Immortality - recenzja. To nie jest gra dla osób ani młodych, ani tych o słabych nerwach
Immortality to projekt, jakich mało. Nietuzinkowy, ale też niszowy. Nie do każdego trafi, ale ambicji i pomysłowości nie można twórcom odmówić.
Sam Barlow to projektant gier wideo, który w przeszłości napisał scenariusze do dwóch brytyjskich odsłon serii Silent Hill (Origins oraz Shattered Memories). W ostatnich latach dał się poznać głównie jako scenarzysta i projektant Her Story - intrygującej produkcji, której najbliżej chyba do miana interaktywnego filmu. Historia kobiety przesłuchiwanej przez policję okazała się niesamowicie wciągającym doświadczeniem. Gracze docenili zarówno ją, jak i kontynuację - Telling Lies. Barlow wykorzystał swoje umiejętności, by zaintrygować nas po raz kolejny. Jego najnowszemu dzieło - Immortality - to jedna z ciekawszych propozycji ostatnich lat.
Zacznijmy od tego, że Immortality to produkcja powstała wyłącznie z myślą o osobach dorosłych. Autorzy ostrzegają, że podczas zabawy będziemy obcować z wulgaryzmami, przemocą, krwią, nagością, treściami seksualnymi, jak również z alkoholem i narkotykami. Nie żartują. Czekają na was sceny napaści seksualnych, brutalnych morderstw czy samobójstwa. To nie jest gra dla osób ani młodych, ani tych o słabych nerwach. Nie jest to też tytuł dla kogoś, kto lubi mieć wszystko podane na tacy. Immortality jest zagmatwane jak twórczość Davida Lyncha i po dotarciu do napisów końcowych trudno połączyć wszystko w całość.
Immortality opowiada historię Marissy Marcell, francuskiej aktorki, która zagrała w trzech pechowych filmach. Żaden z nich nie trafił ostatecznie do kin, a jakby tego było mało, podczas kręcenia ostatniego śmierć poniósł reżyser, a Marissa zaginęła. Niedawno znaleziono fragmenty wszystkich trzech filmów. Podczas interaktywnej przygody oglądamy nie tylko je, ale także materiały z prób i castingów. Naszym zadaniem jest połączenie poszatkowanych filmów w całość i znalezienie odpowiedzi na pytanie, co stało się z Marissą i dlaczego filmy, w których grała, nie zadebiutowały na wielkim ekranie.
Trzy filmy, których fragmenty oglądamy podczas zabawy, to Ambrosio (1968), Minsky (1970) oraz Two of Everything (1999). Wszystkie z nich wykonano z ogromną dbałością o szczegóły i autentyczność. Do prac nad nimi zaangażowano specjalistów z dużym doświadczeniem. Tyczy się to zarówno reżyserów, scenografów czy muzyków, jak i aktorów, wśród których pojawiają się m.in. Allan Scott ("Gambit królowej"), Amelia Gray ("Mr. Robot") czy Barry Gifford ("Zagubiona autostrada", "Dzikość serca"). Całość utrzymano w atmosferze horroru i tajemnicy. Gracz cały czas tkwi w niepewności i niewiedzy, starając się odkryć choć odrobinę tego, co ukryte.
Gracz podczas zabawy w Immortality koncentruje się na pracy z maszyną montażową, dzięki której składa indywidualną sekwencję filmów, zawierającą także szereg odniesień do odkrytych zapisów. W specjalnym trybie analizujemy poszczególny wycinki dokładniej, klatka po klatce. Możemy także klikać w interaktywne elementy - postacie czy przedmioty. Choć materiału do przejrzenia jest ogrom, autorzy zadbali o interfejs, dzięki któremu analiza i łączenie fragmentów przebiega naprawdę sprawnie.
W grze pojawił się także element grozy. Czasem nasz pad wibruje, sugerując, że możemy przeanalizować dany fragment w alternatywny sposób, puszczając go od tyłu. Bywa, że zobaczymy jakąś tajemniczą postać albo przed naszymi oczami przemknie zjawa, ale zdarza się też odkryć zupełnie nowy, niepokojący i tajemniczy materiał. Immortality to nie typowy horror, ale momentami trudno się przy nim nie przestraszyć i nie poczuć nieswojo.
Gdyby David Lynch zabrał się za tworzenie gier wideo, niewykluczone, że wyszłoby z tego coś podobnego do Immortality. Gra Sama Barlowa jest oryginalna, tajemnicza, niepokojąca, surrealistyczna... Tego typu określenia można mnożyć, ale nie oddadzą one i tak do końca atmosfery, która panuje podczas poznawania historii Marissy Marcel. To nie jest typowa gra wideo. To interaktywne doświadczenie. Miejcie to na uwadze, rozważając zakup.