Kingdom Come: Deliverance - recenzja

Kingdom Come: Deliverence /materiały prasowe

Od zawsze RPG-i kojarzyły się przede wszystkim z magią i różnej maści stworami. Kingdom Come: Deliverance oferuje coś zupełnie innego.

W tej grze, opracowanej przez czeski zespół Warhorse Studios (założyli go Daniel Vavra i Martin Klima, którzy pracowali wcześniej m.in. w 2K Czech, Codemasters i Bohemia Interactive), nie uświadczycie żadnych fantastycznych miejsc, smoków czy magów rzucających zaklęcia na lewo i prawo. Przeniesiecie się zamiast tego do średniowiecznych Czech, do okresu wojny o tron Bohemii, toczonej pomiędzy Zygmuntem Luksemburskim a Wacławem IV Luksemburskim (dokładnie jest rok 1403). Nie wcielicie się też w żadną potężną ani obdarzoną nadnaturalnymi zdolnościami postać. Głównym bohaterem Kingdom Come: Deliverance jest niejaki Henryk, prosty syn kowala, który przeżyłby prawdopodobnie spokojne, wręcz nudne życie, gdyby nie jedno zdarzenie, do którego dochodzi w początkowej fazie rozgrywki.

Nie chcemy zdradzać żadnych szczegółów związanych z fabułą. Lepiej, abyście odkryli je wszystkie samodzielnie. W tej chwili ważniejsze, abyście wiedzieli, że w Kingdom Come: Deliverance jesteście tylko drobnym trybikiem w ogromnej machinie polityczno-społeczno-wojennej. Być może z tego powodu nie poczujecie od razu atmosfery przygody ani też nie będziecie zachwyceni fabułą. Jednak im dalej w las, tym robi się ciekawiej. Powinniście docenić zarówno świat gry, scenariusz, postać głównego bohatera, jak i to, że Kingdom Come: Deliverance zostało naprawdę mocno osadzone w historycznych realiach. Autorzy nie tylko zadbali o szczegóły, ale również podali wszystkie fakty w przystępny dla gracza sposób. Podczas rozgrywki nie tylko będziecie się dobrze bawić, ale także dowiecie się co najmniej kilku interesujących rzeczy o średniowiecznych Czechach i okolicy.

Kingdom Come: Deliverance czerpie garściami z popularnych RPG-ów, takich jak chociażby Skyrim czy Wiedźmin, ale do tego wprowadza szereg świeżych, nieznanych znikąd pomysłów. Przykłady? Proszę bardzo. Podczas dialogów możemy przekonywać rozmówców do naszych racji, wykorzystując nie tylko nasze zdolności retoryczne, ale także to, jak wyglądamy. Jeśli Henryk będzie pokryty krwią albo będzie miał na sobie brudne ubranie, możemy mieć problem z poprowadzeniem rozmów po naszemu. Nasz bohater musi się więc myć i dbać o ubiór, ale także jeść (noszone przez nas jedzenie może się z czasem zepsuć, a gdy po takie sięgniemy, zatrujemy się) i wysypiać się. Z czasem rozwijamy umiejętności Henryka. Nie tylko te związane ze strzelaniem z łuku czy z walką mieczem, ale także chociażby... czytaniem. Jeśli zaś zechcecie się skradać, warto, abyście zadbali o odpowiednio ciemne i ciche ubranie (zapomnijcie o ciężkiej zbroi). Takich detali jest w Kingdom Come: Deliverance całe mnóstwo.

Reklama

Jednym z największych atutów produkcji Warhorse Studios są z pewnością zadania. Należy pochwalić nie tylko ich stopień rozbudowania i za różnorodność (gwarantujemy, że będziecie tutaj robić rzeczy, jakich jeszcze w RPG-ach nie robiliście), ale także za swobodę w ich przechodzeniu. To od nas zależy, czy chcemy walczyć, czy się skradać (i zabijać albo kraść), czy starać się rozwiązywać sprawy drogą dialogu. To my decydujemy niejednokrotnie, czy daną osobę zabić, przekupić, a może jej pomóc. Poza tym sprawy nie są przedstawiane tylko w czerni i bieli. Tutaj nawet wydarzenie, które można by w pierwszej chwili uznać za naszą porażkę, może się okazać całkiem niezłym rozwiązaniem.

Pierwsze godziny spędzone z Kingdom Come: Deliverance mogą nieco onieśmielać, ale całe szczęście, że twórcy nie rzucili graczy od razu na głęboką wodę, tylko postanowili przedstawić kolejne aspekty gry stopniowo, a jednocześnie całkiem płynnie. Jednak tak czy inaczej do niektórych rozwiązań trzeba się po prostu przyzwyczaić. Nie tylko do tych wszystkich detali, o które trzeba dbać (o których już wspomnieliśmy), ale także chociażby do walki, która - podobnie jak cała reszta gry - jest ukazana z perspektywy pierwszoosobowej (rzadkość w dzisiejszych czasach, zwłaszcza w RPG-ach). Jednak o ile początkowo może sprawiać problemy i wydawać się dość drętwa, o tyle z czasem nabiera rumieńców i naprawdę może się podobać. Jednak musicie być gotowi na to, że jest znacznie wolniejsza i bardziej taktyczna niż na przykład w Wiedźminie.

Kingdom Come: Deliverance zachwyca światem gry. Po pierwsze - dlatego, że został zrealizowany z rozmachem (pomimo ograniczonego budżetu). Po drugie - dlatego, że jest naprawdę żywy i barwny (pomimo, że to nie fantasy). Po trzecie - dlatego, że jest taki... swojski. To już rzecz zupełnie subiektywna, ale musimy o niej wspomnieć. Przemierzając średniowieczne Czechy, czuliśmy się, jakbyśmy trafili do ogromnego skansenu, położonego gdzieś na ziemi świętokrzyskiej czy podkarpackiej. Na każdym kroku widać, że to średniowiecze i tak bliska nam część Europy. To wszystko sprawia, że nawet pusta eksploracja sprawia w Kingdom Come: Deliverance frajdę.

Po przeczytaniu powyższej części recenzji można by pomyśleć, że Kingdom Come: Deliverance to gra doskonała. No nie, niestety aż tak różowo nie jest, a to wszystko z powodu dużego nagromadzenia błędów. Pod tym względem widać, że to produkcja o znacznie mniejszym budżecie niż wspomniane Skyrim czy Wiedźmin. Autorom najwyraźniej nie wystarczyło środków na to, aby dopracować swoje dzieło w zadowalającym stopniu przed premierą. W efekcie nawet po zainstalowaniu ogromnego (większego niż sama gra!) patcha w dalszym ciągu możemy tylko chodzić i zliczać różnego rodzaju błędy. Już po kilku minutach od włączenia gry utknęliśmy... w niskich krzakach, a później co i rusz trafialiśmy na kolejne bugi. Niektóre z nich są drobne, niektóre drażnią oczy (problemy z animacjami czy teksturami), niektóre niestety utrudniają ukończenie questów. Autorzy uspokajają, że mają świadomość wszystkich popełnionych błędów i że w ciągu najbliższych tygodni przynajmniej większość z nich zostanie naprawiona. No cóż, czekamy!

Kingdom Come: Deliverance, gdy już zostanie załatany, będzie zasługiwał na ocenę o oczko wyższą niż ta poniższa. To naprawdę świetnie pomyślane, oryginalne, rozbudowane, wymagające, ale przy tym niesamowicie satysfakcjonujące i dające dużo swobody RPG. Jednak na pewno nie jest to gra dla każdego. Niektórzy na pewno poczują zmęczenie koniecznością ciągłego dbania o najdrobniejsze detale. Nie wszystkim spodoba się też dodatkowe utrudnienie, ograniczające możliwość zapisania stanu gry (nie można tego robić w dowolnym momencie, bezkarnie i do woli). Ale - z drugiej strony - jest też takie grono graczy, które tymi wszystkimi posunięciami twórców będzie zachwycone. Nam jest do niego zdecydowanie bliżej!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kingdom Come: Deliverance
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama