Kursk - recenzja

Kursk /materiały prasowe

​Strasznie mi źle, że muszę pisać tę recenzję, ponieważ bardzo liczyłem na najnowszy projekt polskiego studia Jujubee. Wspominałem o nim w praktycznie każdym zestawieniu najbardziej oczekiwanych gier tego roku, aż w końcu Kursk trafił do sprzedaży.

Tak po ludzku kusiło mnie, żeby całkowicie odpuścić ten tekst, ale uważam, że byłoby to nie w porządku w stosunku do moich czytelników. W swojej pracy zawsze staram się być jak najbardziej szczery, nawet jeśli prawda może kogoś zaboleć. Tym razem oberwie się katowickiemu producentowi, co wkurza mnie tym bardziej, gdyż kibicowałem im na każdym kroku. Zwłaszcza mając w pamięci świetne Realpolitiks, które otrzymało od Dawida wysoką notę końcową.

Gra komputerowa Kursk zapowiadała się mega ambitne, w końcu poruszała kontrowersyjny temat katastrofy rosyjskiego okrętu podwodnego, mającej miejsce w 2000 roku. Zginęło wtedy ponad stu członków załogi i przez wiele lat zastanawiano się, co tak naprawdę odpowiadało za ich śmierć. Oficjalne raporty był dosyć mgliste i niejednoznaczne, a pomoc w momencie wybuchu nie nadeszła na tyle szybko, jak powinna. Dlaczego to wszystko miało miejsce i czemu tragedia owiana jest tajemnicą? Zagadkę mieli rozwikłać gracze wcielający się w szpiega, mającego za zadanie wykraść informacje o torpedach superkawitacyjnych WA-111 znajdujących się na pokładzie.

Reklama

Całość brzmi naprawdę solidnie i wszystko wskazywało na to, że Kursk będzie przynajmniej solidnym średniakiem z niezbyt dużym budżetem. W związku z tym, iż nie mamy do czynienia z produkcją z segmentu AAA, byłem w stanie przymknąć oko na niedostatki techniczne oraz mało rozbudowaną rozgrywkę. Niestety, żeby w pełni zaakceptować wszystkie błędy produkcji, musiałbym prawdopodobnie oślepnąć. Polska gra w obecnej formie wygląda i działa fatalnie. Obcując z tym tytułem, miałem wrażenie, jakbym brał udział w testach bardzo wczesnej wersji, która dopiero w kolejnych miesiącach rozwinie swoje skrzydła. Gra w obecnym stanie nie nadawałaby się nawet do Early Access na Steamie.

Fatalne początki

Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się w oczy, jest fatalny framerate - posiadam całkiem niezłego kompa, a nawet na średnich detalach i rozdzielczości 1280 x 1024 nie byłem w stanie utrzymać stałej liczby klatek. Ponadto, sterowanie postacią również zostało kompletnie skaszanione. Pech chciał, że większość czasu poruszamy się w klaustrofobicznie małych pomieszczeniach, przez co bohater ma nieustanny kontakt z jakimiś obiektami. Przejście obok ściany wiąże się ze skakaniem obrazu, przenikaniem do innych pomieszczeń i znacznymi dropami animacji. W grach liczy się dla mnie przede wszystkim fabuła, dlatego stwierdziłem, że jakoś to wszystko przeboleję i będę grał dalej. Jakie było moje zdziwienie, gdy Kursk nie chciał, żebym go ukończył.

Produkcja dwa razy scrashowała mi się do tego stopnia, że musiałem rozpoczynać całą przygodę od nowa. Za pierwszym razem postać, z którą musiałem porozmawiać, żeby pchnąć fabułę do przodu, utknęła w swojej pryczy. Przez to nie mogłem podejść do niej odpowiednio blisko, żeby rozpocząć interakcję. Stwierdziłem, trudno, zdarza się, próbuję od nowa. Przy drugim podejściu błąd nie wyskoczył, więc stwierdziłem, że to jednorazowy wybryk. Szybko przekonałem się, że jednak nie. W jakiejś czwartej godzinie gry miałem za zadanie wypatrzeć przez peryskop inne rosyjskie okręty, które wskazywał mi dowódca. Nie ogarnąłem poleceń i odniosłem porażkę. Po wczytaniu sejwa straciłem kompletnie możliwość rozpoczęcia tego zadania. Nie dosyć, że zniknęła możliwość wciśnięcia przycisku odpowiedzialnego za wejście w dialog, to na dodatek jedna z postaci zwariowała. Przenikała przez tekstury i chodziła w kółko, jak w jakimś tandetnym horrorze. "Do trzech razy sztuka" powiadacie, lecz nie dałem rady. Wszystko wskazuje na to, że Kursk działa, jeśli przechodzi się go za jednym podejściem. Wystarczy wyjść z gry albo odnieść porażkę, żeby tytuł kompletnie zgłupiał. To jest dopiero wysoki poziom trudności!

Nudny symulator chodzenia

Pewnie spróbowałbym jeszcze raz podejść do gry, gdyby sama rozgrywka była choć odrobinę bardziej angażująca. Zabawa w produkcji Jujubee polega na łażeniu od znacznika do znacznika i rozmawianiu z niezbyt ogarniętymi marynarzami. Od czasu do czasu wykonujemy też jakieś prostackie zagadki logiczne i włamujemy się do komputerów lub otwieramy zamki w drzwiach do kabin naszych towarzyszy. Jeszcze żeby chociaż rozmowy z NPC-ami były ciekawie zrealizowane, to może miałoby to jakąś wartość. Niestety, dialogi są tak fatalnie napisane, że aż bolą mnie zęby od zgrzytania. Łażenie po korytarzach okrętu podwodnego też bywa przerażające, ponieważ na każdym kroku napotykamy robotycznych marynarzy, z piekielnie przerażającymi spojrzeniami. Postacie znajdujące się na pokładzie praktycznie zawsze stoją w jednym miejscu i wykonują dwie, może trzy, z góry narzucone animacje. Nie reagują na głównego bohatera, tylko patrzą. Nawet gdy wtargniemy do czyjejś kabiny i przeglądamy jego notatki, ten "ktoś" nie zareaguje, tylko będzie... patrzył. Przerażające.

Wierzę, że Jujubee weźmie sobie uwagi graczy do serca i naprawi większość błędów technicznych w pierwszej aktualizacji. Gra na to zasługuje, ponieważ jest w niej spory potencjał. Grafika wygląda całkiem okazale, zwłaszcza gdy skupimy uwagę na detalach znajdujących się wewnątrz tytułowego okrętu. Historia pomimo topornych dialogów mocno mnie zaciekawiła i z chęcią poznałbym jej finał. Podobało mi się też to, jak twórcom udało się uchwycić klimat przełomu XX-XXI wieku. Widać to chociażby po dostępnej technologii, automatach do gier, działaniu laptopów, itp. Produkcja ma całkiem przyjemny klimat, dlatego liczę na to, że jeszcze kiedyś do niej wrócę. Żałuję, że kolejna polska gra (mam na myśli World War 3 i Agony) boryka się na starcie z fatalną optymalizacją i innymi poważnymi błędami, uniemożliwiającymi grę. Kursk może kiedyś będzie porządnym tytułem AA, na tę chwilę jest niegrywalny.

Autor: Łukasz Morawski

Ekspert Ceneo
Dowiedz się więcej na temat: kursk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy