Little Nightmares - recenzja

Little Nightmares /materiały prasowe

​Little Nightmares to zdecydowanie jedna z najbardziej pozytywnych niespodzianek ostatnich miesięcy. Choć historia jej głównej bohaterki zbyt pozytywna nie jest.

Za Little Nightmares odpowiada zespół Tarsier Studios, który, choć istnieje od 2004 roku, do tej pory jedynie pomagał w pracach nad serią LittleBigPlanet i stworzył mało znaną platformówkę Tearaway Unfolded. Jednak wygląda na to, że właśnie nadeszło jego pięć minut. Little Nightmares to prawdziwe cacko, inspirowane takimi tytułami, jak Limbo czy Inside.

W grze wcielamy się w małą dziewczynkę, ubraną w żółtą, przeciwdeszczową kurtkę. Akcja rozpoczyna się w strasznym, podwodnym domu. My nie wiemy nic ani o bohaterce, ani o lokacji, w której się znalazła. Wiadomo tylko, że celem dziewczynki jest wydostanie się z tego nieprzyjaznego miejsca. Czeka na nas do pokonania w sumie pięć miejsc, z których każde jest straszniejsze od poprzedniego. Jeśli jednak macie nadzieję, że po pokonaniu ich wszystkich poznacie odpowiedź na wszystkie nurtujące was pytania, to będziecie zawiedzeni. Little Nightmares to gra tajemnicza i alegoryczna, która pozostawia graczowi trochę pola na domysły i snucie własnych teorii. Przygodę można ukończyć w ciągu zaledwie czterech godzin, ale gwarantujemy wam, że będzie to czas pełen niespodzianek, zaskakujących pomysłów, na jakie wpadli twórcy z Tarsier Studios, oraz różnorodnych emocji, jakie wywołuje historia nieznajomej dziewczynki.

Reklama

Little Nightmares to całkiem prosta w obsłudze platformówka. W grze biegamy, skaczemy, łapiemy się różnych przedmiotów, przesuwamy je, przenosimy lub rzucamy nimi - i to w zasadzie wszystko. To jednak wystarczy, aby zaoferować rozgrywkę, która ani przez chwilę nie nuży. Podczas swojej podróży po strasznym domu dziewczynka napotyka na różne zagrożenia. Czasem są to robale-pijawki, innym razem szaleni kucharze, jeszcze innym zdeformowani ludzie. Jednak naszym celem nie jest walka z nimi, a unikanie ich. Gdy nas dopadną, dziewczynka nie ginie, ale i tak musimy cofać się do poprzedniego punktu kontrolnego. Choć Little Nightmares nie jest survival horrorem, to jednak chowanie się i uciekanie przed chcącymi nas złapać przeciwnikami potrafi podnieść poziom adrenaliny.

A propos jeszcze punktów kontrolnych. Zostały one rozmieszczone w wielu miejscach, więc nie musicie obawiać się o konieczność powtarzania dłuższych fragmentów gry. Jednak nie da się ukryć, że etapy, na których musimy po kilka razy cofać się do ostatniego check-pointu, wybijają gracza i wpływają negatywnie na atmosferę. Wkurzyć potrafi także to, że w Little Nightmares można zginąć nie z własnej winy, a przez kiepską perspektywę. Ponadto część czynności, które wykonujemy, jest nieprecyzyjna, przez co można na przykład zupełnie niespodziewanie spaść w przepaść. A zatem bywa irytująco, ale można to przełknąć.

Little Nightmares posiada świetną oprawę audiowizualną, która skutecznie potęguje klimat. Autorzy wykazali się nie lada pomysłowością podczas projektowania kolejnych poziomów. Wykorzystali przy tym znakomitą grę świateł i cieni, dzięki której znacznie łatwiej było osiągnąć efekt "horroru light". Pomogło w tym także udźwiękowienie, pełne nieoczekiwanych, tajemniczych odgłosów oraz cichej, ale sprawnie podkreślającej klimat muzyki.

Little Nightmares to krótka, ale wciągająca i poruszająca historia, z którą zdecydowanie warto się zapoznać. Gra ma swoje minusy (problemy z perspektywą, nieprecyzyjne sterowanie, spadki poziomu imersji), ale są one drobne i nie mają szans w starciu z zaletami. Gratulujemy Tarsier Studios pierwszej w pełni samodzielnej produkcji, a do tego tak udanej.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy