My Memory of Us - recenzja

My Memory of Us /materiały prasowe

​Studio Juggler Games dla swojej debiutanckiej gry wybrało wyjątkowo trudną tematykę, ale obeszło się z nią całkiem umiejętnie.

Pamiętacie Valiant Hearts? Ta przygodowa gra akcji, osadzona w realiach pierwszej wojny światowej, była jedną z najbardziej oryginalnych, wartościowych i wzruszających opowieści, z jakimi się zetknęliśmy. Przez wielu graczy bywa wspominana z łezką w oku. Jeśli w nią nie graliście, polecamy nadrobić zaległości (można to zrobić praktycznie na dowolnej platformie, wliczając smartfony i Switcha). A dlaczego wspominamy o niej przy okazji recenzji My Memory of Us? Dlatego, że rodzime studio Juggler Games (wspierane przez IMGN.PRO) ewidentnie się nią inspirowało, pracując nad swoją debiutancką grą.

Reklama

W My Memory of Us również poznajemy historię wielkiego konfliktu, przy czym nie jest to pierwsza, a druga wojna światowa. Podobnie jak w Valiant Hearts, autorzy skupili się na opowieści, dokładając do niej elementy platformowe oraz sporą liczbę łamigłówek do rozwiązania. Podobny jest także styl graficzny (choć na pewno nie można mówić o kalce). Jednak ogólnie My Memory of Us wypada gorzej od swojego głównego źródła inspiracji. Dlaczego? Po kolei...

My Memory of Us opowiada historię bezdomnego chłopca, który, uciekając przed wojną, trafia do domu pewnej dziewczynki oraz jej dziadka. Jednak nie mogą oni zbyt długo cieszyć się spokojem, gdyż napada na nich zgraja robotów dowodzonej przez Złego Króla. Choć gra w żadnym momencie nie mówi wprost, że to druga wojna światowa, naziści, Adolf Hitler i okupowana Warszawa, to nie sposób się tego nie domyślić. Są też Żydzi, przedstawieni jako postacie w czerwonych strojach, którzy trafiają do getta i są wytykani przez innych palcami. Pomimo, że autorzy potraktowali tematykę w sposób alegoryczny, całość potrafi zasmucić, wzruszyć i dać do myślenia. Dodajmy jeszcze, że historia jest przedstawiona z perspektywy pewnego starszego pana, który odgrywa rolę narratora. Głosu użyczył mu nie kto inny, jak Sir Patrick Stewart. Decyzja o jego zatrudnieniu była strzałem w dziesiątkę.

Rozgrywka w My Memory of Us to mieszanka elementów przygodowych, zręcznościowych oraz logicznych, w której musimy wykorzystywać umiejętności dwójki bohaterów - wspomnianych chłopca oraz dziewczynki. Pierwszy potrafi oślepiać ludzi i sprawnie się skrada, a druga świetnie biega i strzela z procy. Z kolei gdy są blisko siebie i trzymają się za ręce, mogą razem biec albo skradać się, zależnie od sytuacji. Pomiędzy postaciami możemy przełączać się całkiem swobodnie, w dowolnym momencie.

Podczas kolejnych rozdziałów (w sumie jest ich kilkanaście) musimy przemykać za plecami żołnierzy, kryć się, uciekać, strzelać (np. z działka stacjonarnego na... pianki), a także - a może raczej przede wszystkim - rozwiązywać zagadki. Juggler Games zawarło ich w My Memory of Us doprawdy mnóstwo. Co więcej, potrafią być bardzo wymagające i zatrzymać nas na dłuższą chwilę. Niestety, wynika to często z faktu, że rozwiązanie jest nie do końca logiczne. A na żadne podpowiedzi nie mamy co liczyć. Szkoda, bo przez to zdarza się, że zamiast cieszyć się grą, bezsensownie się irytujemy.

A co z fragmentami zręcznościowymi? Te także potrafią sprawić, że mamy ochotę wyłączyć komputer (lub konsolę, bo i w tej wersji My Memory of Us trafiło do sprzedaży) i zająć się czymś innym. Wynika to w dużej mierze ze sterowania. Autorzy nie przemyśleli klawiszologii (możemy ją zmienić, ale rzadko zdarza się, żeby trzeba było spędzać w opcjach tyle czasu), postacie reagują na nasze decyzje z delikatnym opóźnieniem, a sytuację dodatkowo pogarszają niespodziewane spadki płynności. A skoro o kwestiach technicznych mowa, musimy wspomnieć także o tym, że gra kilka razy zawiesiła nam się na dobre, zmuszając do uruchomienia na nowo.

Mocno trzymaliśmy kciuki za My Memory of Us. Z kilku powodów. Raz, że to rodzima produkcja; dwa, że porusza ważną tematykę (szczególnie dla nas, Polaków); trzy, że liczyliśmy na powtórkę z Valiant Hearts... Po ukończeniu historii przygotowanej przez Juggler Games mamy mieszane odczucia. Fabuła, narracja, prezentacja - to wypadło naprawdę dobrze. Niestety gorzej jest już z samą rozgrywką - poziom zagadek jest mocno nierówny, a fragmenty zręcznościowe dostarczają więcej frustracji niż przyjemności. Do tego dochodzą problemy techniczne. Cóż, mogło być lepiej, mogło i gorzej. Jeśli podoba wam się tematyka, spróbujcie - cena jest kusząca (niecałe 65 zł).

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy