Livelock - recenzja

1 /materiały prasowe

Chcecie przerwy od rozbudowanych, ambitnych gier? Livelock z pewnością się na nią nada.

To produkcja studia Tuque Games, w której przenosimy się do odległej przyszłości, w której na Ziemi pozostała już tylko grupka przedstawicieli homo sapiens, a rządy prowadzą na niej roboty, toczące między sobą nieustanne wojny.

Pewnego dnia trójka ludzi decyduje się na przeniesienie ich świadomości do mechanicznych konstrukcji, wewnątrz których będą mieli szansę na odnalezienie EDEN-u, pozwalającego na odtworzenie ludzkości i tym samym odratowanie świata, jaki zawsze znaliśmy. Wcześniej jednak będą musieli odszukać fragmenty klucza, stawiając w międzyczasie czoła tysiącom złowrogich robotów. Cóż, fabuła nie jest może odkrywcza, ale to miło, że w ogóle Tuque Games się o nią pokusiło. W takich grach, jak Livelock, przeważnie znajduje się ona nie na drugim czy trzecim, a na znacznie odleglejszym planie.

Reklama

W Livelock możemy pokierować jednym z trzech wspomnianych bohaterów. Z początku trudno poczuć jakiekolwiek różnice między nimi, natomiast z czasem zaczynamy je dostrzegać. Wynika to - a jakże - z tego, że zdobywamy coraz to nową broń (odmienną dla każdej postaci), a także odblokowujemy umiejętności przydatne w walce. Owych ulepszeń możemy dokonywać, wykorzystując zbierane na kolejnych planszach niebieskie kulki (to waluta). Otrzymujemy je za pokonanych wrogów (czym więcej i szybciej ich wyeliminujemy, tym wartościowsza będzie nagroda), przeszukując skrzynki oraz wykonując zadania. Co ciekawe, autorzy poza głównymi zadaniami przygotowali także szereg pobocznych. Jednak nie ma wśród nich żadnego, które bylibyśmy w stanie wyróżnić. Każde polega na dotarciu w określone miejsce, pokonaniu silniejszego przeciwnika, eskortowaniu robota do wskazanej lokacji... Nic odkrywczego ani popychającego w interesujący sposób fabułę do przodu.

Grając w Livelock w pojedynkę, prędzej czy później zaczynamy się nudzić. Nie pomaga wspomniany system rozwoju postaci czy możliwości customizacji robota (raz na czas odnajdujemy na polu walki nowe elementy, które możemy do tego wykorzystać). Zainteresowanie zabawą można szybko przywrócić, rozpoczynając ją w wydaniu online. Jednak ogromnym zaskoczeniem jest dla nas to, że Tuque Games umożliwiło rozgrywkę kooperacyjną wyłącznie przez sieć. Livelock nie zawiera opcji coopa przy jednej konsoli. Bez niej gra wydaje się niekompletna.

Graficznie Livelock to średnia niższa półka. Podczas starć oglądamy wystrzały, rozbłyski, wybuchy i to wszystko prezentuje się naprawdę efektownie. Ekran mieni się kolorami, a otoczenie rozświetlają widowiskowe rozbłyski. Jednak dalej jest już gorzej. Plansze mogłyby zostać zaprojetkowane z większym rozmachem i z wykorzystaniem lepszych tekstur, a animacje robotów mogłyby być płynniejsze. A propos płynności, to zdarzało nam się podczas testów, że Livelock zdecydowanie zwalniał i "haczył".

Poza tym wszystkim Livelock to gra bardzo krótka. Wszystkie udostępnione przez twórców etapy będziecie w stanie ukończyć w ciągu jednego dłuższego bądź dwóch krótszych posiedzeń. Później będziecie jeszcze mogli pobawić się w tutejszą "hordę", nazwaną Open Protocol, ale nie spodziewajcie się tutaj żadnej rewelacji. Ot, zabawa na pół godziny i tyle.

Mieliśmy nadzieję, że Livelock będzie znacznie lepszą strzelanką. Tuque Games nie wzięło się za specjalnie skomplikowaną koncepcję, a i tak nie potrafiło zrealizować jej "po Bożemu". Niewyróżniająca się niczym rozgrywka, bardzo krótki czas zabawy oraz brak lokalnego coopa sprawiają, że trudno będzie jej się przebić wśród innych tego typu produkcji. Ale jeśli macie akurat wolną chwilę, około 80 złotych i szukacie czegoś na odstresowanie...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama