Man of Medan - recenzja

Man of Medan /materiały prasowe

​Przyznaję - Until Dawn to jedna z moich ulubionych gier tej generacji konsol. Tak dobrze się bawiłem przy tej grze, że przeszedłem ją dwa razy i od dłuższego czasu noszę się z zamiarem podejścia do niej po raz trzeci.

Studio Supermassive Games w doskonały sposób połączyło świat gier ze światem filmu, tworząc interaktywny horror, w którym każdy z bohaterów mógł przeżyć, ale równie dobrze mógł zginąć - a wszystko to zależało od podejmowanych przez nas wcześniej decyzji (zabawa była tym lepsza, że trudno było przewidzieć konsekwencje poszczególnych czynów). Jeśli nie próbowaliście, polecam wam nadrobić zaległości, naprawdę (można dziś kupić tę grę za grosze). A jeśli graliście i wam się podobało, na pewno słyszeliście o The Dark Pictures, czyli kolejnym projekcie Supermassive. To seria kilkugodzinnych horrorów, które mechaniką będą przypominać Until Dawn. Pierwszy z nich - Man of Medan - właśnie trafił do sprzedaży. Zdążyłem go już przejść. Na razie raz. Czy okazał się na tyle dobry, że chcę go zaliczyć po raz drugi?

Reklama

Man of Medan opowiada zupełnie inną historię niż Until Dawn. Tam trafialiśmy do domu, w którym grasował psychopata, a tutaj przenosimy się na morze. Fabuła inspirowana jest legendą statku Ourang Medan, którego załoga miała zginąć w niewyjaśnionych okolicznościach po drugiej wojnie światowej gdzieś w pobliżu Malezji, zaś sam statek miał skończyć na dnie, zapomniany. Głównie bohaterowie Man of Medan - a jest nią grupka żądnych przygód znajomych - zamierzają zgłębić tę tajemnicę. Jednak nie wszystko idzie po ich myśli. W zasadzie to... nic nie idzie.

Początek rozgrywki jest dość ospały, co służy wprowadzeniu gracza nie tylko w historię, ale również w mechanikę (to słuszne podejście, bo podejrzewam, że do Man of Medan zasiądzie spora liczba casualowych graczy, którym przyda się kilka słów wyjaśnienia). Grać możemy na trzy sposoby - samotnie, nawet z czterema znajomymi lokalnie albo z taką samą liczbą kompanów przez sieć. Do wyboru, do koloru, choć trzeba przyznać, że zdecydowanie więcej przyjemności czerpałem, grając z kimś, przy jednym komputerze.

Sama rozgrywka nie będzie zaskoczeniem dla nikogo, kto grał w Until Dawn. Podobnie jak tam, tak i tutaj mamy do czynienia z interaktywnym horrorem, w którym co i rusz musimy podejmować jakieś decyzje. Niektóre z nich mają większe znaczenie, a inne mniejsze, ale nigdy nie możemy być pewni, że pozornie nieistotny czyn nie spowoduje na przykład śmierci któregoś z bohaterów (są nawet takie sytuacje, w których może zginąć od razu cała ekipa!). Czasem o tym, czy ktoś przeżyje, czy nie, decyduje także nasza sprawność, bowiem autorzy przygotowali szereg sekwencji QTE. W sumie przygotowano około siedemdziesięciu. Żeby zobaczyć je wszystkie, trzeba by ukończyć grę osiem razy. A zatem mało prawdopodobne, że przy dwóch czy trzech podejściach będziecie świadkami takiego samego przebiegu akcji i takiego samego zakończenia.

Całość została zrealizowana w iście filmowy sposób. Choć przedstawiona historia jest w gruncie rzeczy sztampowa (taka sama była ta w Until Dawn, ale czy to komukolwiek przeszkadzało?), trudno oderwać się od ekranu, a sposoby straszenia graczy - choć typowe i oparte głównie o jump scare'y - są wystarczająco skuteczne. Wyróżnić można także filmową pracę kamery, naprawdę niezłą i wzorowo przeniesioną grę aktorską (bohaterowie wyglądają i ruszają się jak żywi) czy dopracowaną oprawę audiowizualną. To wszystko składa się na w pełni zadowalający efekt końcowy. Man of Medan to po prostu dobrze zrealizowany horror klasy B.

Ukończenie całej gry to kwestia około pięciu godzin. Ale śmiało możecie zakładać, że przejdziecie ją dwa-trzy razy, żeby zobaczyć, co się wydarzy, jeśli postąpicie w poszczególnych sytuacjach inaczej niż poprzednim razem. Szkoda tylko, że nie da się w żaden sposób przyspieszyć fabuły i przy kolejnych podejściach znów musimy zapoznawać się z wydarzeniami, na które wpływu nie mamy. Chciałoby się to w jakiś sposób przyspieszyć.

W Man of Medan zniechęcić potrafią także problemy techniczne. Gra potrafi zaliczyć naprawdę spektakularne spadki płynności. Nie przeszkadza to podczas poruszania się postaciami, ale w trakcie cutscenek potrafi już być dokuczliwe i nieco psuje zarówno wrażenie filmowości, jak i atmosferę horroru.

Man of Medan to gra, która zadowoli wszystkich tych, którym podobało się Until Dawn, czy po prostu wszystkich tych, którzy szukają solidnego horroru, a najlepiej takiego, który nastraszy nie tylko ich, ale i znajomych, rodzeństwo czy partnera życiowego. W kooperacji zabawa jest tutaj naprawdę przednia!

Autor: Artur D.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy