Halo Infinite - Master Chief powraca w blasku chwały
Posiadacze Xboksów Series X|S już nie muszą narzekać na brak exclusive'ów. Już nie.
Przez wiele miesięcy po premierze konsol nowej generacji gracze marudzili, że sprzęty może i fajne, ale cóż z tego, skoro nie ma na nich za bardzo w co grać. No, bo gdzie sens w zakupie next-gena za 2,5 tys. zł (czasem więcej), na którym można później bawić się głównie przy starszych tytułach, tylko w podbitej rozdzielczości i w 60 klatkach na sekundę. Jednak ten okres - nazwijmy go przejściowym - już minął. Posiadacze Xboksów Series X|S niedawno otrzymali możliwość zabawy w Microsoft Flight Simulator, później na nowe konsole Microsoftu trafiła rewelacyjna Forza Horizon 5, a parę dni temu premierę miał nie mniej świetny Halo Infinite.
Tak, ten Halo Infinite, z którego wszyscy się śmiali na samym początku, a który teraz nie bawi wcale. A przynajmniej nie w takim sensie, jak wtedy. Okazuje się, że studio 343 Industries godnie przejęło pałeczkę po Bungie i opracowało takie Halo, na jakie wszyscy czekaliśmy. To bardzo dobra pierwszoosobowa strzelanka, która na razie zachwyca głównie kampanią single player, ale oferuje też multiplayer o tak dużym potencjale, że prawdopodobnie będziemy się przy nim bawić przez lata. Ale od początku.
Halo Infinite to już szósta część przygód Master Chiefa. Tym razem historia rozpoczyna się w momencie, w którym ów superżołnierz znany także jako "Spartanin" budzi się kilka miesięcy po wydarzeniach z poprzedniej odsłony. Wnet dowiaduje się, że ludzkość poniosła klęskę w wojnie o pierścień Halo Zeta, Wygnani odnoszą kolejne zwycięstwa po dwodzą Escharuma, a Cortana najprawdopodobniej nie żyje. Protagonista, nie chcąc, by wrogowie homo sapiens dopadli w końcu Ziemian, chwyta za broń i wyrusza w swój kolejny bój.
Halo Infinite nie zaskakuje fabułą, koncentrując się na Master Chiefie, jego stosunku do sztucznej inteligencji oraz walce z Wygnanymi. Choć liczyłem na więcej, nie zawiodłem się, ponieważ 343 Industries zwyczajnie inaczej rozłożyło akcenty. Skupiło się na nowościach. Przede wszystkim na wprowadzeniu otwartego świata. W Halo Infinite poruszamy się po rozległym obszarze i robimy to dość swobodnie. Możemy biec od misji do misji, ale lepiej zarezerwować sobie trochę czasu na aktywności poboczne. Gra daje nam także jeszcze więcej możliwości podczas samych starć.
Te - po raz kolejny - stanowią o sile gry. Halo Infinite oferuje tak samo dynamiczną, emocjonującą i taktyczną walkę, jak do tej pory, tylko z jeszcze większą swobodą i z nowymi gadżetami do wykorzystania. Jednym z ciekawszych elementów wyposażenia Master Chiefa jest linka z hakiem, która nie tylko pomaga w przemieszczaniu się, ale także pozwala przyciągać wrogów czy znajdującą się kawałek od nas broń. Nie zawodzi także liczebność i różnorodność dostępnych giwer. Akcja w Halo Infinite została zrealizowana pierwszorzędnie. Szkoda tylko, że musimy jeszcze poczekać na opcję kooperacji. Ta pojawi się w grze dopiero za jakiś czas. Jestem przekonany, że będzie świetna.
Na razie pozostaje nam single player, który powinien wystarczyć na kilkanaście godzin świetnej zabawy, oraz multiplayer, który nie oferuje jeszcze wszystkiego, co 343 Industries ma w planach, ale już trudno się od niego oderwać. Jeśli lubicie Halo, z pewnością zachwycą was potyczki drużynowe na największą dotychczas skalę. Spodoba wam się także innowacyjna opcja zabawy, polegająca na przetrzymywaniu czaszki. Jednak niezależnie od wybranego trybu starcia z innymi graczami są niezwykle futurystyczne i emocjonujące. Duża w tym zasługa dobrze zaprojektowanych map, zróżnicowanych gadżetów oraz obszernego arsenału do wykorzystania.
Halo Infinite, które trafiło do Xbox Game Pass i do sklepów na początku grudnia, to dopiero początek drogi obranej przez 343 Industries. Twórcy już wsłuchują się w głos graczy, sporządzają notatki i opracowują pierwsze zmiany. W przyszłości możemy oczekiwać też nowej zawartości do multiplayera, a kto wie, może i do kampanii singlowej. Ta gra naprawdę może się świetnie rozwinąć.
Na tę chwilę oceniam ją na mocną ósemkę. Jeśli jednak autorom uda się wykrzesać z niej sto procent potencjału, dziewiątka będzie w pełni zasłużona. Tak czy inaczej, już teraz zdecydowanie warto spędzić z Master Chiefem przynajmniej kilka wieczorów. Szczególnie że gra jest dostępna w cenie abonamentu Xbox Game Pass. Halo, czy potrzebujecie jeszcze jakiejś zachęty?!