Go Vacation - recenzja
Drodzy użytkownicy Switcha, przyszedł czas na kolejny port z Wii. Po kilku udanych powrotach do przeszłości, Bandai Namco próbuje wciągnąć graczy w prostą, relaksującą kooperację.
Go Vacation to taki jeden, wielki symulator zabijania wolnego czasu. Cztery potężne lokacje, cztery różne światy i tona aktywności, które zachęcają nas do rywalizacji ze znajomymi. Możemy ścigać się na skuterach wodnych, jeździć na nartach, łowić ryby albo pędzić quadem po plaży. Każde z miejsc przedstawionych przez Go Vacation stara się jak najlepiej wykorzystać własne otoczenie. Miasto okazuje się gratką dla właścicieli deskorolek, górski szczyt pozwala nam wyciągnąć z szafy snowboard, a w morskiej zatoce kusi surfing.
Jednoosobowa przygoda w Go Vacation zaczyna się od przeprowadzenia nas za rękę przez większość możliwości każdej z czterech lokacji. Jesteśmy stawiani przed krótkimi zadaniami, które wymagają od nas udziału w pojedynczych aktywnościach. W ten sposób gra stara się pokazać nam niespodzianki czyhające na graczy w ich otwartym świecie oraz przedstawić cztery różne środowiska, jakie zbudowało Bandai Namco. Niestety, przez większość czasu jest to niepotrzebne, długie i nużące, a prawdziwa zabawa zaczyna się wtedy, kiedy przebrniemy przez nieudany początek i dostaniemy możliwość eksplorowania świata we własnym tempie.
Dopiero wtedy okazuje się, że zwierzętom spotykanym na mapach można robić zdjęcia, niektórzy NPC mają nam kilka rzeczy do powiedzenia, a aktywności do zaliczenia jest nawet więcej, niż wydawało się na początku. Do każdej z gier może dołączyć maksymalnie trójka naszych znajomych i z Joy-Conami w rękach spróbować pobić rekordy, jakie udało nam się ustanowić podczas jednoosobowej "kampanii".
Możliwość niemal natychmiastowego przeskoczenia z łowienia ryb na słonecznej plaży do rzucania się śnieżkami buduje poczucie różnorodności i przez pierwsze godziny sprawia wrażenie, jakby odkrycie całego świata miało zająć nam setki godzin. Szczególnie że szybka podróż od jednej aktywności do drugiej to tylko jedna z opcji. Gra regularnie zachęca do tego, żeby po mapach poruszać się samemu, na nartach, quadzie czy własnych nogach. Po drodze spotykamy różne postaci, czasami w oczy rzucają się znajdźki, a aparat pozwala na budowanie kolekcji zdjęć.
Po kilku kolejnych godzinach spędzonych w Go Vacation okazuje się jednak, że różnorodne wyzwania rozsiane po czterech mapach, które miały być punktem sprzedającym cały tytuł, są w praktyce najsłabszym ogniwem. Twórcy postawili bowiem na uproszczone do bólu aktywności, które zazwyczaj wymagają od nas użycia jednego przycisku. Są pomysły sprawdzone, jak sztuczki na deskorolce czy slalom na nartach, zachęcające do kolejnych powtórzeń i rywalizacji, ale większość robi się nużąca po kilku podejściach, a brak jakiejkolwiek głębi odrzuca od pomysłu bicia kolejnych rekordów.
Na początku wydawało się, że Go Vacation ma być tytułem przeznaczonym przede wszystkim do kanapowej kooperacji. Niejednokrotnie widywałem na Reddicie pytania, czy jest sens próbować tej gry w pojedynkę. Praktyka pokazuje, że najwięcej czasu w tym tytule spędzą ludzie szukający odrobiny niezobowiązującej eksploracji w świecie, który graficznie powaliłby na kolana w 2003 roku.
Możemy chwile wolnego w tramwaju czy metrze spędzić, szukając kolejnych znajdziek, odkrywając tajemnicze zakamarki poszczególnych map albo biorąc udział w czynnościach, które do tej pory umknęły naszemu radarowi. Jeżeli jednak szukacie tytułu do wspólnej zabawy ze znajomymi, dużo lepiej postawić na grę z rozbudowaną rozgrywką, nastawioną na wysoką powtarzalność. W przypadku Go Vacation, ilość niestety nie idzie w parze z jakością.