Phoenix Point - recenzja

Phoenix Point /materiały prasowe

​O Phoenix Point przed premierą pisało się bardzo mało, a teoretycznie to jedna z najciekawszych produkcji 2019 roku. Nadrabiam zaległości!

Robię to już po premierze, odpalając na redakcyjnym pececie pełną wersję gry. A czy wiecie w ogóle, o czym mowa? Podejrzewam, że nie. A powinniście! Phoenix Point to taktyczna strategia opracowana przez studia Juliana Gollopa. To nie byle kto. Mówimy o głównym projektancie samego UFO: Enemy Unknown, czyli jednego z najpopularniejszych i najmilej wspominanych tytułów z lat dziewięćdziesiątych. Choć seria XCOM w wykonaniu Firaxis Games wypełniła niszę turówek z udziałem "ufoków", miałem nadzieję, że Pheonix Point nawiąże z nią równorzędną walkę. Czy produkcja Gollopa i jego zespołu ma szanse w tym pojedynku?

Reklama

W Phoenix Point ponownie stawiamy czoło obcej rasie, która planuje przejąć władzę nad naszą rodzinną planetą. Jednak tym razem wróg nie nadlatuje z przestrzeni kosmicznej, a wychodzi... spod powierzchni wód. Co prawda, przybył on z kosmosu, ale bardzo dawno temu, w formie wirusa, który ewoluował z czasem, wraz z ocieplaniem się klimatu. W końcu udało podwodnej rasie udało się wyjść na powierzchnię Ziemi, by rozpocząć misję wytrzebienia gatunku homo sapiens. Wygląda na to, że jedyną prawdziwą nadzieją ludzkości na przetrwanie jest tytułowa organizacja Pheonix Point, którą odbudowuje i prowadzi do akcji gracz.

Poza nią działają jeszcze trzy frakcje - Nowe Jerycho, Synderion oraz Akolici Anu - które również stają do walki z nieprzyjacielem, ale mają do tej misji (i nie tylko) odmienne podejście i nie przepadają za sobą nawzajem. A my musimy postarać się o ich zaufanie, bo daje nam ono możliwość korzystania z różnych dobrodziejstw techniki. Ale nie musimy się z nimi przyjaźnić. Ba, możemy nawet rabować należące do nich bazy i brać udział w otwartych walkach z nimi. Co więcej, mogą one atakować siebie wzajemnie. Pod tym względem Phoenix Point wypada naprawdę ciekawie.

Podobnie jak w starym UFO: Enemy Unknown i we współczesnym XCOM-ie, rozgrywka w Phoenix Point dzieli się na dwie części - strategiczną oraz taktyczną. Ta pierwsza toczy się w widoku na cały glob. Z tego poziomu budujemy i rozwijamy bazy, nadzorujemy prace nad technologiami, rekrutujemy nowych agentów czy zarządzamy produkcją ekwipunku. Początek wydaje się dość spokojny, ale niech was to nie zwiedzie. Warto czym prędzej zacząć szkolić personel i przygotowywać się na to, co czeka nas później. A z czasem sytuacja robi się naprawdę gorąca i trudno za nią nadążyć.

W drugiej części - taktycznej - przenosimy się już na pola walki, by pokazać podwodnym mutantom, gdzie raki zimują. Jeśli graliście w UFO: Enemy Unknown, zauważycie, że Phoenix Point czerpie z niego tyle, ile tylko może. Na przykład kontrolowane przez nas postacie nie mają dwóch punktów akcji, tylko... 180. I w ramach tej puli możemy dowolnie chodzić, korzystać z ekwipunku, przeładowywać broń czy strzelać. Co ciekawe, w grze nie mamy określonych procentowo szans na trafienie, a do tego możemy decydować, w którą część "ufoka" chcemy oddać strzał, co czyni zabawę bardziej taktyczną.

W założeniu pomysł z brakiem procentów jest fajny, ale gorzej z praktyką. Czasem dochodzi bowiem do sytuacji, w których nasz agent powinien mieć stuprocentową szansę na trafienie, a pomimo tego sztuka ta mu się nie udaje. Niestety, na tym problemy się nie kończą. Walka w Phoenix Point bywa także bardzo niesprawiedliwa. Podobnie jak w XCOM-ie, plansze są za każdym razem losowane, ale o ile w grze Firaxis dzieje się to w ramach określonego poziomu trudności, o tyle tutaj na tym samym etapie zabawy można trafić na całkiem łatwą misję, jak również na taką, której żywcem przejść się nie da. Czasem można też trafić na planszę o bezsensownej konstrukcji.

Spodobał mi się styl graficzny Phoenix Point, a także jego wykonanie, ale z jednym wyjątkiem. Nie przekonały mnie do siebie projekty przeciwników. To był przecież jeden z mocniejszych punktów UFO: Enemy Unknown, a nowa gra Gollopa wypada pod tym względem zwyczajnie blado. Tak naprawdę żaden z wrogów nie zapadł mi w pamięć, a do tego trudno było mi ocenić po samym wyglądzie, z jak groźnym gagatkiem mam do czynienia. Listę bolączek wieńczą pewne problemy techniczne - czasem coś się źle wyświetli, czasem animacja się przytnie...

Phoenix Point to obiecująca gra, ale nie tak dopracowana, jak XCOM od Firaxis Games, a do tego bardziej odpychająca dla nowicjuszy. Jednak miłośnicy UFO: Enemy Unknown powinni się nią zainteresować, bo pomimo swoich wad to naprawdę dobra turowa strategia, przy której można spędzić co najmniej kilka wieczorów. Argumentem przemawiającym za zakupem jest także cena, która nie przekracza 140 złotych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy