H1Z1: Battle Royale - recenzja

H1Z1 Battleroyale /materiały prasowe

​Ostatnio w kategorii gier battle royale ciągle coś się dzieje. PUBG po trwającej kilka miesięcy furorze został zdetronizowany przez Fortnite'a, a do tego starcia wmieszał się właśnie H1Z1: Battle Royale.

H1Z1, który od dawna walczył o swoją tożsamość. Gra zadebiutowała na Steamie na początku 2015 roku w wersji, w pracach nad którą brałudział PlayerUnknown (Brendan Greene), czyli... główny twórca i kowal sukcesu PUBG-a. Niestety, od samego startu miała pod górkę. Trapiące ją problemy techniczne (poważne, związane np. z niemożnością zalogowania się do konta) odstraszały graczy niczym chmara krwiożerczych zombie. Biorąc je pod uwagę, sprzedaż na poziomie ponad miliona egzemplarzy można uznać za niewątpliwy sukces.

W lutym 2016 roku deweloper H1Z1 - studio Daybreak Game Company - ogłosił, że gra zostanie podzielona na dwie części: Just Survive oraz King of the Hill. Pomysł był może i dobry, ale realizacja znów przebiegała jak po grudzie. Prawdopodobnie w związku z tym porzucono plan wydania H1Z1 na konsolach i skupiono się na wersji pecetowej. Z kolei na tydzień przed zapowiadaną premierą ogłoszono, że gra wciąż jest na tyle niedopracowana, że będzie tkwić w programie wczesnego dostępu dłużej, aż do odwołania.

Reklama

Ostatecznie Daybreak Game Company - prawdopodobnie zachęcone sukcesem PUBG-a i Fortnite'a - zdecydowało się postawić na część, na której skupiał się w pracach nad projektem PlayerUnknown, czyli na trybie battle royale. W tej formie gra zadebiutowała niedawno zarówno na pecetach, jak i na konsolach (wcześniej była dostępna w formie bety). Czyżby zyskała swoją ostateczną tożsamość? Czy pod tą postacią osiągnie sukces, walcząc dzielnie z PUBG-iem, Fortnite'em oraz innymi battle royalami? Sprawdźmy!

H1Z1 nie rewolucjonizuje mechanizmów znanych z konkurentek. W sieciowej rozgrywce bierze udział 100 osób. Gracze trafiają na pokaźnych rozmiarów mapę, która z czasem się kurczy. Wszyscy zaczynają z niczym i zanim dojdzie do otwartego starcia, muszą jak najlepiej się do niego przygotować, odnajdując sprzęt. Jeśli graliście wcześniej w jakieś battle royale, poczujecie się tutaj jak żołnierz w arsenale. A jeśli nie, prawdopodobnie już w trakcie pierwszej potyczki zrozumiecie wszystko, co będzie wam niezbędne do tego, by dobrze się bawić.

Bo zabawa w H1Z1 jest naprawdę przednia. Choć wydaje się, że to klon innych battle royale, w rzeczywistości okazuje się to nieprawdą. Daybreak Game Company - mając świadomość, że trudno będzie konkurować z tak silnymi przeciwnikami, jak PUBG i Fortnite - wprowadzili jedną, ale istotną zmianę. Otóż H1Z1 jest od swojej konkurencji wyraźnie dynamiczniejsze. Właściwa część rozgrywki zaczyna się znacznie szybciej i szybciej się też kończy. W ciągu, powiedzmy, godziny, jesteście w stanie wziąć udział nawet w kilku potyczkach. Ciekawą opcją jest także możliwość rozgrywki w parach oraz w pięcioosobowych drużynach.

H1Z1 zadebiutowało jako free-to-play i wszystko wskazuje na to, że w tym modelu będzie działać przez dłuższy czas. Co niezwykle istotne, jest to free-to-play, które nie pozwala nam na stawanie się lepszym dzięki pieniądzom. Karta kredytowa pozwala nam jedynie zdobyć elementy personalizujące naszą postać. Nie można przy jej użyciu uzyskać dostępu do lepszej broni etc. Co zaś się tyczy arsenału, twórcy prawdopodobnie będą regularnie wprowadzać nowe giwery oraz pojazdy (póki co to robią). To z pewnością się przyda, bo póki co - o ile dobrze policzyliśmy - "pukawki" w H1Z1 można zliczyć na palcach dłoni.

Jedną z największych wad (o ile nie największą) H1Z1 jest z pewnością oprawa graficzna. Odbiorcy, którzy cenią sobie nowocześnie wyglądające gry, po uruchomieniu produkcji Daybreak Game Company będą musieli zagryźć zęby. Widać, że ta produkcja sporo już przeszła i choć twórcy w ostatnim czasie wprowadzili sporo usprawnień, to w dalszym ciągu jej szata wizualna przywołuje na myśl tytuły sprzed dobrych kilku lat. Można się spodziewać, że gdy gra już na dobre zadomowi się w świecie battle royale, autorzy poświęcą temu aspektowi dużo czasu.

A póki co trzeba się skupić na (naprawdę niezłej) rozgrywce. H1Z1 jest bez wątpienia warte pobrania i wypróbowania. Jeśli macie już dość PUBG-a i Fortnite'a, może to być dla was wymarzona odskocznia. A może jeszcze nigdy nie próbowaliście zabawy w battle royale? Jeżeli tak, jeżeli leży wam panujący w H1Z1 klimat i jeżeli cenicie sobie szybką, dynamiczną rozgrywkę - pobierajcie H1Z1. Prawdopodobnie czeka was wiele godzin naprawdę przyjemnego strzelania.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy