Grim Legends: The Forsaken Bride - recenzja

​Polskie studio Artifex Mundi to mistrzowie podgatunku HOPA. Każda ich gra to w pewnym sensie małe dzieło sztuki, które oczarowuje od pierwszej chwili.

HOPA, czyli Hidden Object Puzzle Adventure. Czyli połączenie łamigłówki z przygodówką oraz zabawą polegającą na badaniu kolejnych plansz w poszukiwaniu określonych przedmiotów. Lekkie, proste (choć niekoniecznie łatwe) i przyjemne, w zasadzie dla każdego, od nastolatka po emeryta. Całą grę jesteśmy zwykle w stanie ukończyć w ciągu kilku godzin, ale za to kolejne "hopy" tworzy się stosunkowo szybko i kolejne reprezentantki tego niszowego gatunku zalewają rynek. Ostatnio do sprzedaży trafiła kolejna produkcja Artifex Mundi - Grim Legends: The Forsaken Blade. Czy i tym razem Polacy potwierdzili swoje mistrzostwo w omawianej dziedzinie?

Reklama

Grim Legends: The Forsaken Bride przedstawia baśniową historię 25-letniej kobiety, która w rozpaczy po rozstaniu z ukochanym udaje się nad przepaść, by cisnąć tam pierścionek zaręczynowy i wykrzyczeć przy tym swoją złość, rzucając przy tym na siebie klątwę. Później akcja przenosi nas o 25 lat naprzód, kiedy to ma dojść do zaślubin bliźniaczki głównej bohaterki oraz niejakiego Edwarda. Ceremonia zostaje jednak przerwana przez niedźwiedzia, który wpada z rykiem do wioski i porywa pannę młodą. Czas wyruszyć w pogoń. W tę poza bohaterką udaje się sam Edward. Przygoda zaczyna się nieźle, błyskawicznie wciągając nas w opowieść, i jest prowadzona w należytym tempie, które później zostaje utrzymane na tym samym poziomie aż do samego końca (głównie dzięki dużemu natężeniu oraz dynamicznej narracji). Należy przy okazji wspomnieć, że autorzy umiejętnie nawiązali w Grim: The Forsaken Bride do twórczości braci Grimm.

Artifex Mundi w poprzednich swoich grach kładło silny nacisk na aspekt hidden object. Na szukaniu przedmiotów i wykorzystywaniu ich we właściwych miejscach spędzaliśmy znaczną część zabawy. Tym razem proporcje nieco zmieniono, decydując się zwiększyć udział elementów typowo "przygodówkowych". Więcej czasu spędzamy na wchodzeniu w interakcje z otoczeniem oraz rozwiązywaniu łamigłówek (przy których przydaje się znaleziony na początku przygody kotek). Elementy hidden object oczywiście pozostały obecne, ale jest ich wyraźnie mniej. Według nas wyszło to grze wyłącznie na dobre. Tym bardziej, że zagadki przygotowane przez panów z Artifex Mundi wypadają co najmniej dobrze. Są pomysłowe, a ich poziom trudności należy określić jako "w sam raz". Gdyby jednak dla kogoś były zbyt trudne, gra proponuje system podpowiedzi, który działa - jak we wszystkich produkcjach Artifeksu - bez zarzutu. Z kolei jeśli uważacie się za mistrzów łamigłówek, możecie zdecydować się na wyższy poziom trudności.

Jeśli chodzi o oprawę Grim Legends: The Forsaken Bride, otrzymaliśmy dokładnie to, czego się spodziewaliśmy. A zatem - świetne, ręcznie rysowane plansze, estetyczne animacje (choć kuleje mimika postaci, co razi bardziej niż mogłoby się wam wydawać) oraz budujące klimat udźwiękowienie. W najnowszą produkcję Artifex Mundi gra się dzięki temu wszystkiemu z jeszcze większą przyjemnością.

Grim Legends: The Forsaken Bride to propozycja, która może przypaść do gustu w zasadzie każdemu. To nieduża (w sensie długości rozgrywki), acz intensywna dawka baśniowej przygody oraz łamania sobie głowy w bardzo dobrym wydaniu. Poza tym jej niewątpliwym plusem już niedługo będzie dostępność na platformach mobilnych. Obecnie gra dostępna jest tylko na pecetach, ale docelowo Artifex Mundi zamierza wydać ją także w wersjach na Androida, iOS-a oraz Windows Phone'a.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy