Gray Dawn - recenzja

Gray Dawn /materiały prasowe

​Motywy kościelno-religijne są stosunkowo rzadko wykorzystywane w grach. Być może wynika to z pewnych obaw twórców. Nie mieli ich jednak panowie (i panie) z rumuńskiego studia Interactive Stone, tworząc Gray Dawn.

W ich grze przenosimy się do 1920 roku, do niewielkiej angielskiej wioski, i poznajemy historię pewnego księdza, który służył jako egzorcysta, a ostatnio został oskarżony o zabicie kilkorga dzieci i obdarzył miłością jedną z pań lekkich obyczajów. To wszystko prowadzi do czegoś w rodzaju obłędu, w wyniku którego główny bohater miewa różne wizje, a w końcu trafia również do czyśćca i do piekła. O co w tym wszystkim chodzi? Przekonacie się w ciągu około czterogodzinnej rozgrywki.

Od razu zaznaczmy, że Gray Dawn nie jest grą przeznaczoną dla osób, które scenę, w której krew ścieka po krzyżu, traktują jako obrazę uczuć religijnych. Podobnych widoków Interactive Stone przygotowało całkiem sporo. Wspomnijmy też, że podczas zabawy przychodzi nam pływać łodzią, za którą służy nam... trumna, a rolę wioseł pełnią krzyże. Nie zdziwimy się, jeśli o Gray Dawn będzie jeszcze głośno właśnie ze względu na kontrowersyjne treści.

Reklama

Jednak z pewnością nie jest to gra, która próbuje pozyskać zainteresowanie wyłącznie obrazoburczymi treściami. To naprawdę ciekawa i wciągająca przygodówka (a właściwie symulator chodzenia), stworzona w konwencji psychologicznego thrillera. Przemierzane przez nas lokacje zasługują na uznanie. Niektóre są naprawdę piękne, a niektóre potrafią wręcz obrzydzić, ale nie ze względu na jakość grafiki (o tej nie możemy napisać złego słowa), tylko na to, co się w nich znajduje. Pochwalić należy także tajemniczą atmosferę, która towarzyszy nam na każdym kroku.

Gray Dawn to nie tylko eksploracja. To także zagadki, które musimy często rozwiązywać, wykorzystując specjalny gadżet - pozytywkę, która pozwala nam zmienić porę roku z letniej na zimową lub odwrotnie. Łamigłówki można określić jako dość przystępne. Być może początkujący gracze napotkają na trudności, ale jeśli graliście do tej pory chociaż w dwie-trzy przygodówki, nie powinniście mieć większych problemów z przejściem Gray Dawn (i to bez sięgania po solucję).

Podczas rozgrywki narzekaliśmy jedynie na to, że musieliśmy po kilka razy wracać do tych samych lokacji (można było tego uniknąć), a także na dubbing, który pozostawia trochę do życzenia. No, może jeszcze poziom trudności mógłby być nieco wyższy, ale przynajmniej teraz w Gray Dawn mogą zagrać także początkujący. Choć z pewnością nie powinny tego robić osoby, które wiarę traktują jako najwyższą wartość absolutnie nie do ruszenia. Autorzy często balansują na granicy dobrego smaku i obrazy uczuć religijnych.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy