GreedFall - recenzja

GreedFall /materiały prasowe

​Co by powstało, gdyby połączyć Gothica, Dragon Age'a i Wiedźmina? Już nie musicie się zastanawiać. Wystarczy, że odpalicie GreedFall.

W 2008 roku kilku deweloperów, którzy poznali się przy okazji prac nad grą Silverfall (niezbyt głośnym "erpegiem" z 2006), spotkało się i postanowiło założyć własne studio - Spiders. Panowie zdecydowali, że skupią się na tworzeniu RPG-ów, i tej wizji trzymali się przez kolejne lata. Choć ich dzieła były raczej średnich lotów (Of Orcs and Men, Bound by Flame, Mars: War Logs, The Technomancer), nie poddawali się, cały czas rozwijali swój warsztat i starali się wykorzystać potencjał, który bez wątpienia w nich tkwił. Nie wiem, czy jego eksplozja nastąpiła właśnie teraz, bo być może najlepsze jeszcze przed nimi, ale to, co zaprezentowali przy okazji wydanego właśnie GreedFall, musi robić wrażenie. Chcę więcej!

Reklama

W GreedFall przenosimy się do fantastycznego świata - łączącego w sobie atmosferę XVII-wiecznej Europy z elementami fantasy - a dokładnie do jego części zwanej Starym Światem. Jest to miejsce tyleż barwne, co nieszczęśliwe, bowiem jego ludność dziesiątkuje właśnie tajemnicza plaga, na którą nie ma lekarstwa. Szansy na jego odnalezienie należy szukać w Nowym Świecie, a dokładnie na wyspie Teer Fradee, na którą trafiamy niedługo po rozpoczęciu przygody (po tym, jak już przebrniemy przez samouczek i kilka prostych zadań w mieście Serene). Odszukanie go jest naszym głównym celem, ale to tylko jeden z wątków fabularnych. Autorzy przygotowali wielowarstwową, głęboką i nieliniową historię, której rozwój zależy w dużym stopniu od podejmowanych przez nas decyzji.

Teer Fradee to piękne miejsce, które urzeka nie tylko widokami, ale również tym, co nas tutaj spotyka. Jest tego naprawdę sporo. Przede wszystkim należy wiedzieć, że na wyspie toczy się wojna pomiędzy kolonizatorami a tubylcami. Ci pierwsi już od jakiegoś czasu panoszą się, stawiając kolejne miasta, a ci drudzy, chcąc się bronić, przyzywają starodawne bestie. Gracz musi się jakoś między nimi odnaleźć, starając się o dobrą reputację po obu stronach. Jednak, jak się pewnie domyślacie, nie jest to łatwe.

Główny bohater GreedFall został wyraźnie nakreślony. Choć możemy na początku zdecydować o jego wyglądzie, klasie i początkowych umiejętnościach, jest to postać z gotową historią, celem i motywacjami. To dyplomata (przedstawiciel kongregacji kupieckiej) i poszukiwacz przygód, który na Teer Fradee reprezentuje jedną z trzech nacji walczących o wpływy, ale i szukających lekarstwa na wspomnianą chorobę. Nie jest to niestety postać, którą zapamiętacie na dłużej. W GreedFall o wiele ciekawiej wypadają NPC-e.

Świat gry i sama gra mają nam bardzo dużo do zaoferowania. W GreedFall nie ma wprawdzie tak dużej mapy, jak chociażby ta w Wiedźminie, ale ta, która się w nim znalazła, wystarczy w zupełności, abyśmy ani przez chwilę nie zaznali nudy. Teer Fradee jest pełna atrakcji: interesujących questów do wykonania (które prawie zawsze możemy przejść na kilka sposobów), mniej lub bardziej tajemniczych (ale zawsze ślicznie zaprojektowanych) miejsc do odkrycia czy skarbów do odnalezienia. Wyspę po prostu chce się eksplorować. A gdy już spotykamy kogoś, z kim możemy zamienić kilka zdań, dostrzegamy kolejną zaletę GreedFall - rozbudowane, wielowarstwowe i ciekawe (w większości przypadków) dialogi. Spiders stworzyli RPG pełną gębą, po którym prawie wcale nie widać, że nie miało wielkiego budżetu.

A skoro RPG pełną gębą, to nie mogło w nim także zabraknąć walki. Ta w mojej opinii stanowi połączenie tej z Wiedźmina i tej z Dragon Age'a. Z jednej strony patrząc, bierzemy czynny udział w starciach (wywijamy orężem, bronimy się, strzelamy z broni palnej, czarujemy etc.), a z drugiej - w każdej chwili możemy włączyć aktywną pauzę, by przemyśleć taktykę, zmienić broń czy użyć jakiegoś przedmiotu. Mechanika ta wypada po prostu świetnie - jest dynamiczna i emocjonująca, a zarazem wymagająca i taktyczna. Warto dodać, że w starciach towarzyszą nam także kompani, potrafiący dać naprawdę duże wsparcie.

W GreedFall nie zabrakło także systemu rozwoju, który pozwala zwiększać szanse na sukces nie tylko w walkach, ale również w dialogach czy takich czynnościach, jak kradzież czy crafting. Pomimo, że na początku wybieramy jedną z trzech klas postaci, drzewka umiejętności pozostają otwarte i możemy się po nich wspinać całkiem swobodnie. W ogóle "swoboda" to jedno z najważniejszych określeń dotyczących rozgrywki w GreedFall.

Owszem, dzieło GreedFall ma swoje słabsze strony. Można zwrócić uwagę na szereg technicznych niedociągnięć (które w RPG-ach osadzonych w otwartych światach występują prawie zawsze i prawie zawsze są z czasem poprawiane), można przyczepić się do niedostatecznie ciekawego głównego bohatera (zamiast tego mamy diablo interesujący świat i NPC-ów), można marudzić, że wnętrza budynków są często zrobione przy użyciu metody "kopiuj-wklej" (w takich chwilach widać budżetowe ograniczenia)... Jednak przy wszystkich zaletach tej gry - a jest ich całe mnóstwo - naprawdę trudno się na nich skupiać.

GreedFall to pozycja absolutnie obowiązkowa dla każdego szanującego się miłośnika RPG-ów. Czy można go nazwać "nowożytnym Gothikiem"? Nie wiem. Ale to nieważne. Ważne jest to, że podczas tych 30-40 godzin spędzonych przed komputerem/konsolą trudno oderwać się od pada (odradzam granie na klawiaturze i myszce, bo jest niezbyt wygodne). Mnie wystarczyło kilka godzin, aby się zatracić...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama