Live a Live - recenzja. Fani klasycznych jRPG-ów będą zachwyceni

​Live a Live to remake klasycznego jRPG-a, w którym czeka na was tak naprawdę... siedem gier.

Live a Live to remake klasycznego jRPG-a z 1994 roku, o którym pewnie mało kto z was słyszał. Nic dziwnego, skoro gra trafiła wyłącznie na rynek japoński. Tym razem Square Enix przedstawiło tę oryginalną produkcję także graczom z innych kontynentów. Jej oryginalność tkwi przede wszystkim w tym, że nie przedstawia jednej, spójnej historii, tylko siedem odrębnych opowieści. We wstępie do recenzji być może nieco przesadziłem, pisząc o siedmiu grach w jednej. Jednak przedstawione w Live a Live historie są tak odrębne, a do tego tak zróżnicowane, że takie postawienie sprawy nie jest wcale bezpodstawne.

Reklama

W Live a Live znalazło się osiem rozdziałów, które możemy przechodzić w dowolnej kolejności. Odwiedzamy w nich różne miejsca oraz okresy. Czekają na nas: prehistoria, Dziki Zachód, niedaleka przyszłość, odległa przyszłość, Zmierzch Edo Japonii, Imperialne Chiny, średniowiecze oraz współczesność. W każdej z opowieści poznajemy zarówno nowe miejsca, jak i nowych bohaterów. Wcielamy się w jaskiniowca, rewolwerowca, wojownika ninja, a nawet robota. Wszystkie rozdziały możemy przechodzić równolegle.

Widzicie więc sami, że Live a Live to tak naprawdę osiem mniejszych jRPG-ów spakowanych w jedną dużą grę wideo. Chociaż twórca oryginału, Takashi Tokita, znalazł sposób, by połączyć je wszystkie ze sobą. Jak to zrobił, przekonacie się już sami. Wspomnę tylko, że po przejściu siedmiu głównych rozdziałów czeka was zakończenie spinające wszystkie opowieści wielką klamrą. Niewykluczone, że finału domyślicie się nieco wcześniej, jeśli będziecie uważnie śledzić poszczególne wątki. Tak czy inaczej, powinniście być zadowoleni.

Gameplay w Live a Live także korzysta z podziału gry na siedem części. W każdym rozdziale odkrywamy bowiem nie tylko odrębną historię, ale także poznajemy odmienne mechanizmy. Przykładowo w części rozgrywającej się w feudalnej Japonii mamy często do czynienia z elementami skradankowymi, zaś na Dzikim Zachodzie znaczenie zyskuje opracowanie strategii oraz zastawianie pułapek przed najazdem bandytów. Przy tej grze nie sposób się nudzić. Nie mogłem się powstrzymać przed włączaniem kolejnych rozdziałów przed ukończeniem poprzednio rozpoczętych, aby tylko rzucić okiem na to, co przygotowali twórcy.

Przejście Live a Live powinno wam zająć ponad 20 godzin. To rozsądny wynik, jak na grę, ale - jak na jRPG-a - mógłby być lepszy. Szczególnie że twórcy nie byli w stanie utrzymać równego poziomu we wszystkich rozdziałach i przez cały czas. Nie da się im odmówić różnorodności i powiewu świeżości, ale nie sposób też ukryć, że niektóre fragmenty są na tle innych zwyczajnie nudne. Na przykład w historii o Dzikim Zachodzie i o prehistorii przygotujcie się na dialogowe dłużyzny, przez które przechodzi się z trudem. W Live a Live nierówny jest także poziom trudności, przez co mniej doświadczeni gracze mogą mieć problem z ukończeniem wszystkich części.

Nie mogę się natomiast przestać zachwycać oprawą audiowizualną. To prawdziwe mistrzostwo w realizacji stylu graficznego HD-2D (połączenie płaskich postaci z trójwymiarowym, bogatym w szczegóły światem wyszło znakomicie) oraz w odświeżaniu ścieżki dźwiękowej (utwory z oryginału w nowych aranżacjach wpadają w ucho od pierwszej chwili i nie mogą z niego wypaść). Cieszy także pełny voice acting - nie tylko sam fakt, że się na niego zdecydowano, ale także jakość wykonania, która nie pozostawia nic do życzenia.

Live a Live wydaje się wzorowym remakiem klasyka. To, że gra jest nierówna pod względem wykonania i poziomu trudności, to tylko częściowo wina zespołu odpowiedzialnego za wznowienie. Ten i tak wykonał kawał świetnej roboty. Z czystym sumieniem polecam ich dzieło wszystkim miłośnikom japońskich RPG-ów, a w szczególności tym lubującym się w klasyce gatunku. Powinniście być zachwyceni.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy