Pikmin 1 i 2 - recenzje. Remastery leniwe, ale i tak warte uwagi

Nintendo nie przestaje dbać o swoje "kury znoszące złote jaja". Żadna z ekskluzywnych serii na Switcha nie wydaje się zaniedbana.

Nie tylko te najważniejsze marki, jak Zelda, otrzymują wznowienia i kontynuacje. Na podobne traktowanie mogą liczyć również takie cykle, jak Pikmin, który otrzymał ostatnio remastery dwóch pierwszych części, a wkrótce doczeka się sequela. Zanim zajmiemy się czwórką, przyjrzyjmy się wznowieniom. Czy warto do nich wrócić? Albo zainteresować się nimi po raz pierwszy, jeśli ktoś jeszcze nie miał tej przyjemności?

Jeśli nie zetknęliście się wcześniej z serią Pikmin, spieszymy z krótkim wyjaśnieniem. Gameplay w tej serii to oryginalne połączenie strategii czasu rzeczywistego, elementów eksploracji i zarządzania zasobami. Tytułowe pikminy to małe, kolorowe stworzenia, które musimy wykorzystać, aby przetrwać i osiągnąć swoje cele. 

Reklama

W grach kierujemy astronautą (w pierwszej części jest to Kapitan Olimar), który ląduje na nieznanej planecie i musi polegać na pomocy pikminów przy różnych zadaniach, takich jak walka z przeciwnikami, niszczenie przeszkód, zbieranie przedmiotów, a nawet naprawa rozbitego statku kosmicznego.

Podczas zabawy zarządzamy hordą pikminów. Dbamy o ich rozmnażanie, ochronę przed niebezpieczeństwami i wykorzystanie unikalnych umiejętności związanych z ich kolorami, aby osiągnąć swoje cele. Każdy dzień w grze jest limitowany czasowo, co wprowadza element presji (spokojnie, nieprzesadnej) do zarządzania zasobami i planowania strategii.

W pierwszej grze z serii Pikmin poznajemy Kapitana Olimara, którego podróż kosmiczna kończy się awaryjnym lądowaniem na nieznanym świecie. Pikminy są tu nieocenioną pomocą - ułatwiają burzenie barier, walkę z przeciwnikami oraz transportują części statku. Mechaniki sterowania Pikminami są proste i intuicyjne, co pozwala na szybkie opanowanie gry. Ciekawostką jest wspomniane wcześniej ograniczenie czasowe.

Druga część serii Pikmin to rozwinięcie założeń poprzednika. Kapitan Olimar powraca na planetę Pikminów, tym razem w towarzystwie swojego kompana, Louie. Tym razem nie jesteśmy świadkami katastrofy statku, tylko uczestnikami poszukiwania skarbów, które mają pomóc pracodawcy głównych bohaterów wyjść z długów. W Pikmin 2 zniknął limit dni, dzięki czemu mamy pełną swobodę w eksploracji i poszukiwaniach. Wprowadzono też nowe, podziemne obszary, które pełnią rolę minilochów.

Niestety, Nintendo nie wykazało się nadzwyczajną innowacyjnością, jeśli idzie o przenoszenie gier na Nintendo Switch. Porty Pikmin 1 i 2 bazują na wersjach dla Nintendo Wii, które zadebiutowały w 2009 roku. Pojawiły się w nich: opcjonalne sterowanie ruchem, poprawione tekstury i obsługę nowszych rozdzielczości ekranów. Wersje na Switch, poza podbiciem rozdzielczości i zaktualizowanym sterowaniem na modłę Pikmin 3, nie wprowadzają praktycznie niczego nowego.

Oczywiście, wprowadzono pewne ułatwienia - na przykład, teraz wystarczy przytrzymać przycisk A, aby wydobyć wszystkie Pikminy z ziemi, zamiast naciskać go wielokrotnie. Ulepszono też renderowanie obiektów i zmieniono ikony. Ale to by było na tyle. Pikmin 1 + 2 na Nintendo Switch to raczej leniwe porty, które nie zasługują na swoją wysoką cenę.

Tym niemniej zarówno Pikmin 1, jak i Pikmin 2 to wciąż bardzo dobre gry, które przetrwały próbę czasu i nadal potrafią wciągnąć na wiele godzin. Czy jednak warto wydać wcale nie takie małe pieniądze, aby zagrać w nie w wersji na Nintendo Switch? Jeżeli graliście już w tę serię na GameCube lub Wii, raczej nie. Ale jeżeli nie mieliście z nią jeszcze styczności, spróbujcie. Pod warunkiem, że lubie oryginalne połączenia. Nie przestraszcie się tylko grafiki, bo jest przedpotopowa.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama