Outriders: Worldslayer - recenzja. Czy dodatek zatrzyma graczy na dłużej?

​Wykresy popularności Outriders znów wzbiły się w górę. To zasługa wydanego niedawno rozszerzenia, zatytułowanego Worldslayer.

Stworzona przez rodzime studio People Can Fly kooperacyjna strzelanka święciła triumfy niedługo po premierze. Wówczas grało w nią nawet po blisko 30 tys. osób jednocześnie, i to tylko na Steamie. Później zainteresowanie nią wyraźnie spadło (w marcu bieżącego roku najwyżej zasiadało do niej po 1,3 tys. graczy naraz), ale twórcy nie poddali się. Przeciwnie, przygotowali obszerny dodatek, który miał zachęcić graczy do powrotu. Efekt? W ostatnich 30 dniach do Outriders zasiada po 11-12 tys. osób. Jest to bez wątpienia zasługa wydanego 30 czerwca dodatku - Outriders: Worldslayer. Sprawdzamy, czy rozszerzenie jest na tyle dobre, by zatrzymać graczy na dłużej.

Reklama

Outriders: Worldslayer wprowadza przede wszystkim nową kampanię fabularną, która ukazuje ciąg dalszy historii opowiedzianej w podstawce. Jednak nic nie stoi na przeszkodzie, abyście rozpoczęli ją przed ukończeniem pierwotnej opowieści. W nowej przygodzie czeka was walka z nową frakcją ludzi określających się mianem buntowników oraz z fatalnymi skutkami zmian klimatycznych Enoch. Można było mieć nadzieję, że twórcy postarają się bardziej i w dodatku przedstawią fabułę wartą zgłębienia i zapamiętania. Niestety, nic z tych rzeczy. Opowieść jest, bo jest, ale niespecjalnie warto zaprzątać sobie nią głowę. Prawdopodobnie dzień po jej ukończeniu zapomnicie, o co w niej chodziło.

Gracze, którzy ukończyli podstawkę, narzekali na kiepski endgame. Trudno nie przyznać im racji - po ukończeniu Outriders nie było co w nim robić. Worldslayers nieco poprawia ten stan rzeczy, ale tylko nieco. Nie rozumiem na przykład, dlaczego twórcy nie podwyższyli maksymalnego poziomu doświadczenia (w dalszym ciągu sufit znajduje się na 30.). Nie rozbudowali w związku z tym dotychczasowego systemu umiejętności. Zamiast tego wprowadzili dwa systemy - poziomy wstąpienia i punkty paksów. Pierwsze to nic innego, jak bonusy do statystyk, które zaczynamy odczuwać dopiero po dłuższym czasie. Z kolei drugie to dodatkowe, niewielkich rozmiarów drzewko, obejmujące nowe zdolności. W grze pojawiły się także poziomy apokalipsy. To rozszerzona wersja poziomów świata - systemu, który daje nam tym większe łupy, im wyższy jest poziom trudności na danym obszarze.

Ciekawie prezentuje się próba Tarya Gratar, czyli nowy, obszerny loch, który powinien zainteresować graczy szukających atrakcyjnych łupów (a przecież po to tu jesteśmy, prawda?!). Autorzy dali nam trzy szanse na jego ukończenie. Jeśli w tym czasie zginiemy, musimy zaczynać od początku, ale zachowując zdobyte wcześniej przedmioty. Czekają was widowiskowe starcia z bossami i loot, którego nie zdobędziecie nigdzie indziej. Warto więc się zaangażować.

Jednak w gruncie rzeczy wciąż zastanawiam się, czy People Can Fly rozwiązało największy problem podstawki - czyli niezbyt interesujący endgame - i dochodzę do wniosku, że... chyba nie. Choć przy Outriders: Worldslayer bawiłem się całkiem nieźle, nie widzę większego powodu, aby zostać z tą grą na dłużej. Wydaje mi się, że twórcy albo znajdą w końcu sposób, aby zatrzymać graczy na kilka miesięcy, a nie kilka tygodni, albo będą musieli wzbudzać ich zainteresowanie w interwałach dzielących nas od premier kolejnych dodatków. Albo... Outriders za jakiś czas popadnie w zapomnienie. Tak czy inaczej, oceniając samo rozszerzenie, powiedziałbym tak: to solidny przeciętniak.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Outriders
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy