Overwatch Legendary Edition - recenzja

Overwatch Legendary Edition /materiały prasowe

​Na przenośnej konsoli Nintendo pojawił się kolejny port. Tym razem nie chodzi o jakiś klasyk z kategorii single player ani indyka, którego kupicie na Steamie za 10 złotych. Na Switchu zawitał Blizzard razem ze swoim Overwatchem.

Na ponad trzy lata po premierze pierwszej edycji gry, Overwatcha chyba nie trzeba już nikomu przedstawiać. FPS Blizzarda od maja 2016 roku dorobił się swoich edycji na konsole nowej generacji, 31 grywalnych bohaterów, ogromnej społeczności, w pełni funkcjonującej sceny esportowej i liczby kontrowersji, jaką mógłby się pewnie podzielić z trzema innymi multiplayerami. Gra działa i ma się dobrze. Naturalnym krokiem dla otworzenia Overwatcha na kolejną grupę odbiorców była więc premiera na Nintendo Switch.

Na pierwszy rzut oka edycja na popularnego handhelda niczym nie różni się od tych, które dostępne są na PlayStation 4, Xbox One czy PC. Kiedy już przebolejemy fakt, że nie możemy przenieść swojego postępu z innych platform, otwieramy parę bonusowych skrzynek, lądujemy w dokładnie tym samym menu głównym i przechodzimy przez kilka tutoriali, do czego regularnie zachęcają nas kolorowe powiadomienia na ekranie.

Reklama

Dopiero po pierwszych kilku szybkich meczach różnice pomiędzy wersją na Switcha a pozostałymi edycjami zaczynają wychodzić na wierzch. Gra wygląda oczywiście gorzej. Nikt nie spodziewał się raczej wizualnych rewelacji po konsoli Nintendo. Dynamiczna rozdzielczość krąży wokół 900p w trybie stacjonarnym oraz 720p w przenośnym. Co gorsza, momentami grze ciężko nawet utrzymać stałe 30 klatek, podczas gdy pozostałe platformy rzadko kiedy ruszają się z 60.

Mocno zawodzi również kwestia sterowania. Można było spodziewać się, że w tak precyzyjnej grze multiplayer Joy-Cony okażą się bezużyteczne. Rozczarowaniem okazuje się jednak również popularne w wielu FPS-ach na Nintendo Switchu gyro controls. Ekskluzywne dla handhelda sterowanie ruchem niejednokrotnie okazywało się już ratunkiem dla wielu miłośników strzelanek. W Overwatchu ta opcja zwyczajnie nie okazuje się równie skuteczna. Ciężko powiedzieć, czy deweloperzy nie włożyli wystarczająco dużo trudu w odpowiednie wprowadzenie tej opcji w swoją grę, czy może charakter rozgrywki w Splatoon faworyzuje gyro controls. Jedno jest pewne: bez Pro Controllera do Overwatcha lepiej nie podchodzić.

Wydajność gry jest w rezultacie słabsza niż na pozostałych platformach, wizualnie wszystko wygląda gorzej, Joy-Cony nie nadają się do gry na wysokim poziomie i najlepiej do Overwatcha usiąść w trybie stacjonarnym, z Pro Controllerem w dłoniach. Pojawia się więc pytanie: dlaczego ktoś miałby w ogóle kupować FPS Blizzarda na Switchu? Niewielką wartość ma możliwość noszenia gry w kieszeni, kiedy sterowanie jest tak uciążliwe, a większość trybów wymaga połączenia do internetu oraz wykupienia abonamentu Nintendo Switch Online.

Sytuację ratowałoby cross-progression. Gdyby ten sam profil zachowywał się na wszystkich platformach, niektórzy fani Overwatcha na pewno chętnie zaopatrzyliby się w przenośną wersję, żeby zdobyć kilka kolejnych skrzynek w quick playu na swojej kanapie, przy dobrym serialu, pod ciepłym kocem. Jeżeli wyłączymy jednak z potencjalnych zainteresowanych osoby posiadające wyłącznie Switcha, kupno Overwatcha traci jakikolwiek sens. Do tego samego monitora lub telewizora, do którego podłączalibyście PS4 czy Xboxa One, wpinacie kabel od Switcha, świadomie wybierając wersję gorszą pod niemalże każdym względem.

Jeżeli nie posiadacie jednak żadnej innej konsoli i rozważaliście kupno Overwatcha na swojego handhelda, Overwatch to świetny FPS, z okazjonalnymi problemami z utrzymaniem klatek. Różnorodność bohaterów pozwoli odnaleźć się każdemu typowi gracza, rozgrywka sprawia tonę satysfakcji, a regularne wsparcie od Blizzarda gwarantuje regularną dawkę motywacji. Razem z zakupem gry dostaniecie również darmowe trzy miesiące Nintendo Switch Online, co pozwoli Wam w pełni przetestować nowego FPS-a, bez martwienia się od dodatkowe abonamenty. Ciężko jednak znaleźć powód, żeby angażować się w Overwatcha z perspektywy osoby, która poświęciła już tej grze trochę czasu na innej platformie. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy