LEGO Brawls - recenzja. Familijna bijatyka z klocków. Czy dla wszystkich?
LEGO Brawls to niezupełnie nowa produkcja. Grę mogli już dobrze poznać abonenci usługi Apple Arcade, w której zadebiutowała trzy lata temu. Pewnego dnia ktoś wpadł na pomysł, aby spróbować przebić się z nią na konsolach i pecetach. Na początku września miała miejsce premiera wersji na wszystkie liczące się platformy: PC, Xbox One, Xbox Series X|S, Switch, PlayStation 4 oraz PlayStation 5. Sprawdziłem tę ostatnią. Niestety - pomimo że jestem wielkim miłośnikiem LEGO - do zachwytów było mi daleko.
LEGO Brawls przypomina znaną z platform Nintendo serię Super Smash Bros. To familijna bijatyka, w której boje toczą między sobą czteroosobowe drużyny albo osiem osób w wariancie wszyscy na wszystkich. Gra jest nastawiona na zabawę przez sieć, ale pozwala także na rozgrywkę lokalną, przy jednej konsoli (lub przy jednym komputerze). A skierowana jest przede wszystkim do młodszego odbiorcy.
Na czym polega rozgrywka? W wielkim skrócie - przejmujemy kontrolę nad jedną z figurek LEGO, przenosimy się do jednego ze światów LEGO (do wyboru są między innymi Ninjago, Park Jurajski czy Hidden Side) i rozpoczynamy potyczkę. Jej celem jest albo przejęcie kontroli nad wyznaczonym obszarem (w trybie drużynowym), albo pozostanie na placu boju jako ostatni ze śmiałków (w trybie wszyscy na wszystkich).
Z obsługą powinien poradzić sobie nawet kilkulatek. Nasza postać może biegać, skakać i wyprowadzać ataki za pomocą jednego przycisku. Od czasu do czasu możemy wyprowadzić specjalne uderzenie - służą do tego dwa dodatkowe przyciski. I to w zasadzie wszystko. Starsi gracze mogą być wręcz zażenowani złożonością mechaniki tej gry. A dokładnie jej brakiem. Z kolei młodsi miłośnicy LEGO powinni być zachwyceni.
Potyczki urozmaicono na dwa sposoby. Po pierwsze na planszach rozmieszczono różne pomoce lub przeszkadzajki. Na jednej gracze mogą na jakiś czas przejąć kontrolę nad potężnym mechem, a inną co parę chwil zalewa częściowo lawa, zmuszając śmiałków do ucieczki. Po drugie w wyznaczonych miejscach pojawiają się power-upy, pozwalające nam wkroczyć na arenę na wierzchowcu czy zamienić się w szalejący wir.
Z czasem zdobywamy punkty, dzięki którym odblokowujemy nowe przedmioty kosmetyczne. O ludzikach, których otrzymaliśmy na dobry początek, szybko zapominamy, bo - wykorzystując zdobyte elementy - tworzymy własne, coraz ciekawsze wariacje. W kreatorze możemy popuścić wodze fantazji. Rycerz zakuty w zbroję z laserowym mieczem? Proszę bardzo. Baletnica okładająca wszystkich rękawicami bokserskimi? Żaden problem. Opcji jest multum.
Szkoda tylko, że na zabawie w kosmetykę system progresji się kończy. Wraz z kolejnymi potyczkami nie zdobywamy doświadczenia, nie rozwijamy postaci, nie stajemy się coraz silniejsi. To kolejny dowód na to, że LEGO Brawls to prosta gra, której odbiorcami są głównie dzieci. Te nie będą sfrustrowane tym, że któryś z ich przeciwników wymiata, bo ma dużo lepszy ekwipunek czy wyższy poziom doświadczenia.
Nie musicie się także obawiać o to, że wasze pociechy podczas rozgrywki zobaczą albo usłyszą jakieś niepożądane treści. Gracze nie mogą nic pisać ani korzystać z mikrofonów, więc możecie być spokojni. Także oprawa jest bardzo przyjazna. Pomimo że sednem gry są bijatyki, przemoc została tu ukazana w najłagodniejszy możliwy sposób. A grafika wraz z udźwiękowieniem wprowadzają przyjemną, familijną atmosferę.
LEGO Brawls to gra, która zainteresuje raczej tylko młodych (być może wręcz tych najmłodszych) miłośników LEGO. Starsi gracze szybko zaczną narzekać na liczbę dostępnych trybów rozgrywki, brak motywującego systemu progresji czy mechanikę prostą jak budowa... klocka. Jednak na dłuższą metę może okazać się nudna nawet dla dzieci. No, bo ile można robić w kółko to samo, zdobywając jedynie nowe elementy do składania ludzików.
Gdyby LEGO Brawls było grą free-to-play, powiedziałbym: spróbujcie! Jednak w związku z tym, że trzeba za nią zapłacić ponad 150 złotych, powiem raczej: poczekajcie na promocję albo odpuśćcie.