Phantaruk - recenzja
Polskie horrory nie mają się dobrze, ale na niebie pojawiła się gwiazdka nadziei, że w końcu będzie lepiej.
Jeśli mowa o kinematografii, to złota era polskich horrorów już dawno minęła (o ile w ogóle można ją w ogóle nazwać złotą). Większość produkcji tego typu, wyprodukowanych nad Wisłą, ujrzała światło dzienne w latach osiemdziesiątych. Natomiast gdy popatrzymy na ostatnią dekadę, to poza co najwyżej znośną "Porą mroku" trudno przypomnieć sobie jakikolwiek inny tytuł wart wzmianki.
Gdzie więc wspomniana na wstępie gwiazdka nadziei? W branży gier wideo, a jakże. Nie tak dawno do sprzedaży trafiła naprawdę niezła Layers of Fear, a teraz mieliśmy przyjemność (ale czy na pewno, tego się zaraz dowiecie) "położyć ręce" na Phantaruku, horrorze autorstwa studia Polyslash, inspirowanego przede wszystkim serią "Obcy".
Obcy: Izolacja (w oryginale - Alien: Isolation) to według nas jeden z najlepszych wirtualnych horrorów ostatnich lat. Choć wiedzieliśmy, że ludziom z Polyslash trudno będzie mu dorównać, to jednak liczyliśmy na kolejną porcję grozy w klimacie retro science-fiction. Podobnie jak w historii o Ksenomorfie, tak w Phantaruku przenosimy się do odległej przyszłości (oddalonej od teraźniejszości o około dwa wieki).
Podobnie jak tam, akcja toczy się na pokładzie opuszczonego statku kosmicznego. I podobnie jak tam, uciekamy przed potężną istotą, która ma na nas chrapkę. Nie możemy stawić jej czoła, ponieważ nie dysponujemy żadną bronią - ani kontaktową, ani dystansową. Cała historia zaczyna się ciekawie, ale szybko okazuje się, że jest to dość miałka i sztampowa opowieść. Bywało lepiej, bywało gorzej... Phantaruk, jeśli mowa o fabule, to po prostu średnia półka.
A jak prezentuje się sama rozgrywka? Na pewno nie lepiej od fabuły. Phantaruk pod żadnym względem nie zachwyca, ale trzeba uczciwie przyznać, że pod żadnym też jakoś specjalnie nie razi. To survival horror, w którym większość czasu spędzamy na eksploracji, poznawaniu fabuły (służą temu m.in. rozmaite nagrania, które odnajdujemy po drodze), uciekaniu przed zagrożeniem oraz rozwiązywaniu najprostszych w świecie łamigłówek (ot, szukanie kart otwierających drzwi do kolejnych pomieszczeń itp.).
Sztampa na całego, a do tego nieporywająca i wyreżyserowana bez polotu. W teorii pewnym urozmaiceniem gameplayu jest to, że główny bohater, zarażony tajemniczym wirusem, musi szukać strzykawek z antidotum i zażywać kolejne dawki, gdy ekran zacznie robić się zielony. Jednak w praktyce i na dłuższą metę to dość irytujący obowiązek.
Phantaruk nie wyróżnia się także niczym szczególnym, jeśli mowa o oprawie audiowizualnej. Produkcja Polyslash powstała na bazie silnika Unity, który - nawet gdyby twórcom starczyło czasu i pieniędzy - nie pozwoliłby raczej na stworzenie supernowoczesnej grafiki. I ta tutaj z pewnością taka nie jest.
Tekstury są przeciętnej jakości, animacje prezentują się drętwo, projektom lokacji brakuje szczegółów... Natomiast autorzy mogli zachwycić nas estetyką, tymczasem ta w Phantaruku nie ujmuje niczym. Wszystkie pokoje, korytarze czy hale sprawiają wrażenie, jakbyśmy je już gdzieś widzieli. Projektantom zabrakło polotu, oryginalności, ale także dbałości o detale.
Wyraźnie lepiej wypada strona audio, a przynajmniej jej część. Jeśli chodzi o muzykę oraz wykorzystane przez twórców odgłosy, to spokojnie można wystawić Polyslash mocną czwórkę. Przy ich pomocy dźwiękowcom udało się stworzyć całkiem mroczną (kosmiczno-mroczną) atmosferę i niejednokrotnie porządnie nas nastraszyć.
Chwil grozy nie ma może w Phantaruku jakoś wiele, ale uczucie niepokoju odczuwa się tutaj prawie cały czas. Gorzej brzmią natomiast głosy postaci, których słuchamy podczas przemierzania stacji. Już na pierwsze nadstawienie ucha słychać, że należą one do niezbyt wprawionych aktorów (przynajmniej jeśli idzie o dubbing).
Phantaruk to przeciętniak w pełnym tego słowa znaczeniu. Gra nie wyróżnia się specjalnie ani na plus, ani na minus. Można się nią pobawić, można się kilka razy przestraszyć, można ukończyć w jakieś cztery godziny i zapomnieć. Za te dwa wieczory z kosmiczną bestią zapłacimy niewiele, bo około 40 złotych. Czy warto? To zależy już tylko i wyłącznie od tego, jak bardzo lubicie survival horrory. Jeśli bardzo, to nawet się nie zastanawiajcie i wypróbujcie.