musi to oznaczać końca zabawy. Bounding Box Software przygotowało multiplayer z klasycznymi trybami: deathmatch, team deathmatch, capture the flag. Jest też czteroosobowa kooperacja. I wreszcie jest edytor poziomów, dzięki któremu Prodeus może cieszyć się ponadprzeciętną żywotnością. W sieci już pojawiają się pierwsze fanowskie twory.
Prodeus nawiązuje do strzelanek z lat dziewięćdziesiątych nie tylko gameplayem i projektami, ale także oprawą audiowizualną. Grafika to połączenie trójwymiarowych plansz z dwuwymiarowymi obiektami, jak broń czy potwory. Autorzy dodali trochę nowoczesnych efektów, dzięki czemu całość wygląda jak stare strzelanki, ale jednocześnie nie razi wiele lat później. Z kolei ścieżka dźwiękowa wzorowo nastraja do strzelania. Grając na słuchawkach i na odpowiednim poziomie głośności, czułem dzięki niej prawdziwego powera.
Prodeus to hołd oddany najlepszym strzelankom z lat dziewięćdziesiątych. Już wielu oddawało go wcześniej, ale chyba nikt nie zrobił tego tak dobrze, jak ekipa Bounding Box Software. 95 proc. pozytywnych recenzji nie jest ani odrobinę przesadzonym wynikiem.