Jeśli twierdziliście, że złota era RPG-ów dawno przeminęła, byliście w błędzie. Ona chyba dopiero nadeszła!
Gdy mowa o najlepszych latach dla RPG-ów, najczęściej wspomina się o latach dziewięćdziesiątych, a dokładnie o okresie, w którym na świat wydano takie przeboje, jak Baldur's Gate czy PlaneScape: Torment. Jednak wydaje nam się, że już niedługo o nich zapomnimy. Z pamięci wyprą je bowiem nowsze produkcje, których twórcy wprawdzie inspirują się klasyką gatunku, ale spełniają marzenia jego wielbicieli w jeszcze pełniejszy sposób. Kolejnym na to dowodem - m.in. po Torment: Tides of Numenera czy Divinity: Original Sin II - jest Pillars of Eternity II: Deadfire. Sequel tak dobry, że lepszego chyba nie mogliśmy sobie zażyczyć.
Pillars of Eternity II: Deadfire stanowi bezpośrednią kontynuację przygody, którą przeżyliśmy w 2015 roku, w części pierwszej. W sequelu ponownie odwiedzamy uniwersum o nazwie Eora, ale tym razem trafiamy w zupełnie inną jego część. To Archipelag Martwego Ognia, do którego udajemy się w pogoni za znanym z "jedynki" bogiem Eothasem. Jeśli nie graliście w poprzedniczkę, nie obawiajcie się. Autorzy przygotowali zgrabne wprowadzenie, dzięki w mig zrozumiecie, o co chodzi w wątku głównym. Nie zamierzamy przybliżać wam żadnych szczegółów dotyczących scenariusza, aby nie psuć wam zabawy. Wystarczy wam wiedzieć, że fabuła jest tak rozbudowana, wielowątkowa i interesująca, że nie sposób oderwać się od komputera. To absolutnie najwyższy poziom.
Jeżeli ukończyliście pierwszą odsłonę, możecie przenieść do "dwójki" stworzoną i wymaksowaną w niej postać, wraz z konsekwencjami wszystkich podjętych w niej wyborów, ale w odwrotnym wypadku także ich dokonacie. W odwrotnym przypadku wykreujecie nowego bohatera (lub bohaterkę) i określicie w skrócie, co wydarzyło się w poprzedniej części (do wyboru jedna z sześciu opcji).
Po przejściu przez kilkunastominutowe wprowadzenie (wliczając w to stworzenie postaci, które może równie dobrze zająć i godzinę) wylądowaliśmy u brzegów jednej z wysp archipelagu i rozpoczęliśmy właściwą przygodę. Fascynacja opowiadaną historią oraz wykreowanym światem pojawiła się już po chwili, aby nie zniknąć przez kolejne godziny. To spełnienie snu o pirackiej przygodzie, osadzone w klimacie inspirowanym Karaibami i epoką kolonializmu. Pillars of Eternity II wprowadza nas w magiczne miejsca (po których możemy się poruszać z dużą swobodą), pełne różnorodnych postaci (zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych) oraz wciągających po uszy historii i historyjek. Niewątpliwie należy do tego dodać sporą - wyraźnie większą niż w "jedynce" - nieliniowość. W sequelu co i rusz podejmujemy jakieś decyzje, które potrafią mieć niebagatelny wpływ na ciąg dalszy opowieści.
Choć Pillars of Eternity II: Deadfire to pełnokrwiste RPG, jego autorzy ewidentnie postarali się, aby było przystępniejsze dla codziennego gracza. Już na wstępie możemy zdecydować się na jeden z pięciu poziomów trudności, spośród których nawet drugi czy trzeci nie są przesadnie wymagające (możemy także zaznaczyć, aby gra skalowała siłę wrogów w zależności od tego, na którym etapie zabawy i rozwoju drużyny na nich trafimy). Jeżeli nie zdecydujecie się na któryś z najwyższych stopni, walka nie powinna wam sprawić większych problemów. Odnieśliśmy ponadto wrażenie, iż dialogi podano w bardziej skondensowanej formie. Co nie zmienia faktu, że czyta się je z ogromnym zaciekawieniem (tym bardziej, że prawie w każdym z nich mamy do wyboru pokaźną liczbę opcji dialogowych).
W Pillars of Eternity II: Deadfire prawie wszystko wykonano co najmniej odrobinę lepiej niż w "jedynce". Nasi kompani są jeszcze lepiej nakreśleni niż ostatnio, zadania są jeszcze bardziej złożone i różnorodne, rozwój postaci dodatkowo rozbudowano, a klimat wprost zachwyca (choć to ostatnie to akurat rzecz gustu). Bez zmian pozostawiono natomiast mechanika walki. Potyczki wciąż toczą się w czasie rzeczywistym, ale z opcją włączenia w dowolnym momencie aktywnej pauzy. Choć to "tylko" izometryczne RPG, nie sposób nie zachwycić się płynnymi animacjami czy efektami, które towarzyszą krytycznym ciosom czy rzucanym zaklęciom.
Zupełną nowością jest natomiast posiadany przez nas statek. Można powiedzieć, że zastąpił on twierdzę Caed Nua, której właścicielami byliśmy w "jedynce". Zarządzanie nim (jego załogą, zapasami etc.) jest ciekawszym zajęciem, tym bardziej, że jest to nasz środek przemieszczania się pomiędzy wyspami archipelagu. Służy nam on także do... toczenia bitew morskich. Nie oczekujcie jednak widowiskowych, trójwymiarowych starć na wodzie. Potyczki tego typu są przedstawiane w formie dziennika. Ot, czytamy opisy i podejmujemy decyzje, które prowadzą do lepszych lub gorszych finałów. Koncepcja ze statkiem zamiast twierdzy nam się podoba, ale oczekiwalibyśmy chyba czegoś żywszego.
Pillars of Eternity II: Deadfire prezentuje się niesamowicie. Każda lokacja, każdy obiekt i każda postać zostały zaprojektowane z godnym podziwu pietyzmem. Atmosferę archipelagu i wielkiej przygody wzorowo podkreśla udźwiękowienie (muzyki z przyjemnością posłuchamy poza grą, aby się zrelaksować). Szkoda, że produkcja nie doczekała się polskiego dubbingu, ale oryginalne głosy, trzeba przyznać, brzmią świetnie.
Natomiast bardziej żałujemy, że Obsidian Entertainment nie uporało się z problemem, który irytował już za pierwszym razem. Chodzi o przedłużające się ekrany ładowania (a oglądamy je przy każdym przejściu z lokacji do lokacji) oraz spadki płynności, które zdarzają się czasem w nieoczekiwanych momentach. Optymalizacja mogła wypaść lepiej.
Pillars of Eternity II: Deadfire to sequel kompletny, w większości aspektów jeszcze lepszy od pierwowzoru (czasem minimalnie, ale jednak). Jeśli tak mają wyglądać współczesne RPG-i, podpisujemy się pod tym wszystkimi rękami, jakie tylko mamy w redakcji. Żałować mogą jedynie posiadacze konsol, którzy na port będą musieli poczekać prawdopodobnie jeszcze kilka miesięcy. A póki zachwycać mogą się - i powinni! - pecetowcy...