Monaco: What's Yours Is Mine

Jeśli tęsknisz za oldschoolowymi skradankami albo za skradankami w ogóle (nie najlepsze mamy czasy dla tego podgatunku), powinieneś udać się do... Monako.

Bez obaw, nie musisz kupować biletów lotniczych i pakować walizek. Do tego malutkiego, ale bogatego księstewka wybierzesz się wraz z bohaterami gry pod tym tytułem Monaco: What's Yours Is Mine. Gry równie niewielkiej, co samo Monako, ale - w przeciwieństwie do niego - niskobudżetowej i wykonanej w stylu przypominającym stare, dobre czasy Amigi i Commodore. Oczywiście wygląda o wiele ładniej niż taka Spy vs Spy, ale "stara szkoła" bije z niej na kilometr.

Monaco: What's Yours Is Mine to skradanka oglądana z góry. Bierzemy w niej udział w kolejnych akcjach, w których naszym celem jest wzbogacanie się cudzym kosztem. Oczywiście aby go osiągnąć, musimy się nieźle nagimnastykować. Na szczęście nasza ekipa jest wszechstronnie uzdolniona. To czwórka złodziei o wiele mówiących ksywkach: Locksmith (mistrz w otwieraniu zamków), Lookout (wyczuwa przeciwników na kilometr...), Cleaner (... a ten ich ogłusza) oraz Pickpocket (kieszonkowiec z małpką, która zbiera kosztowności lepiej niż banany). Później odblokowujemy dostęp do kolejnej czwórki, w której znajdują się: Mole (potrafi przebijać się przez ściany), Hacker (zgadnijcie, co robi?), Gentleman (ekspert od przebierania się) oraz Redhead (odurza przeciwników swoim urokiem).

Reklama

Jak pewnie zdajecie sobie sprawę, współpraca pomiędzy całą czwórką jest kluczem do sukcesu. Domyślacie się też pewnie, że Monaco: What's Yours Is Mine pełni kolorów nabiera, gdy w zabawie uczestniczy więcej niż jedna osoba. Graczy może być maksymalnie czterech, ale już we dwójkę gra się niezwykle przyjemnie. Znacznie przyjemniej niż w pojedynkę, choć i taka możliwość istnieje, więc gdy nikogo chętnego do wspólnego opróżniania sejfów nie znajdziecie, możecie próbować wzbogacić się w pojedynkę.

Grać w Monaco: What's Yours Is Mine można na różne sposoby. Kolejne zadania da się przechodzić szybko, ale da się też planować kolejne rozboje na spokojnie. Można robić wszystko, by nie zostać wykrytym, ale można też prowokować gonitwy, by delektować się widokiem biegających za nami nieudolnie policjantów. Ponownie ukryć się przed nimi jest stosunkowo łatwo. Ponadto w misjach możemy wykorzystywać rozmaite narzędzia, takie jak kusza z usypiającymi bełtami czy strzelba, które dodatkowo powiększają nasze pole manewru.

Choć mamy tu do czynienia z grą niskobudżetową i prostą w założeniach, nie zabrakło w niej fabuły. Opowiada ona o wspomnianej czwórce złodziejaszków, którzy chcą uciec z tytułowego Monako. Dalsze ich losy przedstawione zostały w sposób mocno ograniczony, za pomocą umownych scenek i dialogów w dymkach, ale w tym tkwi właśnie urok Monaco: What's Yours Is Mine. Tego po prostu nie można grze odmówić, podobnie jak poczucia humoru, które nie jest może rozbrajające, ale regularnie wywołuje uśmiech i utrzymuje w stanie wyluzowania.

Urokliwa jest także oprawa, która przypomina nieco dwie pierwsze odsłony Grand Theft Auto. Z technicznego punktu widzenia nie jest ani trochę ładna, ale jej odbiór był w moim przypadku jak najbardziej pozytywny. Jest kolorowa i przyjemna w odbiorze, choć mogłaby być także bardziej czytelna. Czasem trudno wyodrębnić poszczególne elementy. Natomiast żadnych zastrzeżeń nie mam do muzyki, opracowanej przez Austina Wintory'ego, autora ścieżki dźwiękowej do Journey, która - swoją drogą - została nominowana do nagrody Grammy.

Monaco: What's Yours Is Mine to bez wątpienia jedna z ciekawszych gier niezależnych ostatnich tygodni, a może i miesięcy. Jest wręcz po brzegi wypełniona dobrą zabawą i humorem, szkoda tylko, że aby czerpać z niej pełnię przyjemności, trzeba mieć ze sobą co najmniej jednego kompana. Dla niektórych będzie też propozycją zbyt wymagającą, choć inni z pewnością potraktują wysoki poziom trudności jako zaletę.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Skradanki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama