My Friend Pedro - recenzja

My Friend Pedro /materiały prasowe

​Nie szukasz rozbudowanej gry z wielowątkową fabułą, tylko chcesz się zwyczajnie odprężyć po ciężkim dniu? My Friend Pedro będzie jak znalazł!

Pewnym zaskoczeniem może być fakt, że inspiracją dla twórców My Friend Pedro była... gra planszowa, zatytułowana MFP: My Friend Pedro i wydana w 2014 roku. Nie dajcie się jednak zmylić, bo generalnie adaptacja nie nawiązuje tempem rozgrywki do pierwowzoru. Przeciwnie, jest szaloną zręcznościówką, w której biegamy, skaczemy i strzelamy, a każda kolejna plansza daje prawdziwy zastrzyk adrenaliny i niczym niezmąconej przyjemności z rozwalania wrogów na różne sposoby. Tak wygląda My Friend Pedro w wielkim skrócie. No, ale to nie wszystko, co warto o nim wiedzieć.

Reklama

Jak wspomnieliśmy na wstępie, My Friend Pedro nie posiada wielowątkowej fabuły. Tak naprawdę nie posiada... prawie żadnej fabuły. Autorzy opowiedzieli prostą historyjkę, która nie ma większego znaczenia i stanowi jedynie tło dla rozgrywki. W tym przypadku znacznie ważniejsze od motywu jest na przykład to, że główny bohater odwiedza szereg różnorodnych plansz, takich jak miejskie uliczki, ogromna fabryka czy... bananowa kraina. Nie sposób narzekać na monotonię, choć nie tylko z tego powodu.

Nuda nie grozi nam przede wszystkim ze względu na to, że My Friend Pedro NIE jest typową platformówką/zręcznościówką/strzelanką. Co ją wyróżnia na tle konkurencji? Przede wszystkim niezliczona ilość sposobów na wykańczanie naszych przeciwników. To właśnie w tym tkwi największa przyjemność płynąca z zabawy produkcją studia DeadToast Entertainment. Do naszych przeciwników możemy nie tylko strzelać (w dwóch kierunkach jednocześnie!). Na każdej planszy znajdujemy szeroki wybór różnego rodzaju przedmiotów, które możemy wykorzystać do spektakularnej eksterminacji. Mogą to być nawet najzwyklejsze rzeczy, takie jak piłka czy patelnia. W zupełności wystarczą, by siać zamęt i czynić krwawą rozwałkę, która w wykonaniu głównego bohatera przypomina momentami taniec.

Całość nie jest skomplikowana w realizacji, choć w całym zamieszaniu można się pogubić. Wówczas można jednak skorzystać ze slow motion, które tyleż ułatwia nam uśmiercanie wrogów, co po prostu efektownie wygląda. W ogóle My Friend Pedro to naprawdę widowiskowa gra, która podobałaby mi się nawet wtedy, gdybym tylko patrzył, jak ktoś inny w nią gra.

Jednak należy wspomnieć także o bolączkach, których naliczyłem w sumie dwie, a do tego niewielkie. Po pierwsze - przeciętnie wypadają w My Friend Pedro elementy platformowe. W sterowaniu bohaterem brakuje trochę precyzji, która tak bardzo by się przydała podczas pokonywania tego rodzaju fragmentów. Po drugie - nie do końca precyzyjne jest także strzelanie, co dziwi mnie o tyle, że to filar, na którym zbudowano tę grę. Na szczęście nie mówimy o sytuacji, w której bohater strzelałby, gdzie popadnie. Problem jest znacznie mniejszego kalibru i dokucza sporadycznie.

My Friend Pedro nie jest jakimś osiągnięciem w dziedzinie techniki, ale trzeba przyznać, że wygląda całkiem nieźle. Co najważniejsze, twórcom udało się w bardzo efektowny sposób ukazać całą esencję gry, czyli rozwałkę. Można trochę ponarzekać na projekty lokacji (mogłyby być bardziej szczegółowe i miejscami ciekawsze kolorystycznie), ale już trochę na wyrost. Nie mogę natomiast zrozumieć, dlaczego My Friend Pedro (pomimo, że - jako się już rzekło - nie jest jakimś osiągnięciem w dziedzinie techniki) potrafi przyciąć na niezłej klasy pececie. Optymalizacja - do poprawy!

My Friend Pedro to kilkugodzinna przygoda, podczas której wyłączysz myślenie i skupisz się na wesołym rozwalaniu kolejnych grup wrogów na najróżniejsze, przeważnie szalone i ekwilibrystyczne sposoby. Jeśli tego właśnie szukasz, będziesz zadowolony. Szczególnie, że za tę przyjemność zapłacisz około 70 złotych. Warto? Warto!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy