One Piece Odyssey - recenzja - łakomy kąsek dla fanów mangi i anime?

​"One Piece" to marka, którą powinien kojarzyć każdy miłośnik mangi i anime. A czy każdy miłośnik tejże powinien rzucić się na najnowszy kąsek - One Piece Odyssey?

W ostatnich latach gry wideo osadzone w uniwersum "One Piece" zyskały na popularności. Jednak niektóre z nich były zdecydowanie poniżej przeciętnej. Szczególnie One Piece: Grand Cruise na PlayStation 4. Ale też One Piece: World Seeker. Wyraźnie lepiej wypadło One Piece: Pirate Warriors 4. A One Piece Odyssey, która ukazała się w styczniu, to chyba najlepsza jak dotąd produkcja na podstawie mangi Eiichiro Ody. Choć nie pozbawiona słabych stron. Ale o tym za chwilę.

W grze standardowo wcielamy się w Luffy'ego, któremu towarzyszą, rzecz jasna, pozostali członkowie grupy piratów zwanej Załogą Słomianego Kapelusza. Niedługo po rozpoczęciu przygody trafiamy na nieznaną wyspę Waford, na której to tracimy (my i nasi kompani) wszystkie specjalne umiejętności. Nie odzyskamy ich ani łatwo, ani szybko. Czeka nas przeprawa na co najmniej trzydzieści kilka godzin. A jeśli zaangażujemy się w aktywności poboczne, czas gry sięgnie nawet przeszło sześćdziesięciu godzin.

Reklama

One Piece Odyssey to jRPG osadzony w otwartym świecie, który przemierzamy całą ekipą, wykorzystując zdolności poszczególnych jej członków. Jedne przydają się podczas eksploracji i wykonywania zadań, a inne podczas starć z przeciwnikami. Te ostatnie toczą się w systemie turowym, który byłby całkiem klasyczny, gdyby nie to, że poszczególni bohaterowie walczą w różnych częściach areny. Niektóre walki zawierają w sobie element fabularny. Polega on na tym, że nasi bohaterowie mają co nieco do powiedzenia.

Eksploracja, wykonywanie zadań, walka, rozwój drużyny... Te wszystkie elementy wykonano poprawnie, ale zachowawczo, nie wnosząc powiewu świeżości. Podczas zabawy miałem cały czas wrażenie, że gram po prostu w kolejne standardowe, japońskie RPG. Jeśli dla kogoś atutem samym w sobie nie jest to, że akcja gry toczy się w uniwersum "One Piece", trudno mu będzie dać się porwać na wspomniane kilkadziesiąt godzin. Z kolei dla fanów gratką będzie możliwość odwiedzania Memorii, czyli krainy, w której odtwarzany wydarzenia znane z pierwowzorów.

Ale poza tym trzeba też wspomnieć o paru bolączkach trapiących One Piece Odyssey. Z jednej strony gra wrzuca nas do otwartego świata, ale z drugiej narzuca tyle ograniczeń, że czasem byłem wręcz zły na twórców. Czasem, gdy gdzieś zboczymy jesteśmy wręcz siłą cofani na właściwą drogę. Gdzie ta wolność i swoboda, którą powinniśmy czuć podczas zabawy w open worldach?

Chyba jeszcze gorszy okazał się jednak backtracking. Gra wielokrotnie zmusza nas do powracania w te same miejsca, co po kilkunastu godzinach zaczyna zwyczajnie drażnić. A to, że pokierować możemy całym szeregiem postaci, jest i plusem, i minusem. No bo, różnorodność może i jest fajna, ale zmorą okazuje się balans. Niektórzy bohaterowie z czasem okazują się całkiem nieprzydatni. Z kolei podczas starć często dokucza poziom trudności. Nie żeby był za wysoki. Co to, to nie. Jest zdecydowanie za niski! W efekcie wiele walk nie stanowi żadnego wyzwania. Chyba że za wyzwanie potraktować ciągłe powtarzanie tych samych schematów bez zmrużenia oka.

One Piece Odyssey to gra przyjemna, zabawna, wzorowo odtwarzająca atmosferę oryginału, opatrzona atrakcyjną oprawą audiowizualną... ale zarazem po jakimś czasie nużąca, przeciętnie zbalansowana i niedająca tak dużej swobody, jak można by oczekiwać. Tym niemniej miłośnicy pierwowzoru powinni po nią sięgnąć. Większość z nich będzie zachwycona. Jeśli należysz do tej grupy, do poniższej oceny śmiało dodaj jedno oczko.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy